Pułapka polega na tym, że jeśli nie odpowiemy na pierwsze pytanie, to źle odpowiemy na drugie. Bo to jest de facto to samo pytanie. Jeśli zbudujemy taki anty-PiS, jaki mieliśmy poprzednio, to spotka nas to samo, może w jeszcze bardziej radykalnej formie. Prawdziwy cel powinien polegać więc nie tylko na tym, jak obronić się przed Kaczyńskim, ale jak wydobyć się z tej tragicznej dla Polski alternatywy, w której Polska modernizacja zależy od politycznego wahadła rozciągniętego między Kaczyńskim i anty-Kaczyńskim. Bo to oznacza, że politykę w tym kraju robi, tak czy inaczej, jeden człowiek. Do tego, jak widać, naprawdę niebezpieczny.
A tak właśnie od dawna jest. To Kaczyński narzuca tematy i prowadzi ofensywy, a reszta sprowadzona jest do roli obrońców Polski. On jest aktywny, a pozostali tylko reaktywni. W ten sposób, nawet będąc w opozycji, można rządzić krajem. Kim w istocie był Tusk? Napastnikiem był głównie wtedy, gdy grał z kolegami w piłkę. W polityce grał w obronie. Przez obie kadencje. I tłumaczył się z tego, także na łamach POLITYKI, że nie będzie inicjował żadnych poważniejszych reform, gdy konsekwencją porażki mogą być rządy PiS. To wyjaśnia niezrozumiałe inaczej transfery jednocześnie i z lewa, i prawa, pieszczenie się przez całe kadencje z nawet najprostszymi zmianami obyczajowymi, z których ostatecznie przeszło jedynie in vitro i to po siedmiu latach rządzenia. Powiecie: jak to brak poważniejszych reform? A emerytury pomostowe, a OFE, a podwyższenie wieku emerytalnego? No więc to się wcale nie broni. I nie dlatego, że jak na osiem lat, to raczej nie zwala z nóg.
PO za wcześniejsze emerytury wzięła się, gdy kończyło się obowiązywanie przepisów i wszyscy, którzy świadczenia te pobierali, straciliby do nich prawo z końcem 2008 r. A marże od naszych wpłat na emerytury pobierane przez OFE i sposób ich wliczania do deficytu zaczęły boleć PO dopiero, gdy w wyniku kryzysu rząd stanął przed groźbą przekroczenia ustawowego progu zadłużenia państwa. Zaś podwyższenie wieku emerytalnego – wraz z popisowym referendalnym harakiri prezydenta Komorowskiego – doprowadziło do tego, że PO przegrała, zdawało się, wygrane wybory, i zawaliła się cała konstrukcja.
Zatem na trzy poważne reformy dwie były więc całkowicie wymuszone przez okoliczności, a jedna jedyna podjęta z własnej woli została koncertowo przerżnięta i zostanie odwrócona przez następców. To oczywiście wcale nie przekreśla realnego dorobku Tuska i Kopacz w postaci autostrad, stadionów, Pendolino, orlików i wielu innych „wielkich budów kapitalizmu”, które są dominującą treścią polskiej modernizacji. Niestety, nierówno dystrybuującej korzyści w społeczeństwie.
To nie jest po prostu wina Tuska, ale konsekwencje źle ustawionego konfliktu politycznego, który toczy się od Okrągłego Stołu: nie między odmiennymi wizjami modernizacji, ale między modernizacją i antymodernizacją. Dlatego stać nas w najlepszym razie na dofinansowane przez Unię inwestycje, które toczą się przy okazji obrony Polski przed antymodernizacyjną prawicą. Ale na cholerę nam tyle stadionów i lotnisk?
Może jednak w tak skrojonym konflikcie w cieniu Kaczyńskiego nic więcej zrobić się nie dało? Dlatego nie każdy anty-PiS będzie dobry i nie tylko dlatego, że może znowu w tak ograniczony sposób rządzić, ale może być prostą drogą do powrotu kaczyzmu i tkwienia w tym błędnym kole.
Dziś horyzont mamy skrócony do minimum i brakuje czasu, by o takich sprawach myśleć. A naprawdę trzeba. Ofensywa Kaczyńskiego zjednoczyła niemal wszystkich, którzy się mu nie podporządkowali, w jednym obozie. Kto nie znalazł się na osi konfliktu PiS kontra reszta świata, ten praktycznie zniknął z pola widzenia. Zaś z pola słyszenia zniknęły różnice między protestującymi przeciw władzy PiS. Niemal pełne demokratyczne spektrum ideologiczne zebrało się wokół haseł ponadpolitycznych. „Za czy przeciw prawu?” albo „za czy przeciw demokracji?” – to nie są pytania ani lewicowe, ani prawicowe, to są warianty pytania: „za czy przeciw polityce?”. Właśnie uporządkował to Jarosław Kaczyński, który zjednoczył demokratyczną Polskę jak nikt inny po 1989 r., bo koniec demokracji to koniec polityki. Bo czy dysydenci byli politykami? Nie, stali się nimi dopiero po 1989 r.
Podczas protestu Leszek Balcerowicz krzyczy dokładnie to samo co ja, a następnie przyjaźnie wymienia się spojrzeniami z ludźmi z obozu, któremu profesor, mówiąc o zagrożeniu Polski, poświęcał dotąd znacznie więcej uwagi niż Jarosławowi Kaczyńskiemu. Można się w tym kalejdoskopie naprawdę pogubić, jeśli zważyć choćby na to, że dla profesora faszyzm był lewicowy (Balcerowicz jest autorem entuzjastycznego wstępu do groteskowej książki „Lewicowy faszyzm” Jonaha Goldberga).
Nieistotne. Uważam, że bardzo dobrze, że na te demonstracje przychodzi Balcerowicz i stoi obok lewactwa, konserwy, centrystów, feministek, a jego wychowanek Ryszard Petru przemawia do tego samego mikrofonu co prof. Modzelewski. I wcale mnie to nie dziwi, a nawet mi się podoba, choć dla wielu lewicowców to zdrada albo głupota. Podoba mi się – na razie.
Dziś nie tylko walczymy z Kaczyńskim, ale też zaczynamy budować jego przeciwieństwo. Jeśli nieopatrznie zbudujemy sobie taką przeciwwagę dla populistycznej prawicy, która jest jej rewersem ideologicznym, to szykujemy sobie kolejną wojnę i kolejne obroty tej tragicznej alternatywy. Teoretycznym rewersem prawicowego populizmu wszędzie na świecie był i jest neoliberalizm. Z kolei empirycznym rewersem prawicowego populizmu była w Polsce Platforma Obywatelska, czyli partia programowo pozbawiona jakiejkolwiek tożsamości innej niż blokowanie PiS przed dojściem do władzy.
Dlaczego rewersem prawicowego populizmu jest neoliberalizm? Bo go wytwarza, produkuje nierówności, które kończą się frustracjami społecznymi. A te, przepuszczone przez polski Kościół i politykę historyczną, dają w efekcie elektorat Kaczyńskiego. W tym sensie od Balcerowicza do Kaczyńskiego jest krótsza droga niżby się wydawało. Żaden z nich nie chce mieć ze sobą nic wspólnego, ale mają bardzo wiele. Neoliberalna polityka gospodarcza uformowała nam elastyczny rynek pracy z milionami ludzi pracujących na umowach śmieciowych i milionami bogatszych, które uciekły od płacenia PIT, zamiast którego płacą 19-proc. CIT. A budżet traci na jednych i drugich. Neoliberalna polityka gospodarcza stworzyła nam nierówności większe niż podawane oficjalnie. Nie przypadkiem więc program gospodarczy PiS wygląda tak jak wygląda.
Do kogo te słowa? Nie do Balcerowicza oczywiście. Dziś Ryszard Petru milczy na temat swojego programu ekonomicznego i milczą też jego posłanki i posłowie. I słusznie, bo dziś bijemy się o demokrację. Ale Kaczyński głupi nie jest i powinien dobrze wiedzieć, że „Polska liberalna” to jest jego jedyny sposób na Petru. Innych nie ma, w odróżnieniu od tego, co może robić z Platformą, organizując procesy pokazowe w komisjach śledczych smoleńskich, taśmowych i innych. Petru przyprowadził ze sobą świetnych ludzi, wśród których jest wielu doświadczonych działaczy społecznych (najlepszy przykład to działaczka ruchów miejskich i ekspertka od polityki kulturalnej Joanna Scheuring-Wielgus), którzy o podatku liniowym wiedzą tylko tyle, że zależało na nim Ryszardowi. Ta partia i jej ideowe oblicze dopiero się będzie kształtować.
Jaki więc jest sposób na Petru? Kaczyński będzie z nim grał – mówiąc metaforą brydżową – na przebitki. Będzie rzucał kolejne ustawy gospodarcze dające ulgę ludziom dotąd przez neoliberalizm pokrzywdzonym (o ile te ustawy przykroi nie jedynie pod klasę średnią i bogatych, ale też pod rzeczywiście potrzebujących) i czekał na reakcje opozycji. Jeśli .Nowoczesna będzie głosować przeciw 500+, podniesieniu kwoty wolnej (konieczność jej podwyższenia nakazał Trybunał Konstytucyjny, którego dziś .Nowoczesna słusznie broni), darmowym lekom dla ubogich i tym podobnych ustawom, to .Nowoczesna może stracić poparcie, a PiS zapewnić sobie trwałą dominację. I będzie po herbacie. Wrócimy do antypolitycznego wahadła. A jeśli z tych protestów wyjdzie mniej więcej to samo co Platforma Obywatelska, to zagwarantujemy sobie w ten sposób podobne albo jeszcze większe kłopoty w przyszłości. Jeśli odpowiedzią na kaczyzm jest prosty antykaczyzm, to odpowiedzią na antykaczyzm musi być kaczyzm.
