Nauka

Cała prawda o porwanych przez kosmitów

Vladimir Pustovit / Flickr CC by 2.0
Rozmowa z prof. Christopherem C. Frenchem, psychologiem z University of London i badaczem zjawisk paranormalnych.
W USA, Europie i Ameryce Łacińskiej kilkadziesiąt proc. ludności wierzy w telepatię, duchy i możliwość komunikowania się ze zmarłymi.SPL/East News W USA, Europie i Ameryce Łacińskiej kilkadziesiąt proc. ludności wierzy w telepatię, duchy i możliwość komunikowania się ze zmarłymi.
Prof. Christopher  C. French, psycholog w Goldsmiths College University of London.Leszek Zych/Polityka Prof. Christopher C. French, psycholog w Goldsmiths College University of London.
Z pewnością nie można powiedzieć, że osoby porwane przez UFO lub widzące ducha są na pewno w jakiś sposób zaburzone.Dana Hursey/Masterfile/East News Z pewnością nie można powiedzieć, że osoby porwane przez UFO lub widzące ducha są na pewno w jakiś sposób zaburzone.

[Wywiad ukazał się w POLITYCE 11 sierpnia 2014 roku]

Marcin Rotkiewicz: – Ilu ludzi wierzy w duchy, astrologię, telepatię, bioenergoterapię, UFO i tym podobne fenomeny?
Christopher C. French: – Bardzo wielu. Np. od 40 do 50 proc. mieszkańców Europy, USA i Ameryki Łacińskiej jest przekonanych, że można się komunikować za pomocą telepatii. W samych Stanach Zjednoczonych ok. 37 proc. badanych uważa, że istnieją duchy nawiedzające domy, a jedna czwarta wierzy w astrologię, zaś 21 proc. w możliwość kontaktów ze zmarłymi. W sumie trzy czwarte dorosłych Amerykanów wierzy w przynajmniej jedno zjawisko paranormalne. Zbliżone rezultaty przynoszą badania opinii publicznej w Wielkiej Brytanii. Podejrzewam więc, że w Polsce jest podobnie.

To naprawdę dużo.
Tymczasem, poza nielicznymi wyjątkami, psychologowie przez długi czas nie mieli ochoty zajmować się takimi kwestiami, jak to, że ktoś wierzy, iż został porwany przez UFO albo jest w stanie przepowiadać przyszłość.

Może bali się, że taki przedmiot badań byłby niepoważny i zostaną wyśmiani przez środowisko naukowe. Czy koledzy po fachu nie patrzą na pana trochę pobłażliwie?
Przez dość długi czas rzeczywiście miałem poczucie, że moje zainteresowania badawcze są na uczelni tolerowane, ale nie popierane. Na szczęście to nastawienie się zmienia.

Dlaczego w takim razie zajął się pan tak ryzykowną tematyką?
Kiedy pisałem doktorat dotyczący czegoś zupełnie innego, ktoś polecił mi książkę kanadyjskiego psychologa Jamesa Alcocka „Parapsychology: science or magic” („Parapsychologia: nauka czy magia”). Podawane przez niego racjonalne wyjaśnienia zjawisk paranormalnych zrobiły na mnie duże wrażenie, tym bardziej że sam w niektóre takie dziwne historie wierzyłem. Tak zaczęło się moje życie sceptyka, ale nadal traktowałem tę tematykę jako hobby. Jednak w pewnym momencie cały czas zawodowy zacząłem poświęcać zjawiskom paranormalnym.

Jest pan znany jako założyciel i kierownik Jednostki Badawczej Psychologii Anomalistycznej w University of London. Co to takiego ta psychologia anomalistyczna?
Termin, który ma pomóc odróżnić to, co robię ja i inni badacze o podobnym podejściu teoretycznym, od parapsychologii.

