Dwuteownik, kątownik, ceownik, walcówka żebrowana, pręty kwadratowe, pręty płaskie. Rodzina produktów hutniczych jest wielodzietna. Ale ostatnio wszyscy mówią tylko o jednym dziecku – pręcie żebrowanym. Prezydent Ostrowca chciałby, żeby ktoś wreszcie zrobił porządek z tym prętem. Prezes Huty Ostrowiec mówi, że z przerażeniem obserwuje zachowanie pręta żebrowanego. Szef sejmowej komisji finansów publicznych sprawie pręta żebrowanego poświęcił interpelację poselską numer 11561. Centralne Biuro Śledcze i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w pręcie siedzą już od ponad roku. Ale ciągle nie są gotowi, żeby wyprostować sprawę.
O sytuacji pręta żebrowanego powiadomiono już Komisję Europejską. A jeden z najbogatszych ludzi świata od kilku miesięcy próbuje się spotkać w tej sprawie z premierem Donaldem Tuskiem. Podatnika harce wokół pręta żebrowanego mogły kosztować nawet ponad 500 mln zł. Niestety, bez szybkich zmian w prawie podatkowym pręt ma wielkie szanse na pogrzebanie branży hutniczej w Polsce.
Branże połączone
Na 2011 r. branża okołobudowlana czekała w napięciu. Z symulacji wychodziło, że właśnie wtedy przetną się wszystkie krzywe wzrastające. Mówiąc po ludzku, nastąpi inwestycyjny wysyp. A jak budują, to znaczy, że muszą kupić materiały budowlane. Cementownie po raz pierwszy od czasów wczesnego Gierka jechały na pełnej mocy. Huty też dawały z siebie wszystko. O ile jednak cementownie sprzedały rekordowe 18 mln ton cementu (czyli 20 proc. więcej), to już zyski hut w niektórych segmentach były o 12 proc. niższe. – My robimy cement. Oni pręty do jego uzbrojenia. Sprzedaż w naszych branżach jest połączona. Skoro u nich siadło, to znaczy, że pojawił się jakiś czynnik dodatkowy – mówi jeden z producentów cementu. Hutnicy czynnik dodatkowy zaczęli zauważać już pod koniec 2010 r. Na rynku pojawiało się coraz więcej towaru po niespotykanie niskiej cenie. – Pręt żebrowany to produkt o dużej wrażliwości cenowej i niskiej marży. Przy cenie około 500 euro za tonę cała marża nie przekracza 15 euro. A na rynku pojawiły się oferty za 485 euro, a nawet niższe. Jeśli ktoś kradnie 23 proc. VAT od ceny netto 500 euro, to zarabia 115 euro – tłumaczy wiceprezes Dariusz Marchewka z Arcelor Mittal Warszawa. – I ma z czego kompensować sztucznie zaniżoną cenę sprzedaży i jeszcze doskonały zarobek. Żaden uczciwy producent nie wytrzyma takiej konkurencji. Hutnicy szybko domyślili się, że ktoś ich wali po kieszeni. Ku przerażeniu stwierdzili, że po tej kieszeni dostają prętem żebrowanym, który sami produkują.
Bez względu na to, gdzie pręt zostanie wyprodukowany, przeważnie wygląda tak samo, bo jest objęty standardem. To właśnie jego masowość i brak cech jednostkowych przyciągnęły uwagę oszustów. Strasznie trudno śledzić obrót takim towarem. Tym bardziej że docelowo i tak kończy jako element zbrojeniowy i trudno oczekiwać, że ktoś będzie burzył mosty, żeby dochodzić, ile go tam jest, skąd się wziął i czy aby znalazł się tam legalnie. I mafia dobrze o tym wie. Mechanizm oszustwa ma kilka wariantów. Od banalnie prostego, aż po taki, w którym w gąszczu faktur ukrywa się ich kilka, a oszuści zarabiają na tym miliony.
