Czy to prawda, że co złe dla Rosji – to dobre dla Polski? Ukraina? „Kraj ten jest traktowany jako prowincja, o którą Polska walczy z Rosją” – pisze prof. Bronisław Łagowski, filozof, autor świetnych komentarzy w tygodniku „Przegląd”. W naszym myśleniu im Rosja mniejsza i słabsza – tym Polska bezpieczniejsza. Znając historię, trudno się dziwić. Mam na myśli Rosję obecną, taką, która stoi murem za Putinem, a nie Rosję wymarzoną. Co innego, gdyby Rosja była Szwecją. Z taką Rosją chętnie pójdziemy w tango, ale do tanga trzeba dwojga. A Putin z nami tańczyć nie chce.
Jedną z powinności mediów jest wyczuwanie nastrojów i wyławianie tego, co w trawie piszczy. W sprawie Ukrainy wyczuwam w polskich mediach kaca, że sprawy nie idą tak, jak byśmy chcieli. Polska – pisze Jerzy Haszczyński w „Rzeczpospolitej” – „która najbardziej zagrzewała Ukraińców do walki, wytyczała rozkład jazdy na Zachód, pokrzykiwała: »jesteśmy z wami«. Teraz zaś godzi się na pozostawienie ich kraju w sferze wpływów rosyjskich w zamian za wzmocnienie polskiego bezpieczeństwa”, czyli kilku tysięcy zachodnich żołnierzy na naszym terytorium, do czego (dodajmy od siebie) nikt się nie kwapi, bo nie chce drażnić niedźwiedzia.
Polska – pisze Haszczyński – „Ciągnęła Ukrainę i kilka innych państw postradzieckich z całych sił na Zachód, świadoma, że to jest wielka geopolityczna rozgrywka z Moskwą. Wymyśliła Partnerstwo Wschodnie, przekonywała Ukraińców i Zachód do umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina, wysyłała emisariuszy do Janukowycza, kibicowała Majdanowi, obiecała wsparcie reform.