Kraj

Zburzyli Mauzoleum Armii Czerwonej w Trzciance. Jeszcze jeden przykład obłędu polityki historycznej

W Trzciance, a raczej wokół Trzcianki zderzyły się sprzeczne historyczne polityki, polska i rosyjska. W Trzciance, a raczej wokół Trzcianki zderzyły się sprzeczne historyczne polityki, polska i rosyjska. Paweł Marynowski / Wikipedia
W Trzciance radni, nie uwzględniając protestów rosyjskiej ambasady w Warszawie i wielu krytycznych głosów mieszkańców miasta, zburzyli usytuowane na centralnym placu Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich.
Urzad Miejski Trzcianki/Reporter

Radni i wojewoda wielkopolski, który mauzoleum wykreślił z listy zabytków, twierdzą, że sprawdzili, i w Mauzoleum nikt nie jest pochowany, zaś sam symbol sowieckiej dominacji nad Polską po 1945 roku z mocy prawa nadaje się do demontażu. Cmentarze i groby zostawiamy, dbamy o nie, mówią przedstawiciele polskich władz, jednak totalitarna symbolika powinna przestać szpecić polskie place i ulice.

Polityka historyczna Polski a polityka historyczna Rosji

W Trzciance, a raczej wokół Trzcianki, po raz kolejny zderzyły się dwie wyjątkowo sprzeczne historyczne polityki, polska i rosyjska. Rosjanie nie zamierzają zrezygnować z tezy, że ocalili Europę, w tym Polskę, od nazizmu i mimo własnych trudności bratersko wspierali nasz powojenny rozwój, dlatego też będą protestować w każdym takim przypadku. Nie ma w ich narracji całych rozdziałów o przemocy, represjach, morderstwach i politycznych zdradach, o czym z kolei przypomina polska polityka historyczna.

Przez ostatni rok historyczna narracja Warszawy była skoncentrowana na zbrodni wołyńskiej, ale już w ostatnich miesiącach mamy wysyp prac historycznych o operacji NKWD z 1937 roku, skierowanej głównie przeciw Polakom. A jest przecież 17 września, powstanie warszawskie, jest tworzony nowy mit, mit żołnierzy wyklętych, i dojrzały już mit smoleński. W Smoleńsku odsłonięto właśnie na jednym ze skwerów popiersie Feliksa Dzierżyńskiego, w moskiewskich gazetach piszą o nowym projekcie mającym upamiętnić wybitnych rosyjskich przywódców, ma być ich cała aleja, a na niej obok siebie Lenin i Stalin.

We Lwowie profesorowie Politechniki rozważają, czy nie nadać jej imienia Stepana Bandery, byłego studenta. W Warszawie minister Błaszczak ogłosił, po protestach Wilna i Kijowa, że jednak w polskich paszportach nie będzie Ostrej Bramy i Cmentarza Orląt. Obłęd bez końca.

Żyjemy w okresie nawrotu państw narodowych, optymiści twierdzą, że jest to ich ostatni oddech, wkrótce procesy, zwłaszcza europejskiej integracji, wrócą na swoje tory. Kto to wie? Na razie jednak każdego dnia w wielu europejskich miastach zastępy ludzi udają się do pracy w instytucjach opracowujących założenia, cele i metody realizacji historycznych polityk. To coraz lepszy biznes. Państwa narodowe potrzebują codziennie argumentów do obrony przed obcymi, w tym sąsiadami. Historia jest tu najlepszym tworzywem, tym bardziej że mało kto ją dobrze zna.

Ulica polskiego architekta w Kijowie

W Kijowie poznałem historię ulicy Władysława Horodeckiego, polskiego architekta. Ulica jest w sercu miasta, tuż przy Majdanie. Przed rewolucją nosiła imię cara Mikołaja II, po bolszewickim zamachu stanu – Karola Marksa. W 1996 r. radni Kijowa nadali jej imię Władysława Horodeckiego, który ją na przełomie XIX i XX wieku budował, stworzył też w Kijowie kilka architektonicznych pereł. Jego życie oraz system wartości były i są idealnym zaprzeczeniem postaw i poglądów poprzedników. Horodecki wrócił na swoją ulicę i jest to wyjątkowo dobra zmiana.

Radni z Trzcianki postąpili podobnie, chcą, by ich miasto żyło przyszłością, było nowoczesne, nawiązywało do demokratycznych wartości. I pewnie nikt by na ich działania nie zwrócił uwagi, gdyby nie oddech państwa narodowego i protest ambasady RF. Zgiełk historycznych polityk staje się nieznośny. To chyba Paweł Jasienica mawiał, że nie ma większego kłamstwa od historycznej polityki.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama