Kameralny, rozgrywający się w środowisku amerykańskich zapaśników film Bennetta Millera to jedna z większych niespodzianek oscarowego sezonu. Dla jednych ponura komedia, dla innych thriller psychologiczny o chorej, zachwianej emocjonalności z wielkimi kreacjami aktorskimi Steve’a Carella i Channinga Tatuma. Nie jest to film o rywalizacji sportowej, choć zaskakująca, trzymająca w napięciu fabuła nie pomija żmudnych, wyczerpujących treningów ani pokazywania efektownych fizycznych spięć w trakcie walk. Podobnie jak w „Mistrzu” Paula Thomasa Andersona, obrazującym szokujące przeobrażenia w mentalności powojennego społeczeństwa USA, istotą perfekcyjnie wyreżyserowanego dramatu Millera jest diagnoza kapitalizmu i Ameryki czasów Reagana na przykładzie przenikliwej analizy dziwnej, toksycznej relacji między kabotyńskim trenerem (mentorem) a niepewnym, ulegającym mu, zakompleksionym zawodnikiem (uczniem), niepotrafiącym się obronić przed destrukcyjnym wpływem opiekuna.
Miller (rocznik 1966) jest autorem zaledwie dwóch innych pełnometrażowych filmów. Tak jak „Capote” (o charyzmatycznym artyście nadużywającym zaufania psychopatycznego mordercy) i „Moneyball” (o ambitnym wizjonerze doprowadzającym podupadającą drużynę baseballową do rekordowej serii zwycięstw) „Foxcatcher” nawiązuje do autentycznych wydarzeń, które wydają się kompletnie nieprawdopodobne. Chodzi o kulisy przygotowań braci Davida i Marka Schultzów do letniej olimpiady w Seulu w 1988 r. Obaj byli wybitnie utalentowanymi zapaśnikami w stylu klasycznym, mistrzami świata i złotymi medalistami poprzednich igrzysk w Los Angeles. Wielkie sukcesy na macie nie przyniosły im sławy ani stabilizacji finansowej. Uprawiana przez nich dyscyplina, delikatnie mówiąc, cieszy się w ich ojczyźnie raczej umiarkowaną popularnością. Pozyskanie sponsora skłonnego zainwestować w sprzęt i w program szkoleniowy miliony dolarów należało więc rozpatrywać w kategoriach żartu albo cudu.
O dziwo, zadania tego podjął się ekscentryczny filantrop John Eleuthère du Pont, który nie tylko przyjął pod swoje skrzydła braci Schultzów, ale i całą narodową reprezentację. W sumie kilkadziesiąt osób. Jego rodzina dorobiła się olbrzymiego majątku na handlu materiałami wybuchowymi. Du Pont nie miał zielonego pojęcia o zapasach, mimo to starał się odgrywać rolę guru w tej dziedzinie. Grany w „Mistrzu” przez Philipa Seymoura Hoffmana lider sekty, niedoszły lekarz, pisarz i filozof też nie znał się na terapii, poprawianiu pamięci, hipnozie i egzorcyzmach kosmicznego zła, co nie przeszkadzało mu mamić wizją rychłego uzdrowienia zagubionych, zarażonych wojenną traumą, nieszczęśliwych ludzi.
Eksperyment w duchu Dostojewskiego
Prawdziwymi pasjami du Ponta były ornitologia, filatelistyka oraz kolekcjonowanie muszli. Mieszkał sam z matką w okazałym pałacu w neoklasycznym stylu przypominającym zabytkowy XVIII-wieczny brytyjski dworek albo Biały Dom. Udało mu się tam zgromadzić pokaźny zbiór morskich okazów i urządzić siłownię oraz salę treningową. Do przebieżek zaoferował sportowcom piękny 800-akrowy park należący do rodowej posiadłości niedaleko doliny Forge w Pensylwanii. Problem polegał na tym, że miał też wybujałe ambicje trenerskie oraz zaburzoną psychikę.
Gdyby nie katastrofa, którą ten eksperyment się skończył, w duchu – jak podkreślają amerykańscy recenzenci – Dostojewskiego, byłby to wymarzony materiał na surrealistyczną komedię. – Na przykład o absurdalnie wielkich różnicach klasowych – precyzuje reżyser. W tym zderzeniu dwóch odległych od siebie światów dostrzegł on jednak coś więcej niż płaską karykaturę. – Mroczny, przepastnie głęboki, freudowski pojedynek dziwnych, neurotycznych osobowości, w którym mogą się przejrzeć wszyscy, cała współczesna Ameryka. Z jej manią wielkości, patriotyzmem, kultem przedsiębiorczości, bogactwa, obsesją władzy, arogancją, korupcją, upadkiem autorytetów.