Czyli?
Parapsychologia narodziła się dość dawno. W 1957 r. w USA założono Parapsychological Association, które do dziś wydaje dwa specjalistyczne czasopisma i jest członkiem jednego z najbardziej poważanych amerykańskich stowarzyszeń naukowych, American Association for the Advancement of Science (AAAS). Co nie znaczy, że nie spotyka się z krytyką. Bo parapsychologia stara się badać zjawiska paranormalne tak, jakby one naprawdę istniały. Po drugie zaś, jej obszar zainteresowań skupia się głównie na postrzeganiu pozazmysłowym, telepatii, psychokinezie – czyli np. poruszaniu obiektów mocą umysłu – czy reinkarnacji. Inaczej mówiąc: koncentruje się na tym, czego nie da się wyjaśnić lub jest sprzeczne z aktualną wiedzą naukową. Psychologia anomalistyczna ma znacznie szerszy krąg zainteresowań, bo np. rzekome porwania przez UFO przecież nie są sprzeczne z wiedzą naukową. Teoretycznie mogą żyć we Wszechświecie istoty zdolne przysyłać na Ziemię swoje misje. Ale najważniejsza różnica między parapsychologią i psychologią anomalistyczną jest taka, że ja staram się szukać wyjaśnień dziwnych zjawisk w ramach wiedzy psychologicznej oraz nauk ścisłych.

Jak w takim razie psychologia anomalistyczna wyjaśnia relacje o porwaniach przez UFO?
Kryją się za tym przede wszystkim dwa zjawiska. Pierwsze to tworzenie się fałszywych wspomnień, co nasz mózg w pewnych okolicznościach potrafi świetnie robić. Drugie to tzw. paraliż przysenny, czyli stan, w którym ciało jakiejś osoby jest bezwładne, natomiast ona pozostaje całkiem lub częściowo świadoma. To coś jak stan między jawą a snem. Od 20 do 40 proc. ludzi przynajmniej raz w życiu tego doświadczyło. Niektórzy w trakcie paraliżu przysennego mają również halucynacje – wydaje im się, że ktoś jest w pomieszczeniu, widzą cienie lub jakieś potwory, słyszą dziwne dźwięki i głosy. Ludzie doświadczający czegoś takiego mogą być bardzo przestraszeni, np. bać się, że zwariowali.

Czy z opętaniami przez złe duchy może być podobnie?
Myślę, że jest sporo kwestii, które w obu tych zjawiskach się pokrywają. Wiele przypadków ludzi twierdzących, że zostali porwani przez UFO, i tych, którzy są rzekomo opanowani przez diabła, to właśnie skutki paraliżu przysennego. Choć nie tylko. Czynniki społeczne i poznawcze mają tu także znaczenie. Wejście w rolę osoby opętanej daje z pewnością pewne profity – m.in. zainteresowanie otoczenia i jego pomoc. Warto zwrócić uwagę, że rzekome opętania przez demona dotykają często osoby o niskim statusie społecznym. Dzięki temu mogą swobodnie wyrazić swoje emocje, zachowywać się obscenicznie wobec ludzi stojących znacznie wyżej w hierarchii.

Może pan podać jeszcze jakieś przykłady psychologicznego podłoża zjawisk paranormalnych?
Weźmy różdżkarstwo – prowadziłem jakiś czas temu badania z udziałem osób, które zajmują się nim od wielu lat i twierdzą, że mogą znaleźć wodę oraz różne inne rzeczy. Eksperyment polegał na tym, że w identycznie wyglądających pudłach umieszczaliśmy butelki z wodą albo z piaskiem. Były to badania z tzw. podwójnie ślepą próbą – ani ja, ani oczywiście różdżkarze nie wiedzieliśmy, gdzie jest woda. Okazało się, że trafność wskazań pudeł z butelkami za pomocą różdżki nie była większa, niż gdyby zgadywali przypadkowo. We wszystkich dotąd przeprowadzonych i poprawnych metodologicznie badaniach wyniki były identyczne: za pomocą różdżki nie da się znaleźć cieków wodnych czy jakichś specyficznych obiektów. Jedno wszakże w takich eksperymentach bardzo mnie zaciekawiło – różdżki tych ludzi naprawdę odchylały się w jakimś kierunku i nie sądzę, by ruchy nimi wykonywali świadomie.

