Po Nicei i Berlinie również Sztokholm stał się w piątek po południu sceną podobnego ataku. Sprawca wykorzystał chwilę nieuwagi kierowcy samochodu dostawczego, porwał go i z rozmysłem wjechał w tłum przechodniów na centralnym deptaku szwedzkiej stolicy, ulicy Drottinggatan. Cztery osoby zginęły, a piętnaście zostało rannych, ale policja podaje, że jest to wstępny bilans ofiar.
Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że ulica wyłączona jest z ruchu i pojedynczy wielki samochód, poruszający się ponadto z dużą szybkością, był stosunkowo łatwo zauważalny. Pozwoliło to wielu przechodniom usunąć się na ubocze. Samochód zatrzymał się na betonowych przeszkodach.
Sprawcy udało się uciec z miejsca wypadku. W związku z tym używa się nadal sformułowania „przypuszczalny atak terrorystyczny”. Policja opublikowała zdjęcie człowieka, który mógł być sprawcą, ale nie wyklucza, że może to być fotografia, bardzo niewyraźna zresztą, przypadkowa. Jeden ze świadków twierdzi, że widział kierowcę prowadzącego ciężarówkę.
W piątek wieczorem sztokholmska popołudniówka AFTONBLADET informowała w sieciowym wydaniu, że na przedmieściu Marsta ujęto człowieka, który utrzymuje, że to on jest winny zamachu. Policja nie potwierdziła jednak tego doniesienia. Sylwetka tego człowieka ma odpowiadać obrazowi podawanemu wcześniej przez policję.
Rzecznik sztokholmskiej policji Lars Bystroem potwierdził, że jedna osoba została zatrzymana „w związku z dzisiejszymi wydarzeniami”. Nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy chodzi o mężczyznę w czarnym kapturze znanym z ujawnionego wcześniej przez policję zdjęcia.
Na wieczornej konferencji prasowej szefowie szwedzkiej policji zapewniali, że byli dobrze przygotowani na taką okoliczność. Tuż przed atakiem ćwiczono sposoby działania na wypadek aktów terroru podobnego charakteru. Wykorzystano doświadczenia z zamachów w innych europejskich miastach. Żeby uniknąć pewnego chaosu, do jakiego tam dochodziło, wprowadzono jeden ośrodek dowodzenia, który sterować będzie pracą różnych formacji policji.
Wyciągnięto wnioski z zamachu Breivika
Szczególne wnioski wyciągnięto z zamachu Breivika w Oslo przed kilkoma laty, kiedy terroryście udało się uciec po spowodowanej przez niego eksplozji w kwaterze rządowej, chociaż policja mogła go zatrzymać, zanim opuścił stolicę. Zapobiegłoby to masakrze młodzieży na wyspie Utoeya, którą spowodował Breivik; zginęło w niej wówczas 69 osób.
Zarówno król Szwecji Karol XVI Gustaw, jak i premier Stefan Löfven po wyrażeniu współczucia rodzinom ofiar ataku wezwali społeczeństwo do spokoju i ostrożności. Niepokoje mogą bowiem sprzyjać terrorystom, zwłaszcza jeśli za piątkowym zamachem stały jakieś organizacje. Paradoksalnie ani króla, ani rządu szwedzkiego nie było w stolicy podczas zamachu. Członkowie rządu byli na konferencji socjaldemokratów w Göteborgu, a król z małżonką rozpoczął wizytę w Brazylii, którą natychmiast przerwał i udał się w podróż powrotną.
Wstrzymany został ruch w centrum stolicy i ludne zazwyczaj w piątek wieczorem miasto wygląda jak sparaliżowane. Zamach w Sztokholmie spowodował zaostrzenie kontroli i podjęcie dodatkowych środków ostrożności w całej Europie. Przywrócona została kontrola graniczna, zwłaszcza na moście na Sundzie, łączącym Szwecję z Europą.
Policja zatrzymuje podejrzanych
W nocy z piątku na sobotę doszło do kolejnych wydarzeń związanych z zamachem. Zatrzymany mężczyzna jest oficjalnie podejrzewany o dokonanie ataku terrorystycznego i zostały mu przedstawione zarzuty. Jest nim, według portali medialnych, 39-letni uchodźca z Uzbekistanu, zamieszkały w północnych osiedlach Sztokholmu. To właśnie jego sylwetkę przedstawiono w liście gończym, jaki opublikowała wcześniej policja. Zatrzymano także drugiego człowieka, który mógł współdziałać w zamachu, jednak szczegółów o zatrzymaniu nie podano.