Piątek 13 lipca okazał się dla ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego pechowy. Tego dnia miał zaplanowaną wizytę w Gdańsku. Spotykał się z zarządem Grupy Lotos i doglądał rozbudowy Naftoportu, bo minister skarbu jest dziś bardziej ministrem do spraw nafty i gazu. W Gdańsku dotarła do niego hiobowa wiadomość: rosyjski koncern Acron podniósł do 45 zł cenę wezwania na akcje Zakładów Azotowych Tarnów (ZAT). W jednej chwili runął zaplanowany porządek dnia, diabli wzięli plany weekendowe. Zaczęły się nerwowe narady ministra z zastępcami Pawłem Tamborskim i Rafałem Baniakiem i telefoniczne konsultacje z prawnikami oraz akcjonariuszami Tarnowa. Sprawa wyglądała bardzo poważnie.
Wezwanie to rodzaj oferty publicznej. Inwestor, który chce kupić większy pakiet akcji (zazwyczaj dający mu kontrolę nad spółką), wzywa wszystkich dotychczasowych akcjonariuszy, by mu je sprzedali za odpowiednio atrakcyjną cenę. I właśnie kilka tygodni wcześniej tak zrobił rosyjski Acron. Ofertę firmowała jego luksemburska spółka Norica Holding. Rosjanie chcieli zdobyć 66 proc. akcji, oferowali 36 zł za sztukę, czyli sporo więcej od notowań giełdowych. Mimo to entuzjazmu nie było, akcjonariusze uważali, że należałoby dać więcej.
Rosyjska oferta
Tarnowskie Azoty są spółką giełdową, której akcje znajdują się w rękach Skarbu Państwa (32 proc.), funduszy emerytalnych (31,5 proc.) i drobnych akcjonariuszy. W praktyce oznacza to, że spółka jest dziś kontrolowana przez państwo. Gdyby jednak rosyjskiemu inwestorowi udało się skupić większy pakiet akcji, to on mógłby uzyskać nad nią kontrolę. Rosyjska oferta została potraktowana w Tarnowie jako próba wrogiego przejęcia, czyli takiego, które nie zostało uzgodnione z przejmowanym i nie zyskało jego akceptacji. Zaczęto więc przygotowywać się do obrony.