To dość prymitywne porównanie dóbr jest świadome. Przypomina bowiem sytuację sprzed ponad ćwierćwiecza, gdy rynek sztuki w Polsce zaledwie raczkował. Po jednej z aukcji autor był wtedy świadkiem krótkiej wymiany zdań między kibicującym licytacji dziennikarzem z popularnej gazety a kolekcjonerem, który właśnie kupił efektowny obraz Jacka Malczewskiego:
– Jak to jest zapłacić za obraz równowartość nowego volkswagena? – ekscytował się dziennikarz.
– Proszę zważyć, że takich aut zejdzie z taśmy tylko w tym roku kilkadziesiąt, a może i kilkaset tysięcy, podczas gdy Malczewski nic już nie namaluje – odpowiedział przytomnie zagadnięty kupiec. Ciekawe, co powiedziałby ów dziennikarz po licytacji Matejki. Bo co dziś powiedziałby kolekcjoner, można sobie wyobrazić: „Mój Malczewski wart jest już co najmniej dziesięć takich aut”.
Świetną okazję do rozważań na temat rynku dzieł sztuki w Polsce daje opublikowany ostatnio obszerny raport ekspercki specjalistycznego portalu artinfo.pl. Mówi o tym, co działo się w branży w 2016 i w pierwszej połowie 2017 r.
Handlem dziełami sztuki szersza opinia publiczna interesuje się przy okazji spektakularnych sprzedaży. A takich mieliśmy w tym czasie kilka. W grudniu 2016 r. „Detal” Romana Opałki zmienił właściciela za 2,3 mln zł. Wcześniej, bo w kwietniu, padł rekord ceny uzyskanej za rzeźbę – „Ptaka” Aliny Szapocznikow sprzedano za ponad 1,9 mln zł. Padł też rekord w dziedzinie fotografii. Żelatynowo-srebrowa odbitka „Potwora z Düsseldorfu” Witkacego poszybowała z ceny wywoławczej 25 tys. do 170 tys. zł. Duże wrażenie w środowisku zrobiła także sprzedaż dwóch obrazów Wilhelma Sasnala za ponad 400 tys. zł, co z kolei okazało się rekordem w dziale Nowa Sztuka.