Ja się rogów moich nie wyrzeknę – zapewniał kiedyś Stefan Chwin. Zawsze chętnie czytam jego wypowiedzi o Polsce współczesnej. Niestety, ostatnio twierdzi, że endecja ma głębokie korzenie, posłuch w narodzie i nie wiadomo, jak ją wykurzyć.
Ale po kolei. W książce „Dziennik dla dorosłych” Chwin wspominał, jak był na spotkaniu pisarzy polskich, francuskich i niemieckich. „I na tym spotkaniu pisarze, którzy przyjechali z Francji, od pierwszej chwili zajmowali się głównie jednym: szydzeniem z rządu francuskiego, francuskiego prezydenta i francuskiej polityki. Pani X, słuchając mnie, zaciąga się dymem z papierosa, po czym z rozbrajającą szczerością rzuca przez zęby: – Proszę pana, gdyby polski pisarz ośmielił się zrobić coś takiego z Polską i polskim rządem, nigdy by już nie został przez nas wysłany za granicę”.
„O przeklęta polska słabości! – wzdycha pisarz. – Dzikie gniazdo kompleksów! Przecież ci francuscy pisarze, kalający własne gniazdo, robią sto razy lepszą robotę dla Francji niż nasi grzeczni »ambasadorzy polskiej kultury« dla Polski. Dumni, swobodni, niezależni dają do zrozumienia, że mogą sobie pozwolić na drwiny z Francji, bo żadna drwina wielkiej Francji nie zaszkodzi. »Nasze drwiny z Francji świadczą o sile Francji«”.
Dziwnie czyta się te słowa sprzed kilku lat dzisiaj, gdy politycy i publicyści obozu władzy gotują się ze złości na tych, którzy za granicą „donoszą na swój kraj”, występują w roli ubogich krewnych europejskich elit, uprawiają politykę wstydu, przedstawiają nas jako naród sprawców, a nie ofiar, wygadują na Polskę w Brukseli, umniejszają zasługi żołnierzy wyklętych, krytykują stawianie pomników samemu sobie, w muzeum za mało eksponują cierpienia Kościoła i męstwo oręża polskiego.