Likwidujemy się ze względu na czynsz – takie informacje można coraz częściej znaleźć w witrynach polskich księgarń. Z rynku w Krakowie znika Hetmańska, w Warszawie właśnie zamknęły się księgarnia MDM i księgarnia im. Conrada. W kraju działa 1850 księgarń, jednak w ciągu ostatnich pięciu lat ich liczba zmniejszyła się o ok. 30 proc. Te małe nie mogą konkurować z molochami, takimi jak Empik czy Matras, które przyciągają klientów wysokimi rabatami i są wszędzie. A sam Empik powoli zamienia się w sklep z gospodarstwem domowym, w którym książki są tylko dodatkiem, skrzętnie ukrytym za nożami, patelniami i kubkami termicznymi. Jeśli szukana przez nas książka nie jest bestsellerem albo nowością z dużego wydawnictwa, to raczej nie mamy szans jej znaleźć.
Nie liczmy też na informację, poradę czy odpowiedź na czytelnicze pytanie. Najczęstsza brzmi: nie mamy takiego nazwiska. Robert Walser? To ten od diety? Księgarzy entuzjastów spotkamy jeszcze czasem w kluboksięgarniach. Warszawski Tarabuk czy wrocławskie Tajne Komplety to miejsca, w których nie tylko można się napić kawy przy książce, ale i uczestniczyć w spotkaniach autorskich i dyskusjach. Bar z książkami? Też możliwe. W łódzkim Niebostanie całą ścianę zajmują starannie wybrane przez właścicieli książki. Takie miejsca znajdziemy jednak przede wszystkim w dużych miastach. W mniejszych miejscowościach poznikały tradycyjne księgarnie albo muszą dzielić powierzchnię z innymi sklepami. I tak na przykład wchodzimy do sklepu typu „mydło i powidło”, a tam na ladzie, obok serwisu w różyczki, kosmetyków i domestosa, leży też kilka książek. Do gry weszły również dyskonty i sieć Rossmann, w których można jednak kupić tylko tytuły najbardziej popularne.
– Polski rynek księgarski to jest dziki kraj – mówi Jerzy Okuniewski, prezes Książnicy Polskiej, największej niezależnej sieci księgarń. – Brakuje regulacji prawnych. I dlatego księgarze sami stworzyli projekt ustawy regulującej ceny książek. To jednocześnie próba przygotowania polskiego rynku książki na wejście kolejnego wielkiego gracza – Amazona, internetowej księgarni-molocha, który – jak pokazuje doświadczenie innych krajów – zdominuje rynek, ponieważ pod jednym szyldem ma wszystkie etapy sprzedaży, dystrybucji, a nawet produkcji książek – e-booków.
Książki przeterminowane
W Polsce – podobnie jak w innych krajach europejskich – wielkie sklepy wypierają małe, na rynku dominują duże wydawnictwa i sieci księgarskie. Jak podaje Biblioteka Analiz, w latach 1998–2012 zmienił się nie tylko udział księgarń w rynku, ale także struktura dystrybucji książek poprzez księgarnie. Na początku dominującą rolę odgrywały księgarnie indywidualne (42 proc. sprzedaży na całym rynku książek). W 2012 r. dominowały już sieci (ich udział wzrósł do 26 proc.), a sprzedaż w księgarniach indywidualnych spadła do 12 proc. I coraz bardziej liczą się księgarnie internetowe. Ich udział w 2012 r. sięgał już 25 proc. rynku.
Podobnie jak na całym świecie, także u nas prym na rynku wiodą bestsellery, najbardziej wyeksponowane na księgarskich półkach i wypunktowane na listach sprzedażowych. Ale polski rynek ma także swoją specyfikę: panuje kult nowości i szybka rotacja tytułów, to jest tzw. krótka półka. Dlatego nie znajdziemy w Empiku książek sprzed kilku lat. Żywot książki w Polsce trwa dziś niezwykle krótko, pojawiła się nawet stosowna nazwa: „książka przeterminowana”, taka, która ma już np. sześć miesięcy. Książka przestaje być ważna, staje się produktem, który nieustannie trzeba wymieniać na nowy, bo inaczej traci atrakcyjność. Nawet w sklepach internetowych trudno znaleźć starsze tytuły.
Równie ważnym problemem jest kolejna powszechna praktyka największych sieci księgarskich – sprzedaż nowości i bestsellerów, które zapewniają gros księgarskich zysków, z gigantycznymi rabatami, co całkowicie eliminuje szanse mniejszych uczestników rynku. Z kolei wydawcom duże sieci i hurtownie szkodzą, przesuwając terminy płatności. W przyszłości jednak może być tak, że nawet sprzedaż internetowa będzie zmonopolizowana przez wielkie sieci, jak Empik, Merlin czy wchodzący powoli do Polski Amazon.