Jak to wyjaśnić?
Tu znów z pomocą przychodzi psychologia. Chodzi mianowicie o tzw. efekt ideomotoryczny. Polega on na tym, że ludzie nieświadomie mogą poruszać mięśniami pod wpływem sugestii. Można to porównać do sytuacji, gdy przeżywając silne emocje, zaczynamy płakać, choć przecież nie podjęliśmy decyzji: „teraz będę płakał”. Dlatego różdżka porusza się, choć trzymający ją sądzi, że stoi za tym tajemnicza siła.

A co może pan powiedzieć o doświadczeniach śmierci klinicznej, w trakcie których pojawiają się różne wizje – często ze słynnym tunelem i światłem na jego końcu. Niektórzy ludzie relacjonują również, jak opuszczali własne ciało i z góry widzieli, co się dzieje wokół niego.
Jesteśmy jeszcze daleko od ostatecznego wyjaśnienia tych fenomenów. Jednym z powodów jest fakt, że doświadczenia na granicy śmierci są bardzo subiektywne i składają się z wielu elementów – doświadczenia spokoju, szczęścia, opuszczenia ciała, wrażenie wchodzenia do tunelu i podążania w kierunku jasnego światła, spotkań z aniołami, duchami, przelatywania przed oczami całego życia, wreszcie powrotu do ciała.

Przy czym „bycie poza ciałem” jest jednym z najbardziej interesujących zjawisk. Być może pojawia się na skutek nieprawidłowego funkcjonowania systemu integracji bodźców napływających z różnych zmysłów. Kiedy bowiem wchodzimy w interakcje z otaczającym światem, to tworzymy w mózgu jego mentalny model, który cały czas aktualizujemy na podstawie napływających danych. Ważnym elementem tego modelu jesteśmy my sami, nasze ciało i jego miejsce w świecie. Zazwyczaj ten model jest mniej lub bardziej trafny. Ale w pewnych okolicznościach dochodzi do jego zaburzeń.

Inne wyjaśnienie zakłada pojawienie się halucynacji powstałych z powodu procesów zachodzących w mózgu. Mamy tego wskazówki dzięki badaniom osób, u których w trakcie operacji stymulowana była, np. za pomocą elektrod, kora mózgowa. Można u nich niemal dosłownie włączać i wyłączać odczucie bycia poza ciałem. Dla mnie to bardzo silna wskazówka, co się kryje za tym fenomenem.

Czyli nie ma w tym nic niezwykłego i niewytłumaczalnego?
Nie. Ale jestem gotów zmienić zdanie, jeśli ktoś wskaże mi choćby jeden przypadek osoby, która potrafiłaby wyjść poza swoje ciało i np. powiedzieć, co jest na stole w sąsiednim pokoju.

Słyszałem też, że zbudował pan nawiedzone laboratorium po to, by badać zjawisko domów rzekomo nawiedzanych przez duchy?
W literaturze naukowej znalazłem kilka tropów, które mogłyby pomóc to wyjaśnić. Pierwszy wskazuje na ludzi z pewną charakterystyczną aktywnością płatów skroniowych, którzy są bardziej podatni na halucynacje. Drugi trop to występujące fluktuacje pola elektromagnetycznego w miejscach podobno nawiedzanych przez duchy. Trzeci zaś to niesłyszalne dla ucha ludzkiego infradźwięki – o częstotliwości ok. 19 Hz – które mogą u niektórych osób wywoływać różne dziwne odczucia. Dlatego w laboratorium stworzyliśmy pokój, do którego na 50 minut wchodziły osoby badane. Część uczestników rzeczywiście miała różne dziwne odczucia, takie jak oszołomienie, poczucie czyjejś obecności i zawroty głowy. Nie było to może nic spektakularnego, ale pokrywało się z tym, co czuli ludzie w nawiedzonych domach. I okazało się, że pole elektromagnetyczne oraz infradźwięki mogą oddziaływać na osoby z odmienną aktywnością płatów skroniowych.

