Sąd Okręgowy w Suwałkach rozpoznał właśnie – już w trybie apelacji, w trzeciej instancji – sprawę grupy osób, którym policja zarzuca naruszenie „krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem” ubiegłorocznej uroczystości otwarcia w tym mieście wystawy o gen. Władysławie Andersie.
Rzecz w tym, że – przypomnijmy – tak się jednak złożyło, iż był to ostatni dzień kampanii wyborczej do parlamentu, a gwiazdą imprezy – o czym świadczą m.in. kwieciste przemówienia organizatorów – stała się, znowu, tak się przez przypadek złożyło, kandydująca akurat w województwie podlaskim córka generała Anna Maria Anders. Gwiazdą, a nawet i celem – tu znowu za dowód wystarczą przemówienia organizatorów tego de facto kampanijnego wiecu.
Sprawa dla usłużnych sędziów
Nie bez przyczyny rozpatrujący sprawę w pierwszej instancji sąd rejonowy – a konkretnie sędzia Dominik Czeszkiewicz (warte polecenia jest znakomite uzasadnienie werdyktu) – uniewinnił obwinionych, przyjmując, że mieli obywatelskie prawo protestować przeciwko łamaniu zasad gry wyborczej. Potem sąd odwoławczy skierował jednak rzecz do ponownego rozpatrzenia, lecz znowu zapadł wyrok uniewinniający. Teraz – już na poziomie apelacji – sąd okręgowy dwójkę obwinionych też uniewinnił, ale oskarżenie wobec trzech pozostałych znowu skierował do ponownego rozpoznania.
Kluczem do zamieszania mogą być medialne śledztwa dotyczące znajomości kolejnego zaangażowanego w sprawę sędziego – Jacka Sowuli – z wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem, odpowiedzialnym – znowu: tak się akurat znowu złożyło – za nominacje sędziów na funkcyjne stanowiska. To sędzia Sowula najpierw skierował sprawę protestujących do ponownego rozpatrzenia. Potem zaś awansował – znowu się jakoś złożyło – przewodniczącym sądu okręgowego. I w efekcie stał się… przełożonym sędziego, który mimo kolejnego uniewinnienia zdecydował, na poziomie apelacji, kontynuować proces.
Mogło się, powtórzmy, tylko tak złożyć. Ale dużo bardziej prawdopodobne jest, że dzieje tego procesu to przejaw motywowanej żądzą zemsty małości obecnej władzy – i w sumie skuteczności używanych przez nią narzędzi? Bo także oportunizmu, tchórzostwa i zwykłej podłości jej funkcjonariuszy – nawet tych, niestety, w sędziowskiej todze? A że też politycznej głupoty – bo jeśli już faworyzuje się usłużnych sędziów, to może warto byłoby zachować ich do ważniejszych spraw? Chyba że w istocie chodzi o zastraszanie – zarówno obywateli, jak i sędziów – i tych uległych, i tych wciąż niepokornych.
Żona Cezara powinna być poza wszelkimi podejrzeniami – miał powiedzieć Juliusz Cezar, odprawiając Pompeję. Tak było w państwie rzymskim. A w państwie PiS? E tam…