Tymczasem czytelnicy, którzy cenią sobie spacerowanie między półkami, podczytywanie fragmentów książek przed ich kupnem, oglądanie okładek, okazują się kluczową grupą. Właśnie kontakt z książkami w księgarni jest – jak pokazują najnowsze, niepublikowane jeszcze badania czytelnictwa – realną zachętą do lektury. Czytelnictwo w Polsce opiera się na dostępności książek w księgarniach i bliskości tych księgarń. – Mamy bardzo wiele tytułów, które są niedostępne w sieciach – opowiada Rafał Czerniga, właściciel księgarni Atena w Kamiennej Górze. – Niektórzy klienci przyjeżdżają aż z Wrocławia. Radość klienta, który znalazł od dawna poszukiwaną książkę, jest olbrzymia, ale zyski ze sprzedaży takich perełek księgarni nie utrzymają. Całkowicie wolny rynek i brak uczciwego dostępu do bestsellerów to jeden z gwoździ do trumny księgarstwa – tłumaczy.
Jak to się robi w Paryżu
Od wielu miesięcy w środowisku księgarzy i wydawców zgromadzonych wokół Polskiej Izby Książki trwały dyskusje o projekcie ustawy o jednolitej cenie książki, która miałaby regulować cenę sprzedaży nowych tytułów. – Nie mam pojęcia, w jakiej ostatecznej formie ustawa o książce przejdzie w Polsce. Nie liczę na taką, jaka jest w Niemczech czy we Francji. Ale wierzę, że dzięki niej skończą się czasy, gdy książki mają zawyżane ceny tylko po to, aby je w sieciach móc sprzedawać z rabatem już od dnia premiery – mówi Rafał Czerniga.
We Francji tzw. ustawę Langa wprowadzono w 1981 r. Według Bogdana Szymanika z wydawnictwa Bosz, Polska jest w miejscu, w którym Francja była w czasach sprzed ustawy: mamy do czynienia z niskim poziomem czytelnictwa, chaosem na rynku, dyktatem wielkich sieci i marketów. Jednocześnie ceny książek rosną, czego przyczyną są trwające od dłuższego czasu wojny rabatowe.
Pierwsze regulacje rynku książki w Europie pojawiły się już w XIX w. Dzisiaj w wielu krajach istnieją porozumienia branżowe, a regulacje prawne działają m.in. we Francji, Niemczech, we Włoszech, w Holandii, Portugalii i w Austrii. W Wielkiej Brytanii zniesiono je w 1996 r., co w następnych latach poskutkowało wzrostem znaczenia wielkich sprzedawców, hipermarketów i Amazona oraz zmniejszeniem udziału w rynku niezależnych księgarń. Ustawy nie ma też w Szwecji, przy czym tutaj sytuacja jest zupełnie wyjątkowa, bo państwo dotuje cały proces produkcji książki i osobno wspiera modernizację i rozwój księgarń.
Regulacje prawne upowszechniły się w Europie po tym, jak ustawa Langa zadziałała pozytywnie na rynku francuskim. Jean-Guy Boin z Międzynarodowego Biura Wydawców Francuskich opowiadał polskim wydawcom o okolicznościach jej powstania. Na początku XX w. we Francji działał system ceny sugerowanej. Wydawca umieszczał ją na okładce książki. Problemy się zaczęły, kiedy na rynku książki pojawiła się FNAC, sieć wielkopowierzchniowych sklepów sprzedających elektronikę, która w 1974 r. zaczęła sprzedawać książki, od razu oferując wielkie obniżki. W 1979 r. ministerstwo finansów nakazało całkowite uwolnienie rynku książki – od tej pory każdy detalista mógł dowolnie obniżać cenę. Niezależne księgarnie, aby sprostać konkurencji, również zaczęły obniżać ceny bestsellerów, ale jednocześnie podwyższały ceny innych specjalistycznych książek, aby odrobić straty. Doszło do debaty publicznej. Jednolita cena książki była jedną z propozycji François Mitterranda w ramach kampanii prezydenckiej. Jack Lang został ministrem kultury w rządzie Mitterranda i firmował ustawę swoim nazwiskiem. FNAC i inne sklepy wielkopowierzchniowe robiły wszystko, żeby zapobiec wprowadzeniu ustawy (zwanej ustawą anty-FNAC). Jednak po zwycięstwie Mitterranda w wyborach ustawę wprowadzono. Po 30 latach jej obowiązywania ceny książek rzeczywiście nie rosną tak szybko, jak ceny innych produktów, zwiększyła się zaś liczba nowości.