Młodszy z braci, małomówny Mark, był typem idealisty. Od początku wyczuwa się w nim obcość, niedopasowanie, oschłość skrywającą w ciele gladiatora serce skrzywdzonego dziecka, które rozpaczliwie szuka przyjacielskiego, ojcowskiego wsparcia. Z torbą na ramieniu, kapturem zasłaniającym oczy, wiecznie opuszczoną głową wygląda na powracającego żołnierza piechoty morskiej z Afganistanu albo Iraku. W prologu filmu prowadzi szkolną pogadankę dla młodzieży. Prawi same banały, lecz zanim padną słowa o olimpijskich zwycięstwach reżyser raptownie ucina jego monolog, akcentując inny moment: jak odbiera honorarium. Całe 20 dolarów. To mówi o jego sytuacji materialnej. Widzimy potem, jak wegetuje, sprzedaje hamburgery, jada tanie zupy w proszku. Smutne, szczególnie dla gwiazdy sportu.
Rodzice Schultzów rozwiedli się, gdy bracia mieli po kilka lat. Chłopcy zostali rozdzieleni. Starszy, bardziej zaradny i mądrzejszy, opiekował się młodszym na tyle, na ile było można. W przeciwieństwie do Dave’a, odnoszącego większe sukcesy nie tylko w sporcie, Mark nie zdołał sobie ułożyć życia. Nie założył rodziny. W czasach, o których opowiada film, nie miał jeszcze dzieci. Channing Tatum (ćwiczył do roli pięć miesięcy) gra go tak, że w każdym geście, spojrzeniu czuje się podskórną, niesamowitą wrażliwość, uległość i straszny klincz, potworną psychiczną blokadę wynikającą m.in. z seksualnego niespełnienia. W stosunku do bardziej utalentowanego brata okazuje respekt, nie potrafi też ukryć pretensji, złości.
Dla arystokraty du Ponta Mark staje się łatwą ofiarą. Początkowo ich relacja wydaje się prosta, niewinna, wręcz zabawna. Miliarder wysyła po klepiącego biedę zapaśnika helikopter, oferuje stypendium w wysokości 25 tys. dol., oddaje do dyspozycji luksusowy dom gościnny, salę treningową, kupuje mu ubrania. Mark nazywa du Ponta swoim ojcem, mężem opatrznościowym Ameryki, nie wiedząc, że wpadł w pułapkę, że stał się marionetką. Układ przypomina kuszenie prowincjusza przez zmanierowanego, rozpustnego Liberace. Seksu w tym jednak nie ma. W każdym razie Bennett Miller bardzo wyraźnie sugeruje inny wariant: stłumiony homoseksualizm.
Poeta gorszej Ameryki
Aktorstwo w filmie stoi na najwyższym poziomie. Od du Ponta w wykonaniu Steve’a Carella dosłownie oczu nie można oderwać. Fizycznie trudno w ogóle rozpoznać hollywoodzkiego komika, który przez kilka sezonów rozśmieszał w amerykańskim sitcomie „Biuro”, a wsławił się rolą boskiego wybrańca i kongresmena Evana Wszechmogącego. Ma bladoziemistą cerę. Nienaturalnie duży, doklejony nos, który z dumą, jak bajkowy pan i władca, trzyma zadarty lekko do góry. Nieproporcjonalna sylwetka o gruszkowatych kształtach w porównaniu z doskonałą budową atlety też nie dodaje mu majestatu. Żałosna postura nie oznacza, że nie potrafi upokarzać, grozić rewolwerem, terroryzować i narzucać wojskowy dryl.
Jak większość bogaczy jest tyranem pogardzającym ludźmi z niższych sfer. Nie rozumie znaczenia słowa „nie”. Wtrąca się do wszystkiego, wierzy, że jedynie on jest w stanie stworzyć zapaśniczą potęgę reprezentacji USA. Pierwszy raz czerwona lampka zapala nam się w głowie, gdy próbuje zmotywować sportowców obowiązkiem patriotycznym. Kolejny raz, gdy namawia Marka, by w nocy udzielił mu indywidualnej lekcji zapasów i z wdzięczności pozwala się nazywać Orłem, a po chwili zastanowienia nawet Złotym Orłem. Sytuacja wymyka się spod kontroli, staje się coraz bardziej napięta, przeobraża w obłęd i paranoję. Piekło wybucha, gdy na jaw wychodzą głębsze racje i kompleksy Marka, a Dave, który uważając milionera za kompletnego dyletanta i snoba, musi się przed nim płaszczyć.
Miller, nazywany poetą gorszej Ameryki, ciemnych, brzydkich przestrzeni, gdyż z upodobaniem filmuje niekończące się korytarze hotelowe, puste hale, zimne wnętrza, i tym razem narzucił pogrzebowy ton w wyraźnym kontraście do groteskowych zachowań bohaterów. Dało to bardzo ciekawy efekt, tym bardziej że równocześnie pojawia się mnóstwo, może nawet zbyt wiele, symbolicznych ujęć Ameryki (z obowiązkowymi flagami, ikonografią władzy i bogactwa), skłaniających do ogólniejszych rozważań. Na przykład, że nie jest to tylko złożona historia o gejach, narkotykach czy umysłowo chorych, lecz coś więcej. Egzystencjalna refleksja o granicach człowieczeństwa (emocjonalnych, seksualnych, finansowych, zawodowych). Studium cierpienia, złego przywództwa. Zakamuflowany obraz krwiożerczego, amerykańskiego kapitalizmu eksploatującego słabszych. Tak czy inaczej na tyle mocny artystycznie, by nie pominąć „Foxcatchera” w oscarowych notowaniach.
***
Kolekcja zimowa
Inne filmy z szansami na Oscara, które na polskie ekrany wchodzą tej zimy
Niezłomny, reż. Angelina Jolie (premiera 2.01)
Autentyczna historia Louisa Zamperiniego, wybitnego biegacza średniodystansowego, medalisty olimpiady w Berlinie, który w czasie drugiej wojny światowej przeżył horror. Wyszedł cało z katastrofy lotniczej nad Pacyfikiem, a potem został poddany sadystycznym torturom w japońskim obozie jenieckim. Scenariusz braci Coen.
Whiplash, reż. Damien Chazelle (premiera 2.01)
Opowieść o utalentowanym perkusiście jazzowym studiującym na prestiżowej nowojorskiej akademii muzycznej. Jego dążenie do perfekcji zderza się z murem niezrozumienia ze strony profesora. Przebój festiwalu w Sundance, gdzie film otrzymał m.in. nagrodę publiczności.
Gra tajemnic, reż. Mortem Tyldum (premiera 16.01)
Dramat biograficzny z Benedictem Cumberbatchem. Aktor wciela się w brytyjskiego matematyka, logika i kryptologa Alana Turinga, twórcę prototypu współczesnego komputera. Po wojnie oskarżony o homoseksualizm, poddany okrutnemu leczeniu, popełnił samobójstwo.
Teoria wszystkiego, reż. James Marsh (premiera 30.01)
Biografia jednego z najwybitniejszych współczesnych naukowców, brytyjskiego astrofizyka, kosmologa i fizyka teoretycznego Stephena Hawkinga cierpiącego na stwardnienie zanikowe boczne.
Birdman czyli (Nieoczekiwane pożytki z niewiedzy), reż. Alejandro González Ińárritu (premiera 23.01)
Magiczno-groteskowo-kafkowska historia sfrustrowanego hollywoodzkiego aktora specjalizującego się w kinie akcji (Michael Keaton). W filmie ubiega się o rolę w ambitnym, broadwayowskim przedstawieniu. Nakręcona w niemal jednym ujęciu!
Dzika droga, reż. Jean-Marc Vallée (premiera 6.02)
Ekranizacja powieści Nicka Hornby’ego. Reese Witherspoon gra dziewczynę, która po okresie lekkomyślności i szaleństwa, po śmierci matki i rozwodzie chce dokonać bilansu swego życia. W tym celu samotnie przemierza ponad tysiąc mil górskim szlakiem Pacific Crest Trail.
Serena, reż. Susanne Bier (premiera 6.02)
Melodramat o świeżo poślubionej parze przedsiębiorców zajmujących się handlem drewnem w czasach wielkiego kryzysu ekonomicznego lat 30. XX w. Jennifer Lawrence gra żonę, która dowiaduje się, że nie może mieć dzieci.
Snajper, reż. Clint Eastwood (premiera 20.02)
Utrzymana w konwencji realistycznego dramatu wojennego autentyczna historia Chrisa Kyle’a, strzelca wyborowego na wojnie w Iraku, który po powrocie do domu ma kłopoty z byciem ojcem i mężem. Z Bradleyem Cooperem i Sienną Miller.