Ten najprostszy opiera się na liberalnych unijnych przepisach podatkowych i wolnej reakcji krajowych organów fiskalnych. Wystarczy, że pręty kupimy w jakimś innym kraju unijnym i zadeklarujemy, że przewieziemy je do Polski. Kupujemy wówczas produkt z zerową stawką VAT. Nie oznacza to, że jesteśmy zwolnieni z VAT. Jesteśmy zobowiązani go zapłacić, ale dopiero w kraju unijnym, do którego towar ma trafić. Jeśli jednak towar przepuścimy przez łańcuszek firm, a w tym łańcuszku jedna będzie nieuczciwa, to może się okazać, że na każdym euro możemy zarobić 23 eurocenty. Mechanizm jest stary, jak unijne przepisy o VAT. Jednak od początku lat 90. państwa starej Unii nauczyły się lepiej radzić sobie z nadzorem nad tego typu przekrętami. Polacy ciągle się uczą. I na samym pręcie płacą za to wysoką cenę. Według Polskiej Unii Dystrybutorów Stali, która zrzesza pośredników w handlu stalą zbrojeniową, tylko w 2011 r. straty Skarbu Państwa z tytułu niezapłaconego albo wyłudzonego VAT kosztowały państwo 400 mln zł.
Politycy sprawę traktują z nadzwyczajnym spokojem. – Próbowaliśmy alarmować wszelkimi możliwymi kanałami. Prosiliśmy o nagłośnienie problemu lokalnych posłów, składaliśmy zawiadomienia organom ścigania, wysyłaliśmy pisma, do kogo się dało – mówi jeden z ludzi z branży. Właściwie bez efektu. Producenci zrzeszeni w branżowej Hutniczej Izbie Przemysłowo-Handlowej postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Wynajęli prywatne firmy detektywistyczne, zaprzęgli do pracy wywiadownie gospodarcze i firmy audytorskie. Za własne pieniądze robili to, z czym państwo po prostu sobie nie radziło.
Przestępcy, którzy oszukują na podatku VAT, świetnie wiedzą, że pomiędzy uprawnieniami służb jest luka kompetencyjna i opór przed wspólnym działaniem. Do tropienia największych przekrętów gospodarczych powołane zostało Centralne Biuro Śledcze. Ale CBŚ nie ma dostępu do tajemnicy skarbowej. Bez współpracy z Urzędami Kontroli Skarbowej nie da się wyłapywać nieuczciwych pośredników. Tym bardziej że większość tych firm żyje na rynku zaledwie trzy miesiące. Po tym okresie firmy mają obowiązek zapłacić zaległy VAT. I wtedy właśnie znikają. Zostają po nich tylko nazwy i właściciele, którzy w dniu zatrzymania dowiadują się, że byli prezesami firm, które obracały milionami. – Większość firm zakładana jest na słupy. Alkoholików, bezdomnych, drobnych narkomanów albo obywateli obcych państw, którzy za niewielkie pieniądze godzą się na wykorzystywanie swoich danych osobowych – mówi proszący o anonimowość inspektor policji.
Na dzisejsy dien
Kiedy wydział przestępczości zorganizowanej CBŚ zabrał się za sprawy związane z oszustwami i wyłudzeniami VAT na prętach zbrojeniowych, sprawy dosłownie zaczęły im pęcznieć w rękach. – Od jednej podejrzanej firmy trafiali do drugiej. Po drodze pojawiała się jeszcze inna firma, która okradała państwo nie na obrocie prętami, ale wystawiając puste faktury. Tylko w jednym przestępczym łańcuszku firm zdarzało się, że musieli sprawdzić kilka tysięcy faktur – mówi proszący o anonimowość oficer policji. Kontrole są mozolne i wymagają dużo czasu. A tego czasu nie ma. – Cała sztuka polega na tym, żeby wejść do firmy, która jeszcze działa i są w niej pieniądze. Wtedy ma to sens, bo państwo ma szansę odrobić choć część strat. No i łapiemy prawdziwych złodziei, a nie jakieś słupy – mówi emerytowany generał policji Adam Rapacki, którego firma Kancelaria Bezpieczeństwa również zaangażowana jest w tropienie oszustw na pręcie zbrojeniowym.
Dotychczas jedynie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pochwaliła się sukcesami w walce z nielegalnym obrotem wyrobami stalowymi. 21 sierpnia zeszłego roku aresztowano dwie osoby, a siedmiu innym postawiono zarzuty prania brudnych pieniędzy i wyłudzeń podatkowych w związku z obrotem prętami zbrojeniowymi. W tym roku ABW też zlikwidowała jedną grupę. Ale według Adama Rapackiego firm żyjących z tego typu oszustw są dziesiątki.
