Dwie najbardziej zaskakujące w skutkach kampanie polityczne 2016 r. – Leave.EU (zwolenników Brexitu w Wielkiej Brytanii) i Donalda Trumpa w USA – łączy nie tylko populistyczna retoryka. Oba sztaby postawiły na zindywidualizowany przekaz i dotarcie do wahających się wyborców. Jak im się to udało? Wielu komentatorów łączy ich sukces z umiejętnym wykorzystaniem danych, za które odpowiadali analitycy z tej samej firmy. Cambridge Analitica, bo o niej mowa, nie odcina się od przypisywanego jej wpływu i płynie na medialnej fali. Frapujące pytania o to, dlaczego po obu stronach Atlantyku zwyciężają radykalne opcje polityczne, funkcjonują w debacie publicznej niemal na równi z przeświadczeniem, że nie byłoby tak głębokiej zmiany społecznych nastrojów bez politycznego marketingu na sterydach wielkich danych. Czy naprawdę wystarczy odpowiednio rozbudowana baza danych i dość wyrafinowany algorytm, by wygrać wybory? A jeśli nawet tak, dlaczego nikt już tego nie ukrywa?
Psychograficzne mikrotargetowanie
Mówiąc o swoich zasługach dla kampanii Donalda Trumpa, Cambridge Analitica oczywiście buduje własną renomę – firmy, która potrafi zaprojektować i wygrać kampanię polityczną według niezawodnego algorytmu. „Jesteśmy w stanie przewidzieć cechy osobowościowe każdego mieszkańca USA”, deklarował Alexander Nix, dyrektor zarządzający Cambridge Analitica, w wypowiedzi dla serwisu DCInno z 2 sierpnia 2016 r.
Jeśli prawdą jest, że jego firmie udało się zgromadzić nawet do 5 tys. danych o każdym z ponad 220 mln Amerykanów, nie jest to teza zupełnie na wyrost. Na początku 2015 r. naukowcy z Uniwersytetów Cambridge i Stanforda udowodnili, że tylko na podstawie analizy treści „polubionych” przez użytkowników Facebooka można ustalić cechy takie, jak poziom inteligencji czy poglądy polityczne z prawdopodobieństwem oscylującym między 80 a 90 proc.