Z wnioskiem o dymisję zgłosił się sam zainteresowany, co premier ocenił jako postępowanie godne i honorowe. Mógł co prawda wniosku nie przyjąć, jednak przyjął, co od razu zrodziło komentarze, że jednak nie ma dymu bez ognia.
Z zegarkiem sprawa kręci się od dłuższego czasu, minister składał wyjaśnienia, przepraszał za swoje zaniedbanie w papierach majątkowych, przedstawiał rachunek, tłumaczył skąd się ów zegarek w ogóle wziął. Nic to, sprawa zapewne jest banalna, ale nieoczekiwanie nabrała ekspresji i kontekstu nadzwyczajnego.
Bo w tle jest kilka gorących kwestii. Po pierwsze, kolejna to sprawa, która dla opinii publicznej, niedawno poruszonej etycznymi naruszeniami przy wyborach wewnętrznych w Platformie Obywatelskiej na Dolnym Śląsku, wpisująca się w ciąg kryzysu partii rządzącej. Z którym nie bardzo PO – a może przede wszystkim jej przewodniczący - potrafi sobie dać radę. Po drugie, zbliża się (od wielu miesięcy, zbliża i zbliża, ale chyba jednak za chwilę jakoś tam się zrealizuje) tzw. rekonstrukcja rządu. Wcześniej co prawda minister Nowak raczej nie znajdował się na liście osób do zmiany ze względu na swoją niesprawność czy zaniechania resortowe. Przeciwnie, zbierał oceny pozytywne. Teraz, chcąc nie chcąc, znalazł się na tej liście jako pierwszy. Po trzecie, Sławomir Nowak od zawsze uchodził za najbliższego politycznego i partyjnego współpracownika Donalda Tuska, więc rzucenie go na stos nabiera dodatkowych znaczeń. Bo przy nowej konstrukcji władz Platformy trudno będzie tę postać jakoś forsować i awansować, wedle zasady, że najpierw wszystkie wątpliwości muszą być wyjaśnione, a dochodzenie prokuratorskie zakończone.
Załóżmy, że ta afera nie ma na zapleczu żadnych, nieznanych nam jeszcze faktów, że z zegarkiem i oświadczeniem majątkowym było tak jak mówi i wyjaśnia minister Nowak. Premier jednak woli sprawę zdjąć z politycznej wokandy, zablokować wszelkie ataki i elukubracje opozycji, szyderstwa komentatorów, przytłumić wszystkie uogólnienia, które same pchają się pod rękę. Choćby w stylu, że patrzcie oto państwo jak zachowują się dostojnicy rządowi, jakimi bawią się gadżetami, jak się wysferzyli i tak dalej. Lepiej ministra schować na zapleczu, niech nie prowokuje opozycji i opinii publicznej.
To może się udać tylko częściowo. Można żywić obawy, że Sławomir Nowak, a także jego Platforma, zapłacą o wiele większą cenę za ten zegarek niż suma, na którą były już minister nosi rachunek przy sobie.