Nie tęsknię za Wallanderem
Rozmowa z mistrzem kryminału Henningiem Mankellem
Cezary Polak: – Czy wie pan, że postawiono panu w Polsce pomnik?
Henning Mankell: – (śmiech) Proszę nie żartować!
Nie w sensie materialnym. Co drugi nasz autor deklaruje, że pańskie powieści są dla niego wzorcem z Sèvres pisania kryminałów. Przekonał pan Polaków, że kryminał może być świetnym medium do opowieści o ważnych problemach społecznych i egzystencjalnych.
Zdaję sobie sprawę, że stałem się czymś w rodzaju lokomotywy dla wielu pisarzy, i uważam, że to wspaniałe, jeśli kogoś zainspirowałem w Polsce. Myślę, że z powodzeniem można by napisać kryminał osadzony w realiach najnowszej historii Polski, np. w trakcie wydarzeń grudniowych w Gdyni. Reżim posługiwał się przemocą, dochodziło do przestępstw.
U nas kryminał jeszcze niedawno uchodził za konfekcję, literaturę drugiego sortu.
Nigdy nie rozumiałem jego deprecjonowania. Kiedy jestem pytany o moje inspiracje, zwykle przywołuję dramat antyczny, pełen zbrodni i kontekstów ukazujących społeczne sprzeczności. Dla przykładu „Medea” – opowieść o kobiecie, która dopuszcza się zbrodni z zazdrości o męża. Jeśli to nie jest literatura kryminalna, to co nią jest?
Biblia też jest pełna opowieści o zbrodniach.
Naturalnie. Ludzi zawsze interesowało przyglądanie się społeczeństwu odbitemu w lustrze zbrodni. Powiedziałbym, że największe dzieła literatury to właśnie opisy zbrodni gatunku ludzkiego – Dostojewski, Conrad, Balzak, Szekspir. Ignorancja krytyków tego gatunku często wprawia mnie w zakłopotanie, proszę to zacytować.