Co robić? Powinniśmy posługiwać się dwiema perspektywami. Program na dziś powinien składać się z trzech punktów:
1.
Walczyć w mediach i na ulicy z obecną władzą w obronie zagrożonych praw i wolności.
2.
Budować alternatywę, która nie jest prostym powrotem do przeszłości. Choćby z tego powodu, że ludzie za tym nie pójdą. Tak jak nie chcą wracać do przeszłości ani na Węgrzech, ani w Rosji, mimo że w Polsce kompromitacja poprzedniej władzy nie osiągnęła takiej skali.
3.
Budować jak najszerszą koalicję, ale dbać o niezależność i aktywność takich aktorów publicznych, jak środowisko prawnicze, lekarskie i pielęgniarskie czy związki zawodowe. To na dziś.
A na jutro:
1.
Nie skupiać się na parametrach, a zacząć myśleć o ludziach, badając, informując i biorąc pod uwagę ich konkretną sytuację. To nie jest banał, to jest to, czym się różni średnia płaca od tego, co zarabia większość Polaków (a trzy czwarte zarabia mniej).
2.
Przestać podniecać się samym wzrostem gospodarczym i zacząć podniecać się rozwojem. Wtedy techniczną modernizację zastąpimy społeczną. Stadiony nie głosują, a ludzie owszem. Rozrywka nie satysfakcjonuje tak jak szansa na zostawienie dziecka w przedszkolu i powrót do pracy. Ktoś od tego, że poszedł na mecz, nie zagłosuje, a dzięki temu, że wrócił do pracy, owszem. Budżet więcej zarobi na tym niż na podatkach od słabo wykorzystywanych stadionów (inwestycje państwa w infrastrukturę opiekuńczą należą do przynoszących największy zwrot z zyskiem).
3.
Przestać myśleć kategoriami „Polski nie stać” albo „stać na coś”. Polska nie żyje i nie głosuje. Żyją i głosują Polacy. Porównajcie sobie zdania: „Polski nie stać na wysokie płace minimalne” i „Polaków nie stać na wysokie płace minimalne”, a zrozumiecie, na czym polega fałsz i przemoc symboliczna neoliberalizmu.
4.
Jest czas i okazja na odebranie PiS monopolu na politykę historyczną. Coraz bardziej zachowują się jak komuniści, piętnujmy to. Ludzie zaczęli to robić i krzyczeć do nich: „Precz z komuną”. Mamy własne symbole, ale nie mieliśmy tej determinacji. Teraz zaczynamy ją odzyskiwać. Umiemy zaśpiewać hymn Polski podczas demonstracji albo wybrać taki sposób zaprotestowania w Radiu Publicznym. Oni walczą o pomnik Smoleński, zabierzmy się wreszcie do postawienia pomnika Daszyńskiemu, Kuroniowi, Pieńkowskiej i Mazowieckiemu. To były niesamowite postaci. Marszałek sejmu Daszyński nie przestraszył się nawet wojska w sejmie i nie pozwolił na obradowanie pod bagnetami w 1929 r. Pozostali to prawdziwi bohaterowie polskiej demokracji, co nie brzmiało dotąd zbyt porywająco, ale zaczyna znowu, gdy naprzeciw stoją zastępy smutnych panów i rozemocjonowanych pań Kaczyńskiego. To nie Kaczyński z Piotrowiczem obalili komunizm.
Konkludując, przestańmy w końcu być reaktywni i stańmy się aktywni. Kaczyński wciąż ma monopol na dzielenie Polski na solidarną i liberalną. Odbierzmy mu solidarność i tę małą, i tę pisaną wielką literą, to wygramy z nim teraz i na zawsze. Rozliczajmy nie tylko Kaczyńskiego, ale także opozycję. Kaczyńskiego pokona dopiero ten, kto nie tylko będzie nas bronił przed nim, ale zacznie nadawać ton polskiej polityce zamiast niego.
***
Sławomir Sierakowski –socjolog i komentator polityczny. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych (w ramach których studiował socjologię, filozofię i ekonomię) i stypendysta na Uniwersytetach Yale, Princeton, Harvarda. Twórca „Krytyki Politycznej”. Publikuje m.in. w „The New York Times”, „The Guardian” i „Project Sindicate”. Dyrektor Instytutu Studiów Zaawansowanych w Warszawie.