Sprawy są trudne, bo w interes mocno zaangażowani są również obcokrajowcy, co dodatkowo utrudnia ściganie. Właściciel jednej z firm, która według prywatnych detektywów pracujących dla hut uczestniczy w oszustwie, zaczyna list słowami – „Wytam Pana. Na dzisejsy dien cena za prety zebrowany jest około 470 euro”. Firma ma regon, NIP, KRS, maila, adres w hotelu i puste konto bankowe. Wszystkie transakcje rozlicza wyłącznie gotówkowo i raczej już nie istnieje, bo jej pierwsze ogłoszenia o tanich prętach zaczęły pojawiać się na internetowych stronach branżowych na początku listopada. Skalę zjawiska najlepiej pokazują rozbieżności między deklarowanym i oficjalnie zarejestrowanym wwozie pręta żebrowanego do Polski z Łotwy. Według raportu Ernst&Young, w 2011 r. zadeklarowano wwóz do Polski 128 tys. ton stali zbrojeniowej z Łotwy. Oficjalnie zarejestrowano zero ton.
Bój o huty
Choć nikt tego oficjalnie nie potwierdza, powstała tajna grupa złożona z pracowników Urzędów Kontroli Skarbowej, CBŚ i ABW, która rozpracowuje mafię prętową. Niebawem pewnie zaczną się pierwsze duże aresztowania. Jeśli służby będą pracowite i konsekwentne, to za rok uda się unormować rynek. Tylko nie ma pewności, że wszystkie huty tego doczekają, bo jak na razie zjawisko oszustw narasta. Sprzyja mu kryzys w budowlance. Niektóre firmy budowlane, które same są na skraju bankructwa, nie pytają, dlaczego pręty żebrowane tak nagle potaniały.
A trzech krajowych producentów tego asortymentu jest w coraz trudniejszej sytuacji. Wszystkie trzy huty produkujące w Polsce pręty zbrojeniowe należą do zagranicznego kapitału. W Zawierciu produkuje amerykański potentat Commercial Metals Company. Ostrowiecką hutę kilka lat temu kupiła hiszpańska Celsa, a w Warszawie działa Arcelor Mittal. Wszystkie zakłady przeszły już proces restrukturyzacji (czytaj: głębokich cięć w zatrudnieniu) i modernizacji.
Sama Celsa zainwestowała w swój ostrowiecki zakład ponad 2 mld zł. Zyski z produkcji są coraz mniejsze, bo ich produkty przegrywają z nieuczciwą konkurencją.
Arcelor Mittal pod koniec stycznia wstrzymał produkcję. Na 9 dni w stalowni i 11 dni w walcowni. Podobne kroki rozważa CMC Poland. – W Ostrowcu mamy ponad 20-procentowe bezrobocie. Huta i jej kooperanci zapewniają miastu połowę wpływów ze wszystkich podatków. Upadek huty to śmierć dla miasta – mówi Jarosław Wilczyński, prezydent Ostrowca Świętokrzyskiego.
Wynajęta przez izbę hutniczą firma doradcza Ernst&Young jako najlepsze i najszybsze rozwiązanie problemu zaproponowała wprowadzenie mechanizmu odwróconego VAT, w którym obowiązek dokonania zapłaty podatku VAT należnego z tytułu danej transakcji zostaje przeniesiony na nabywcę. Czyli kupując pręty od huty, płacimy za sam towar bez podatku, który zapłacić będzie musiał docelowy odbiorca, np. firma budowlana. Takie rozwiązanie przyjęto już w Polsce w przypadku obrotu złomem, który przed prętem żebrowanym był masowo wykorzystywany do wyłudzeń. Stanowisko Ministerstwa Finansów w tej kwestii nie jest jednoznaczne. Sądząc po odpowiedzi na interpelację posła Dariusza Rosatiego, MF ciągle się przygląda. – Modernizacja tej huty kosztowała mnóstwo wysiłku i pieniędzy inwestorów. Szlag mnie trafia, jak pomyślę, że banda oszustów może to wszystko zaprzepaścić – mówi Dariusz Marchewka, prezes huty Arcelor Mittal Warszawa.