„Jeżeli chodzi o samych biskupów i wyższych przełożonych zakonnych nie mamy takiego obowiązku prawnego, żeby osoby te musiały składać zawiadomienia w prokuraturze o swych podwładnych” – stwierdził bp Wojciech Polak, sekretarz generalny Episkopatu Polski podczas środowej konferencji prasowej, na której biskupi ogłosili nowe wytyczne wobec duchownych podejrzanych o przestępstwa seksualne wobec nieletnich. Jego słowa powtórzył kardynał Stanisław Dziwisz. Obaj stwierdzili również, że to osoba poszkodowana powinna składać doniesienia na księży, bo gdyby to robili ich przełożeni, narażali by ofiary na niechciane cierpienie.
Retoryka zaiste pokrętna, niestety, charakterystyczna dla hierarchów. W tych stwierdzeniach kryje się zatrważająca arogancja, ale i spora porcja zwykłej ignorancji, niegodna kościelnej elity. Nie trzeba być prawnikiem by wiedzieć, że każdy, kto dowiedział się o przestępstwie, ma obowiązek poinformować o tym policję lub prokuraturę. Wystarczy być normalnym obywatelem z poczuciem przyzwoitości utrzymanym na średnim poziomie. Jeśli komuś taka motywacja nie wystarcza, może zajrzeć do kodeksu postępowania karnego. Artykuł 204 mówi wyraźnie, że „każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub Policję”. A wykorzystywanie seksualne dziecka właśnie takim przestępstwem jest.
Brak kary za niewypełnienie tego obowiązku nie oznacza, że jego waga jest niższa. Tymczasem biskupi w tym przypadku jakby zapomnieli, że są obywatelami Rzeczpospolitej, zobowiązanymi do przestrzegania jej praw na równi z Kodeksem Prawa Kanonicznego. Czyż nie?
Polscy hierarchowie wykazują zadziwiającą niekonsekwencję. Gdy walczą o przywileje dla Kościoła, albo gdy pouczają polityków z ambon, potrafią do znudzenia powtarzać, że mają do tego pełne prawo - jako obywatele właśnie. Ale gdy przychodzi im wypełnić obowiązek wobec państwa, obywatelski zapał jakby gasł. Nie sądzę, by była to cecha związana z przynależnością do stanu duchownego. Bardziej to cecha narodowa – propaństwowość nigdy nie miała u nas specjalnego wzięcia.