Historię najlepiej zacząć od jej najbardziej legendarnego momentu – 31 października Marcin Luter, augustiański mnich pełniący posługę w Wittenberdze, przybił na drzwiach kościoła zamkowego 95 tez o odpuście. Sebastian Duda, autor książki „Reformacja. Rewolucja Lutra” (Helion, 2017), przekonuje, że to wydarzenie nie było jedynie mitem skonstruowanym na potrzeby dziejów, lecz rzeczywiście miało miejsce, co potwierdzają odpowiednie źródła. Lecz przecież nie happening odegrany wspólnie ze służącym Johannesem Agricolą zainicjował religijną rewolucję. Luter umiejętnie zebrał owoce intelektualnego fermentu, jaki trwał w Europie od dziesiątków lat, a którego ważnym powodem było zepsucie kleru.
Sebastian Duda czyni z dojrzewania reformy kontekst pozwalający lepiej zrozumieć dzieło samego Lutra, które nie wiadomo, czy wybrzmiałoby z taką siłą, gdyby nie wcześniejsza o sto lat ofiara Jana Husa. Śmierć czeskiego reformatora na stosie tkwiła w pamięci wszystkich, którzy nosili się z chęcią zmiany Kościoła i reguł życia religijnego. Luter, rzucając papiestwu wyzwanie, nie mógł przewidzieć skutków swojej aktywności, był jednak pewien, że podejmuje śmiertelnie niebezpieczną grę. Dlaczego on właśnie odniósł sukces, a Hus przeszedł do historii jako męczennik?
Żaden odpowiedzialny historyk nie ośmieli się wskazać jednej przyczyny, która zdeterminowała złożony proces dziejowy współtworzony nie tylko przez duchownych, ale odnoszący się także do sfery polityki, kultury i gospodarki. W tym gąszczu pojawia się jednak w połowie XV w. nowy czynnik – wynalazek druku z ruchomą czcionką Johannesa Gutenberga. To jest właśnie kotwica, którą postanawia chwycić Andrew Pettegree, autor drugiej znakomitej historii Marcina Lutra i reformacji zatytułowanej „Marka Luter.