Polskie książki o Ameryce skupiają się na białych. Książka naszego redakcyjnego kolegi Tomasza Zalewskiego, wieloletniego korespondenta PAP i POLITYKI w Waszyngtonie, poświęcona jest wyłącznie jej czarnym mieszkańcom, a nie sposób USA zrozumieć bez przypomnienia gorzkiego paradoksu, że kraj budowany na wierze w równość ludzi tak długo godził się na dyskryminację. Zalewski dla jej napisania zamieszkał w Harlemie i oddał się – trudnej dla białego – swego rodzaju obserwacji uczestniczącej. Otrzymaliśmy więc nie tylko podręcznik historii sławnej dzielnicy, ale ciekawy reportaż pełen ludzi. Jest tam i producent teatralny, i deweloper, i uliczny malarz, i tancerze, i weteran wojen, którzy opowiadają autorowi o Harlemie, tym – jak mówi poeta – „alabastrowym naczyniu, które przechowuje serce czarnej Ameryki”.
Od czasów Baracka Obamy przypominamy sobie o Harlemie także w wymiarze ponowienia duchowej wspólnoty z Afryką. Nie dlatego, że sam młody Obama mieszkał w Harlemie, ale że jego późno poznany kenijski ojciec wprowadził go przez chwilę w świat dźwięków afrykańskiego kontynentu i było to dla przyszłego prezydenta silne przeżycie. To nie przypadek, bo również senegalski poeta i polityk Leopold Senhor, niemający z Ameryką wiele wspólnego, nawoływał cały Nowy Jork, by się odrodzić przez czarną krew, a swój manifest skomponował pod orkiestrę jazzową. Bo Harlem jest też muzyczną stolicą czarnych. A Tomasz Zalewski ma na muzykę ucho. Trzeba się jednak spieszyć z wizytą – ostrzega – bo Harlem „bieleje”. Staje się aż zbyt posh i czarni, a więc biedni, uciekają.
Tomasz Zalewski, Harlem, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2014, s. 172