Czy wszystkie przypadki zjawisk paranormalnych da się racjonalnie wyjaśnić?
Ogromna większość tych, z którymi się zetknąłem, nie miała nic wspólnego z jakimikolwiek paranormalnymi siłami. Choć czasami trafiają się historie, kiedy mówię: o, to jest naprawdę zastanawiające. Np. kilka lat temu jeden z kanałów telewizyjnych zgłosił się do mnie w sprawie kilkuletniego chłopca, Camerona Macaulaya, który twierdził, że miał drugą rodzinę żyjącą na szkockiej wyspie Barra.

Film ten pokazywała również polska telewizja publiczna. Nosi tytuł „Chłopiec, który żył już kiedyś”.
Tak, to ten dokument. Otóż nie miałem możliwości rozmowy z tym dzieckiem, ale spotkałem się z jego matką. Wydaje mi się, że nie miała żadnego interesu w tym, by chłopiec opowiadał o jakiejś innej rodzinie z poprzedniego życia. Wręcz przeciwnie – ona chciała się dowiedzieć, jakie jest tego źródło. Dodatkowo rodzina odwodziła ją od pomysłu, by wziąć udział w filmie dokumentalnym. Obawiali się, że chłopcu zostanie przyklejona łatka chorego psychicznie.

Co w tej historii było dla pana aż tak niezwykłego?
Chłopiec ten nie był zaburzony psychicznie. Ekipa telewizyjna zabrała go, wraz z matką i amerykańskim naukowcem zajmującym się tego typu relacjami dr. Jimem Tuckerem, na wyspę Barra. Tam okazało się, że część opowieści Camerona jest prawdziwa. Jednak nie potwierdziły się niektóre istotne elementy jego historii.

Myśli pan, że jest to jakiś argument przemawiający za reinkarnacją?
Musiałbym dokładniej przyjrzeć się temu przypadkowi, więc nadal pozostanę sceptyczny. Co nie zmienia faktu, że opowieści chłopca są bardzo interesującą mieszanką prawdziwych i fałszywych informacji. Tak więc przy tej sprawie stawiam znak zapytania i po prostu mówię: nie wiem.

Natomiast w wielu podobnych przypadkach relacji o poprzednim życiu mamy do czynienia z fałszywymi wspomnieniami. Brałem udział w jeszcze jednym programie telewizyjnym dotyczącym reinkarnacji. W 1998 r. pojechałem z ekipą filmową do Libanu, by przyjrzeć się druzom – religijnej grupie wywodzącej się z islamu. Jej wyznawcy wierzą w reinkarnację. Jadąc tam, zupełnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. Wróciłem zaś w pełni przekonany, że jest to wyłącznie kwestia fałszywych wspomnień i uwarunkowań kulturowych.

Czy wśród przypadków zjawisk paranormalnych, z którymi się pan zetknął, dużo było świadomych oszustw?
Nie. Wielu ludzi naprawdę wierzy, że doświadczyło czegoś niezwykłego i niewytłumaczalnego. Jeśli zaś sami nie zetknęli się z tego typu zjawiskami, to opierają swoje przekonania na doświadczeniach bliskich osób. Oczywiście jest spora grupa traktująca parapsychologię „profesjonalnie”, tzn. różni jasnowidze, wróżbici, bioenergoterapeuci czy radiesteci zarabiają na tym pieniądze. Jednak również większość z nich naprawdę wierzy, iż posiada jakieś zdolności parapsychologiczne. To samo dotyczy osób twierdzących, że zostały porwane przez UFO.

Co nie zmienia faktu, że zdarzają się oszuści. Jeden z ostatnich najbardziej spektakularnych przykładów to mieszkająca w Londynie kobieta, Juliette D’Souza, która została niedawno skazana przez sąd na 10 lat więzienia. Otóż przez 12 lat, udając szamankę, wyciągnęła od ludzi około miliona funtów, które miały zostać powieszone na świętym drzewie w amazońskiej dżungli. Wokół tego drzewa indiańscy szamani rzekomo odprawiali magiczne rytuały. Miało to zagwarantować rozwiązanie najrozmaitszych problemów, również wyleczenie z ciężkich chorób. Co ciekawe, jej klientami byli wykształceni ludzie z klasy średniej, a mimo to dali się nabrać na kompletne bzdury. Czy byli aż tak głupi? Nie powiedziałbym – zdesperowane osoby, zwłaszcza jeśli ktoś zmaga się z nieuleczalną chorobą, gotowe są chwycić się każdej deski ratunku.

No właśnie. Kim są wierzący w zjawiska paranormalne, czy to ludzie kiepsko wykształceni, raczej biedni, a może mający jakieś problemy psychiczne?
Odpowiedź na pańskie pytanie nie jest prosta, bo zjawiska paranormalne są bardzo różne. Generalnie można powiedzieć, że edukacja sprzyja sceptycyzmowi. Niektóre badania pokazują, że studenci nauk ścisłych w porównaniu z adeptami nauk humanistycznych rzadziej wierzą w duchy, jasnowidzenie, telepatię i tego typu zjawiska.

Bardziej skłonne do wiary w zjawiska paranormalne wydają się kobiety, ale różnice między nimi a mężczyznami są tu bardzo małe. Jeśli zaś chodzi o status socjoekonomiczny, to – co ciekawe – wiara w różne nadnaturalne moce umysłu wzrasta wraz z poziomem edukacji i dochodów. Natomiast przekonania o ingerencji w nasze życie różnych nadnaturalnych sił (np. wpływ układu gwiazd na nasz los) jest silniejsza wśród ludzi biedniejszych i gorzej wykształconych.

A jak wygląda kwestia zaburzeń psychicznych?
Osoby wierzące w zjawiska paranormalne (ale nie wszystkie!) wykazują m.in. większą skłonność do fantazjowania i podatność na hipnozę. Z pewnością nie można jednak powiedzieć, że osoby twierdzące, iż zostały porwane przez UFO czy widziały ducha, są na pewno w jakiś sposób zaburzone.

Skoro tak wielu spośród nas wierzy w zjawiska nadprzyrodzone, to może w naszych mózgach są mechanizmy, które czynią nas podatnymi np. na wiarę w duchy?
Tym właśnie się zajmuję. W tym roku ukazała się książka, którą napisałem z innym naukowcem, dotycząca psychologii anomalistycznej. Jeden z jej rozdziałów poświęcamy ewolucyjnie wykształconym mechanizmom mogącym stać za wiarą w różne dziwne rzeczy. Przykład: mamy tendencję do dostrzegania jakichś wzorów np. wśród chaotycznych plam. Stąd te wszystkie wizerunki Jezusa czy Maryi pojawiające się na drzewach, szybach czy nawet tostach. Niewątpliwie taka skłonność do rozpoznawania wzorów była przydatna naszym przodkom, by np. w trawie dostrzec czyhającego drapieżnika.

Na tym też opiera się fenomen ludzi wierzących, że niektóre piosenki zawierają ukryty satanistyczny przekaz. Jeśli puści się je wstecz, to można go ujawnić. Przykładem ma być utwór „Stairway to Heaven” zespołu Led Zeppelin. Kiedy puści się go wstecz, to słychać jakiś dziwny bełkot. Ale gdy posłuchać tego z równocześnie wyświetlonymi napisami z rzekomym satanistycznym przekazem, to rzeczywiście zaczynamy słyszeć te słowa. Jeśli ktoś jest ciekaw, to wystarczy w przeglądarkę internetową wpisać: „Stairway to Heaven backwards”.

