Przy okazji głośnej afery podsłuchowej pojawił się zaskakujący wątek. „Gazeta Wyborcza” w opublikowanym w lipcu tekście „Kelner, gracz i podsłuchy” napisała, że jeden z głównych podejrzanych o nielegalne nagrywanie polityków biznesmen Marek Falenta zaskoczył swoim nietypowym zachowaniem tuż po wyjściu z aresztu i postawieniu mu zarzutów przez prokuraturę. Zamiast okazać zdenerwowanie cały promieniał.
Znający Falentę przedsiębiorcy ujawnili dziennikarzom, że jego niecodzienna postawa to zasługa Mateusza Grzesiaka. Słynnego na całą Polskę coacha, czyli „trenera rozwoju osobistego”, stosującego metody tzw. neurolingwistycznego programowania (NLP). Jest ono bardzo modne wśród rodzimych celebrytów, biznesmenów i polityków. Warto zatem bliżej przyjrzeć się temu, w co mocno wierzą elity.
W krzyżowym ogniu pytań
Choć nazwa neurolingwistyczne programowanie wywołuje komputerowo-naukowe skojarzenia, to NLP z nauką ma niewiele wspólnego. Przyznają to nawet jego zagorzali zwolennicy, próbując w ten sposób odrzucić liczne oskarżenia o pseudonaukowość. Bo jak coś, co nie jest naukowe, może być pseudonaukowe? – pytają. Jednak równocześnie chętnie posługują się specjalistycznie brzmiącym żargonem oraz powołują na wyniki badań mających potwierdzać skuteczność stosowanych przez nich metod szkoleniowych i terapeutycznych.