Jatka cenowa
Według polskiego projektu ustawy wydawca będzie zobowiązany do ustalenia jednolitej ceny przed wprowadzeniem książki do obrotu. Miałaby obowiązywać przez rok. Celem ustawy jest przede wszystkim wsparcie niezależnych księgarń. Jak twierdzą autorzy projektu, wraz ze wzrostem pozycji niezależnych księgarń nastąpi wzrost dostępności książek. Ustawa ma też swoich przeciwników. Pytają oni, w jaki sposób wpłynie na czytelnictwo, bo skoro książka zdrożeje, to kto ją kupi? Na taki zarzut odpowiadała w jednym z wywiadów Grażyna Szarszewska z Izby Książki – książki nie będą droższe, ponieważ dziś wydawcy wliczają w cenę rabaty, które wymuszają na nich wielkie sieci: „We wszystkich krajach, w których wprowadzono ustawę opartą na podobnych założeniach do naszego projektu, ceny spadły. Warto podkreślić, że nasza ustawa nie likwiduje rabatów, a jedynie nieco je odsuwa w czasie. Dodruki mogą przecież być tańsze. Czytelnicy będą mogli poczekać pół roku czy rok i kupić książkę taniej. Musimy zadbać o to, by małe księgarnie i niewielkie wydawnictwa mogły funkcjonować na rynku, konkurować. Musimy zatrzymać prawdziwą »jatkę cenową«. Obecna sytuacja jest zabójcza dla wszystkich”. Sceptycy zastanawiają się jednak, czy ustawa nie reprezentuje tylko interesów wąskiej grupy księgarzy, a nie czytelników i wydawców.
Zdaniem Andrzeja Kuryłowicza, dyrektora wydawnictwa Albatros, kupujący książki w Biedronce mogą przestać je kupować, kiedy będą droższe, a same dyskonty zrezygnują z ich sprzedaży. Według niego można by inaczej chronić małe księgarnie i wspierać czytelnictwo. Proponuje pakiet ustawowych propozycji, który obejmowałby cztery elementy: ulgi dla certyfikowanych księgarń, kampanię promocji w mediach publicznych, przyspieszenie przepływu pieniądza w kanałach dystrybucji oraz planową i spójną politykę państwa. Paweł Szwed, szef wydawnictwa Wielka Litera, również uważa, że ustawa nie rozwiązuje największych problemów rynku księgarskiego: – Choćby quasi-monopolistycznych praktyk. Albo płatności – znanego od lat i chyba najpoważniejszego problemu polskiego rynku księgarskiego. Normą jest, że hurtownicy płacą po 4–5 miesiącach. A zdarza się, że wydawcy czekają na pieniądze rok albo dłużej.
Osobnym problemem są czynsze. W wielu krajach lokale na księgarnie są dostępne po cenach preferencyjnych. Może być też tak – zastanawia się Jacek Chołoniewski, właściciel serwisów internetowych – że ustawa utrwali tylko pozycję monopolistów i natychmiast powstaną sposoby jej omijania, a ona sama będzie grą pozorów.
Rafał Czerniga, zwolennik ustawy, odpowiada, że jeśli księgarnie nie będą mogły kupować i sprzedawać bestsellerów na podobnych zasadach jak wielkie sieci, to z samej sprzedaży literatury dla koneserów się nie utrzymają. – Co z tego, że księgarnia ma w ofercie np. 30 tys. tytułów, skoro zysk potrzebny do przetrwania pochodzi głównie ze sprzedaży literatury popularnej?
Projekt ustawy o jednolitej cenie książki jest gotowy do przedstawienia w Sejmie, ale to dopiero początek dyskusji o rynku księgarskim. Polski rynek jest rozregulowany. Księgarze, wydawcy i czytelnicy widzą, że książka, inaczej niż każdy inny towar, wymaga specjalnego parasola ochronnego i opieki państwa. Czy będzie to jakaś fundacja dla wspierania czytelnictwa? Może na wsparcie rynku księgarskiego powinny być przeznaczone fundusze z Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2014–20 – miliard złotych: 650 mln zł ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz 350 mln zł od samorządów i instytucji publicznych. Chyba że chcemy obudzić się w świecie, w którym dobrych książek, ale niekoniecznie bestsellerów, nie można nigdzie kupić. A taka sytuacja nam grozi.