Istnieje sporo takich wiodących nas na manowce mechanizmów poznawczych. Np. uznajemy za bardzo trafne opisy własnej osobowości, które w rzeczywistości są ogólne i pasują do bardzo wielu ludzi. Nazywa się to efektem Barnuma, na którym opiera się sukces astrologii czy wróżbitów. Mylnie bierzemy współwystępowanie jakichś zjawisk, czyli korelację, za związek przyczynowo-skutkowy. Np. coś nam się złego przytrafiło, a wcześniej czarny kot przebiegł drogę. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego, ale my łączymy te fakty.

A jak ocenia pan wpływ kultury i mediów?
Jest ogromny. Wiara w różne zjawiska zależy m.in. od atmosfery społecznej, filmów i intelektualnych mód. Kiedy dziś pytam moich studentów, ilu z nich wierzy we wróżki – takie małe istotki ze skrzydełkami z bajek – to może ze dwie osoby podnoszą ręce, pewnie dla żartu. Tymczasem w latach 20. ubiegłego wieku w Europie często donoszono o spotkaniach z nimi. Twierdzili tak nie tylko ci, którzy wypili za dużo w barze, ale wykształceni i szanowani ludzie. Słynna była wówczas sprawa „wróżek z Cottingley” w Anglii. Dwie kuzynki wykonały kilka zdjęć małych skrzydlatych istot. W prawdziwość tych fotografii wierzył m.in. sir Arthur Conan Doyle, który fascynował się zjawiskami paranormalnymi. Napisał nawet książkę dowodzącą istnienia wróżek. Ona z kolei była czytana przez wykształcone i dobrze sytuowane osoby.

Jeśli się spojrzy na ówczesne rzekome dowody istnienia wróżek, to bardzo przypominają współczesne „świadectwa” wizyt istot pozaziemskich. Powód jest prosty – żyjemy w nowoczesnym, przesyconym techniką społeczeństwie, do którego skrzydlate istotki żyjące w lesie już nie pasują. Zastąpili je kosmici.

Niekiedy wiarę w paranormalne zjawiska podsycają też niektórzy naukowcy.
W 2011 r. Daryl Bem, znany i szanowany profesor psychologii z Cornell University, ale również człowiek życzliwy wobec parapsychologii, opublikował artykuł. Był on oparty na 9 eksperymentach z udziałem tysiąca osób i zawierał mocną sugestię, że takie zjawisko jak prekognicja – czyli przewidywanie przyszłości – rzeczywiście istnieje. Sprawa stała się głośna, gdyż publikacja ukazała się w „Journal of Personality and Social Psychology”, jednym z czołowych czasopism psychologicznych.

Co ciekawe, prof. Bem zachęcał innych naukowców do powtórzenia uzyskanych przez niego wyników. Dlatego wraz z dwoma kolegami postanowiliśmy to zrobić. Nie udało się nam uzyskać sensacyjnych wyników Bema, choć użyliśmy jego oprogramowania komputerowego i przebadaliśmy tysiąc osób.

Czy któreś ze zjawisk paranormalnych jest dla pana szczególnie fascynujące?
Wszystkie są bardzo ciekawe i większość z nich naprawdę nieźle potrafimy już wyjaśnić. I niestety, bądź stety, nie ma w nich nic cudownego.

rozmawiał Marcin Rotkiewicz

Wywiad z prof. Christopherem C. Frenchem przeprowadziliśmy dzięki projektowi Horyzonty Poznania, realizowanemu w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.

***

Christopher C. French (ur. 1956) jest profesorem psychologii w Goldsmiths College University of London, gdzie kieruje jednostką badawczą zajmującą się psychologią anomalistyczną. Przedmiotem jej zainteresowania są wszelkie zjawiska paranormalne: od reinkarnacji, wywoływania duchów, po jasnowidzenie i porwania przez UFO. Niedawno ukazała się jego książka „An anomalistic Psychology: Exploring Paranormal Belief and Experience”.

Polityka 33.2014 (2971) z dnia 11.08.2014; Nauka; s. 66
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną