Czytelników, którzy zamierzają w niedzielę głosować na panów Andrzeja Dudę, Pawła Kukiza, Janusza Korwin-Mikkego, panią Magdalenę Ogórek czy innych kandydatów na urząd prezydenta, chciałbym ostrzec, że tekst ten będzie zawierał sugestie, na kogo głosować i dlaczego na Bronisława Komorowskiego. Zwykle przed wyborami nasza gazeta unikała konkretnych wskazań, ale te wybory są kompletnie nienormalne, bo mamy właściwie tylko jednego kandydata poważnie ubiegającego się o prezydenturę kraju – i wykazującego należyte kompetencje – oraz całe grono kandydatów zastępczych, pozornych lub do czego innego.
Fakt, że żadna z dużych partii nie wystawiła do rywalizacji swojego lidera, ba, nawet nie osobę z drugiego rzędu, to jakieś polityczne kuriozum. Można powiedzieć, że pośrednio też oddali głosy na Bronisława Komorowskiego. Oczywiście, że w kampanii była rywalizacja i może nawet dojdzie do drugiej tury, bo z wyborów prezydenckich zrobiły się prawybory parlamentarne, ale jeśli przyjąć hipotezę, że jednak wybieramy prezydenta, to nie ma innego kandydata serio poza ubiegającym się o reelekcję. Ta uwaga dotyczy także Andrzeja Dudy, który w ewentualnej drugiej turze mógłby zagrozić Komorowskiemu.
Nic nie ujmując miłemu, jak na PiS, działaczowi średnio-młodszego pokolenia partii, jest on stuprocentowym produktem kampanijnym, dowodem na to, że – jak mawiał pewien guru marketingu politycznego – z każdego można zrobić kandydata do wszystkiego. Jeśli z pana Dudy otrzepać konfetti, pozostaje mało doświadczony, z króciutkim politycznym życiorysem, kampanijny zastępca prezesa Kaczyńskiego, kandydujący de facto na następcę pana Marcinkiewicza, czyli ewentualnego zastępcę Prezesa w roli ubiegającego się o urząd premiera.
Uff... Zresztą w kampanii, obiecując młodym mieszkania, emerytom wyższe emerytury, górnikom węgiel, rodzinom zasiłki itd., pan Andrzej Duda wyraźnie ubiega się o urząd premiera. Jedyne istotniejsze deklaracje w obszarze rzeczywistych kompetencji prezydenta to jakieś dziwaczne stwierdzenie, że nie powinniśmy płynąć w głównym nurcie europejskim oraz że w kwestiach światopoglądowych „ma takie samo zdanie jak biskupi” (co spowodowało uzasadnione pytania, czy pan Andrzej kandyduje również na urząd prymasa?). Poważniej mówiąc, Andrzej Duda jest kandydatem wewnątrzpartyjnym, który w ewentualnej drugiej turze może dodatkowo zebrać głosy pozapisowskich środowisk rozczarowanych rządami PO lub w ogóle polską rzeczywistością A.D. 2015. To może nawet dać dużo głosów, które – jeśli przyszłość jest w ogóle przewidywalna – nie przełożą się ani na sukces w tych wyborach, ani nie zsumują w następnych.
Do drugiej tury, która jedynie przedłuży polityczne teatrum – bo jaki jest Komorowski, każdy wie, i kim nie jest Duda, także wiemy – mogą doprowadzić zbiorowo kandydaci kilkuprocentowi. Sympatyczny Paweł Kukiz, który sam mówi, że nie startuje naprawdę do prezydentury, ale w sprawie jednomandatowych okręgów, bo – jak wierzy, wbrew wszelkim politologicznym danym, ale uparcie – JOW mogą odmienić los kraju. Janusz Korwin-Mikke, jak zawsze w swoich politycznych felietonach śmieszny i straszny; Magdalena Ogórek, która zawstydza nawet najwierniejszy elektorat SLD i która nie ujawnia swego poparcia dla tej partii, ale za to popiera pewną firmę modową itd.; Adam Jarubas... Przepraszam kandydatów, ale czy naprawdę można i warto sobie wyobrażać, że któraś z tych osób bierze udział w szczytach NATO, jest – w razie czego – odpowiedzialnym, kompetentnym (i zrównoważonym) zwierzchnikiem sił zbrojnych, spotyka się z Obamą czy Merkel; o Putinie już nawet nie wspominam, bo tu kabaretowy monopol ma pani Ogórek. Czym nasz umęczony kraj zasłużył sobie na takie wybory?
Więc znów wracamy do Bronisława Komorowskiego. Pisaliśmy już, że jest dużo lepszym prezydentem niż kandydatem. Myślę, że wiele osób ma poczucie dyskomfortu, patrząc jak stateczny, odpowiedzialny, doświadczony i odważny człowiek musi się kampanijnie wdzięczyć, narażać siebie i godność prezydenta na chamskie, prymitywne i niesprawiedliwe ataki, „bo przecież trzeba zabiegać o głosy”. Rola prezydenta ubiegającego się o reelekcję jest i łatwiejsza, i trudniejsza niż jego rywali, ale takie pokadencyjne wybory zawsze mają charakter plebiscytu za czy przeciw urzędującemu. Do tego się to sprowadza. W naszej opinii Bronisław Komorowski bardzo dobrze dał sobie radę w tych konstytucyjnych i politycznych warunkach, w jakich sprawował urząd.
Mówiąc kolokwialnie, prezydent pełni w naszym ustroju rolę stabilizatora, bezpiecznika, symbolu i lepiszcza państwa – i w tych rolach Komorowski jest dziś nie do zastąpienia. Gdyby w tych wyborach był jakiś poważny (z naciskiem na powagę) kontrkandydat dla prezydenta Komorowskiego, powiedziałbym jak przy wszystkich poprzednich kampaniach: wyrażamy swoją opinię, jak na tygodnik opinii przystało, a prosimy jedynie o namysł i uważny wybór. Ale tym razem? Mówimy z całym przekonaniem: niechby i w drugiej turze, ale wobec niepokojów i rozedrgania dzisiejszego świata lepiej by było dla Polski, gdyby Bronisław Komorowski pozostał prezydentem Rzeczpospolitej.