Michał Tusk stawił się w środę przed komisją śledczą badającą aferę Amber Gold. Towarzyszył mu pełnomocnik Roman Giertych. Po co wezwano Tuska juniora? Wiceprzewodniczący Marek Suski (PiS) wyjaśniał: „Komisja ma zbadać, czy w przypadku OLT istniał parasol ochronny, parasol również polityczny. Jeżeli mówimy o jakiejś ochronie i dziwnych rzeczach, które się działy wobec tej spółki, nie można wykluczyć, że najważniejsza osoba w państwie, jaką był niewątpliwie Donald Tusk, i jego syn mogli być elementem tego parasola. Czy świadomym, czy organizującym ten proceder, czy tylko włączonym i wciągniętym jako element ochrony przed wymiarem sprawiedliwości – to jest kwestia do ustalenia”. Dowodów na ten rozłożony parasol nie znalazła prokuratura i to ta już pod rządami PiS. Odmówiła bowiem wszczęcia postępowania w sprawie „roli Michała Tuska w sprawie Amber Gold”.
Co zatem ustalono?
1. Michał Tusk nie był pracownikiem OLT Express
Z zapowiedzi dzisiejszych prac komisji dowiadujemy się, że Michał Tusk miał być przesłuchiwany jako „były pracownik OLT Express Sp. zo.o.”. To linie lotnicze powołane do życia w 2011 r. przez Michała P., prezesa spółki Amber Gold. Michał Tusk pytany, czy w istocie był pracownikiem OLT, odpowiedział: „Byłem zewnętrznym konsultantem”. Zapewniał, że nie mogło być mowy o konflikcie interesów.
2. Donald Tusk nie był zadowolony, że jego syn rezygnuje z dziennikarstwa
„Pamiętam, że rozmawiałem z ojcem wtedy o tym, że chcę przejść na lotnisko i że nie będę pracował w »Gazecie Wyborczej«. To ostatnie mu się nie spodobało – że nie będę dziennikarzem – ponieważ to była rzecz, która miała dla niego ogromne znaczenie, i uważał, że jest to dobra, bezpieczna i właściwa ścieżka rozwoju dla mnie”.
3. Michał Tusk wiedział, że OLT budzi wątpliwości
Kiedy Michał Tusk podejmował współpracę z OLT, to wiedział – jak sam przyznał – że „Amber Gold, która inwestowała w linie lotnicze OLT Express, jest firmą, która budzi wiele wątpliwości”. Dodał, że otoczka wokół Amber Gold była mu znana od 2010 r. Zapytano go zatem, dlaczego mając tę wiedzę, podjął współpracę z OLT. „W pewnym sensie zwyciężyła ciekawość, chęć rozwoju własnego i realizowania siebie w zakresie, jaki mnie interesował” – odpowiedział. Wyjaśniał, że się wahał, ale ostatecznie „podjął decyzję, która okazała się decyzją opartą na złych przesłankach”.
Michał Tusk tłumaczył, że w pracy zależało mu na niezależności od pozycji politycznej ojca. Ale nie świadczy o nim najlepiej to, że chciał współpracować ze spółką, której właściciel był karany. Co gorsza, Michał Tusk o tym wyroku wiedział. Można też załamać ręce nad służbami, które nie dopilnowały, aby syn premiera nie wikłał się w zawodową relację, która może budzić wątpliwości.
Co to była za lipa?
Politycy PiS doczekali się z ust Tuska juniora słów, które będą mu zapewne wypominane, ilekroć zechcą dołożyć byłemu premierowi. Jego syn powiedział bowiem, że on i jego ojciec zdawali sobie sprawę, że Amber Gold „to jest, mówiąc tak kolokwialnie, lipa (...), czyli że są pewne podejrzenia wokół Marcina P., że KNF wcześniej wydała swoje ostrzeżenie dotyczące produktów finansowych Amber Gold”. Tuskowie mogli o tym wiedzieć, bo lista ostrzeżeń KNF była dostępna. Firma Amber Gold trafiła na nią 30 października 2009 r.
Była to zatem wiedza powszechna, nie na wyłączność Tusków. Ale politycy PiS będą zapewne teraz przekonywać, że były premier wiedział, że Amber Gold to oszustwo, a mimo tego – jako szef rządu – nie powstrzymał afery.
Poseł Krzysztof Brejza (PO) przytomnie dopytał, o co z tą lipą chodzi. „Ojciec miał żal, że wiążę się z firmą, za którą ciągnie się taka reputacja. Przy takiej ilość publikacji na temat Amber Gold rozważania na temat, czy to może być piramida, były powszechne. Ale ojciec nie skupiał się na żadnych informacjach, które mógł mieć. Raczej karcił mnie za to, że nie dość, że nie pracuję w »Wyborczej«, to jeszcze przechodzę do firmy, która ma taką reputację”. Tyle i tylko tyle, oto cała lipa.
Dopaść Tuska przez syna
Komisja śledcza, której przewodniczy Małgorzata Wassermann, zajmuje się przekrętem na szkodę 19 tys. osób, które straciły w sumie ponad 800 mln zł. W tym kontekście rola Michała Tuska nie ma żadnego znaczenia. Ale nie dla posłów PiS, którzy chcą wykazać związek Donalda Tuska z aferą Amber Gold.
Ale dlaczego Tusk miałby za tę sprawę odpowiadać, skoro prokuratura była wtedy niezależna od rządu? Droga do wykazania winy Tuska prowadzi jedynie przez jego syna. PiS stawia tezę, że to ojciec ostrzegł go przed oszustem, a nie ostrzegł klientów Amber Gold, a zatem nie zapobiegł defraudacji ich pieniędzy. Ale dzisiejsze przesłuchania nie przynoszą na to żadnego dowodu.
Małgorzata Wassermann powiedziała dziś podczas komisji: „Przyjdzie moment, że pokażę, kto dał czas Marcinowi P. i Katarzynie P. na ukrycie wszystkich pieniędzy”. Zatem czekamy.