Polacy, będący w większości obojętni na otaczającą ich szpetotę, osobliwie ożywiają się, gdy zostaje im dana szansa podyskutowania o publicznych logotypach. Najnowszy spór wybuchł wokół logo województwa pomorskiego, przygotowanego przez znanego grafika Andrzeja Pągowskiego. Sprawa jest ciekawa i ma kilka ważnych aspektów.
Wypada zacząć od aspektu organizacyjnego. Zlecenie na wykonanie logo dostał Pągowski bez konkursu. To źle. Nawet jeśli poprzedni konkurs na logo zakończył się fiaskiem, procedurę należało powtórzyć. A nie arbitralnie (a była to decyzja urzędników, nie fachowców) wybierać sobie wykonawcę. Nawet, gdy ma on bogate CV.
Wprawdzie podobnie postąpiono w przypadku identyfikacji wizualnej Polski, czyli słynnej „sprężynki” (dyskusja sprzed pół roku), tam jednak decyzja bardziej się broniła, albowiem wybrano niekwestionowanie najsłynniejszego specjalistę na świecie od tego typu znaków – Wally Olinsa.
Sztuka ataku
Słusznie więc grono pedagogów gdańskiej ASP w otwartym liście skierowanym do marszałka województwa oburza się na taką procedurę. Przy okazji jednak samo „daje plamę” sugerując, że to ich środowisko powinno być partnerem w tej kwestii. A więc zastąpmy jednego wybrańca – innym. To zdecydowanie osłabia wiarygodność protestu i krytyki.
Drugi to aspekt kompetencyjny. Oburzony atakiem Andrzej Pągowski sam także bezpardonowo atakuje jednego z sygnatariuszy listu, oświadczając, że prof. Sławomir Witkowski „z takimi pracami nie ma prawa robić uwag”. Nieelegancka to formuła.
Nie znam pedagogicznego i zawodowego dorobku prof. Witkowskiego, ale wiem, że bardzo wielu akademickich nauczycieli przedmiotów artystycznych nie osiągało wielkich sukcesów jako twórcy, a okazywali się fantastycznymi nauczycielami i wybitnymi znawcami w swojej branży, by przypomnieć choćby prof.