Kraj

Poroszenko w Polsce. Ta wizyta miała podwójną wymowę

Jeśli początkowo mało kto wierzył, że projekt dobrego czy strategicznego partnerstwa uda się zrealizować, to po latach takich wątpliwości nie ma. Jeśli początkowo mało kto wierzył, że projekt dobrego czy strategicznego partnerstwa uda się zrealizować, to po latach takich wątpliwości nie ma. Kancelaria Prezydenta RP
Prezydent Poroszenko dziękował za to, jak Polska wpłynęła na Ukrainę i Ukraińców. I za to, że Rosja nie zamieszała nam w głowach.

Wizyta prezydenta Petra Poroszenki w Warszawie miała swoją podwójną wymowę. Najpierw: odbyła się w 25. rocznicę uznania przez Polskę niepodległości Ukrainy. Było to tuż po rozstrzygnięciu referendum niepodległościowego, rozpisanego na 1 grudnia 1991 r, w którym Ukraińcy, także ci w Donbasie, niemal jednogłośnie powiedzieli „tak”. Warszawa chciała być pierwszą stolicą uznającą ten fakt, bo sąsiedztwo z niepodległą Ukrainą otwierało nowe relacje, polityczne i społeczne, zmieniało układ sił w tej części kontynentu.

Jak powiedział prezydent Poroszenko, wtedy, 1 grudnia 1991 r., Ukraina się przebudziła. Ukraińcy dowiedli, że nie chcą być rosyjską kolonią, choć rozumieli, że Związek Radziecki jeszcze nie umarł, pokazali, że najważniejsza jest dla nich Europa. Polska wiedziała, jak się zachować w nowej sytuacji. A Europa? Jak zauważył prezydent, Europa nie wiedziała, co zrobić z Ukrainą i tak do końca nie wie tego do dziś.

Polska znaczy dla Ukrainy zwłaszcza teraz, kiedy Trump został prezydentem USA

Jeśli początkowo mało kto wierzył, że projekt dobrego czy strategicznego partnerstwa uda się zrealizować, to po latach takich wątpliwości nie ma. Poroszenko rolę polskiego sąsiedztwa widzi i pojmuje dziś zapewne mocniej niż kiedykolwiek. Można powiedzieć, że to syndrom Trumpa: nagle zmieniła się sytuacja polityczna na świecie, gesty Trumpa w stronę Moskwy i jego zapowiedzi z kampanii wyborczej każą się Ukraińcom obawiać, że amerykańskie wsparcie, jakie dotychczas mieli w konflikcie z Rosją, osłabnie całkiem albo znacznie.

I to nie jest dobry sygnał. Ukraina nigdy nie zaakceptuje utraty Krymu i Donbasu. Ameryka o aneksji przypominała wciąż, domagając się zwrotu zajętego półwyspu. Jeśli Trump wycofa się z Europy, Ukraina będzie słabsza, a w rozmowach z Kremlem jej pozycja będzie o wiele mniej znacząca. Tak to już jest w polityce, racja to nie wszystko, potrzebne również dla tych racji mocne wsparcie i donośny głos.

Europa coraz bardziej sprzyja Putinowi

Również w Europie zmienia się wiele. Jeśli prezydentem Francji, jak można się spodziewać, zostanie Francois Fillon, poparcie dla Kijowa zwiędnie także tutaj. Prezydent Hollande brał udział w rozmowach mińskich, wspierał sankcje wobec Moskwy, podkreślał konieczność rozwiązania konfliktu i Kijów mógł to wsparcie realnie odczuć. Być może nawet poparcie dla sankcji wpłynęło na spadek notowań francuskiego prezydenta, Francuzi zarzucają mu, że bardziej troszczy się o losy Ukraińców niż o własnych obywateli, którzy tracą pracę i ponoszą konsekwencje gospodarcze złych relacji z Putinem.

Fillon tymczasem jest zaprzyjaźniony z Władimirem Putinem, panowie wielokrotnie się spotykali, także prywatnie, i już widać, że łatwo będą się dogadywać. Fillon zresztą nie kryje, że na tym mu zależy. To jeden z akcentów jego kampanii. Czy kosztem Ukrainy? Niewykluczone.

Są jeszcze Austria, Holandia, Włochy, gdzie politycy mówią otwarcie o konieczności odnowienia relacji gospodarczych z Moskwą. Front oporu znacznie się osłabia i kruszy. Czy sankcje uda się kolejny raz przedłużyć? Rosyjska propaganda wkłada wiele wysiłku, żeby i w Polsce zasiać eurosceptycyzm i populizm, mówił Poroszenko. I dodał, że Ukrainie nie potrzeba pieniędzy, choć one zawsze się przydają, ani uzbrojenia, choć łatwiej walczyć, gdy ma się go więcej, ani nawet doradców, choć dobre rady są bezcenne. „My potrzebujemy jedności państw europejskich, potrzebujemy eurooptymizmu” – zaznaczył. I dodał, że trzeba się połączyć i nie dać rozerwać, że trzeba walczyć z obojętnością i populizmem, żeby nie ogarnęły Europy na dobre.

Polska i Ukraina, wspólna sprawa

Polsce dziękował Poroszenko za solidarność, tę z wielkiej i z małej litery. Tutaj inwazję nazywano inwazją, aneksję aneksją, po imieniu, bez ogródek, eufemizmów. Bo Polska wie, ile kosztuje wolność. Wyznawanie wspólnych wartości połączyło nas silniej niż podpisane traktaty.

Poroszenko sprawiał wrażenie, jakby nagle zdał sobie z tego sprawę i jakby nagle ten fakt docenił. Powiedział nawet, nawiązując do wspólnej historii, że Ukraina i Polska muszą udowadniać, że więcej je łączy, niż dzieli. Skoro przed nami ten sam cel: wielka, wspólna Europa.

Wypada mieć nadzieję, że to nie były słowa wypowiedziane pod wpływem chwilowej emocji. I że sprostamy obietnicom, po obu stronach granicy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama