Artykuł w wersji audio
W czerwcu 1937 r. Józef Stalin mógł uznać, że w elicie państwa nikt mu już nie zagraża. Czystki w partii oraz w armii wyeliminowały większość jawnych, skrytych i przede wszystkim urojonych wrogów. Lew Kamieniew i Grigorij Zinowjew zostali zabici już rok wcześniej, marszałek Michaił Tuchaczewski został właśnie rozstrzelany. Wyroki śmierci wykonywano bezustannie. Paranoja jednak nie chciała wyhamować. Stłumiwszy „zagrożenie” w najbliższym otoczeniu, dyktator oczekiwał go z zewnątrz. „Od 1937 r. Stalin spodziewał się wojny i przygotowywał się do niej. Wbrew swoim przyzwyczajeniom przestał nawet jeździć na wakacje na południe (nie jeździł aż do 1945 r.). Być może uznał, że sytuacja wymaga jego stałej obecności w Moskwie” – piszą historycy Nikita Pietrow i Mark Jansen.
Obraz społeczeństwa w 20 lat po rewolucji był daleki od stalinowskiego ideału. Wiele miast trawiła przestępczość. Spis powszechny z początku roku ujawnił także inne niepokojące zjawiska, jak choćby wysoki poziom religijności. Wówczas, w czasie wojny w Hiszpanii, karierę robiło pojęcie piątej kolumny, oznaczające tajne organizacje zwolenników wroga na własnym terytorium, którzy w czasie walk mieli dokonywać aktów dywersji i sabotażu. Frankistowscy dowódcy chwalili się przed szturmem na Madryt, że mają w mieście właśnie piątą kolumnę, która im pomoże. Stalin zaczął się obawiać, że wrogie mu siły także mają swych popleczników w kraju i postanowił ich zniszczyć. Zrealizować jego wolę miał karzełkowaty szef NKWD Nikołaj Jeżow.
Jeżowik
Jeżow był dzieckiem rewolucji. W chwili jej wybuchu miał 22 lata i nic do stracenia. Wiele o jego młodości nie wiadomo, bo i on sam różnie ją przedstawiał, w zależności od okoliczności. W każdym razie imał się różnych zajęć, był m.in. ślusarzem. Dość wcześnie związał się z ruchem rewolucyjnym, z wypiekami czytywał partyjną bibułę. W latach 1914–15 widywano go w Piotrogrodzie na demonstracjach. Następnie służył w wojsku w Witebsku. Jak sam potem twierdził, brał aktywny udział w rewolucji 1917 r., ale historycy stawiają nad tym twierdzeniem spory znak zapytania.
Nie miał praktycznie żadnego wykształcenia, ale dokształcał się i wytrwale piął się po szczeblach partyjnej kariery. Był ambitny, zdeterminowany i zapewne też zdolny – być może jego niewielki wzrost, niewiele ponad 150 cm, dopingował go do tego, by zdobyć pozycję, dzięki której będzie wzbudzał respekt otoczenia. Przebicie się z prowincji do Moskwy zajęło mu raptem kilka lat. Pracował w komisariacie rolnictwa, potem szefował wydziałowi kadr partii i przeprowadzał w niej czystki po zabójstwie Siergieja Kirowa. Ludowym komisarzem spraw wewnętrznych został w 1936 r., choć już wcześniej z polecenia Stalina ingerował w prace NKWD. Do stanowiska doszedł niemal dosłownie po trupach – jego poprzednik Gienrich Jagoda popadł w niełaskę, najpierw odsunięty na podrzędne stanowisko, potem aresztowany i ostatecznie stracony w 1938 r. Jeżow miał w tym spory udział. Choć nie był członkiem Biura Politycznego, w 1937 r. naprawdę należał do najważniejszych osób w państwie.
Rewolucja i komunistyczna władza dała Jeżowowi to, na co nie miałby normalnie szans. Gdy był u szczytu kariery, mieszkał w wygodnej daczy z kinem i kortem tenisowym. Wraz z żoną Jewgienią adoptował córkę, z którą lubił spędzać czas na zabawie.
Podobnie jak Józef Stalin był w stanie pracować po nocach, spędzać długie godziny nad biurkiem oświetlonym lampką i podpisywać niekończące się listy nazwisk z wyrokami śmierci. Przywódca ZSRR zdawał się mieć do niego słabość (co prawda do czasu), nazywał go zdrobniale Jeżowikiem (Jeżowiczka). W 1934 r. zezwolił nawet na wyjazd Jeżowa do Austrii, gdzie w kurortach miał podreperować wątłe zdrowie.
Widywali się często, w latach 1937–38 spędzili ze sobą ponad 800 godzin. Jeżowik miał też tę zaletę, że potrafił łapać w mig myśli Stalina i przedstawiać niemal od razu pomysły ich realizacji.
Trójki
A Stalin właśnie wymyślił, że czystka na szczytach władzy musi być uzupełniona wielką czystką w społeczeństwie. Jeżow przyszedł mu w sukurs na czerwcowym plenum Komitetu Centralnego, podczas którego wygłosił referat o wielkim spisku i stwierdził, że na razie zlikwidowano tylko wąski krąg przywódców, ale żeby skończyć z zagrożeniem dla rewolucji raz na zawsze, trzeba zejść niżej z represjami – do wszystkich kręgów społecznych i we wszystkich republikach. Celem miało być pozbawienie wrogów rewolucji zaplecza. Dostał od Stalina zielone światło. Jeszcze w czasie trwania plenum Biuro Polityczne WKP(b) podjęło decyzję o powołaniu specjalnej trójki, która miała w zachodniej Syberii w szybkim trybie rozpatrywać sprawy wrogów rewolucji, byłych kułaków, i zrobić z nimi porządek. W trójce mieli uczestniczyć: naczelnik lokalnego NKWD, prokurator oraz pierwszy sekretarz lokalnego komitetu partyjnego. Wkrótce owe złowrogie trójki pojawiły się w całym kraju.
Już na początku lipca Stalin przesłał do republik decyzję Biura Politycznego i nakazywał regionalnym strukturom przystąpić do eliminacji byłych kułaków, których uznano za rozsadników antyradzieckiej działalności. Operacja początkowo szła opornie, bo lokalni szefowie NKWD nie dysponowali odpowiednimi danymi, by skutecznie wyłowić „wrogi element”. Na połowę lipca Jeżow ściągnął więc do Moskwy szefów lokalnych struktur NKWD, by osobiście poinstruować ich, jak należy walczyć z wrogami ludu. „Jeśli w czasie operacji zostanie rozstrzelany dodatkowy tysiąc ludzi, żadnej biedy z tego nie będzie” – miał powiedzieć zgromadzonym. Kiedy zaś jeden z naczelników NKWD zapytał, jak postępować z aresztowanymi 70- i 80-letnimi starcami, usłyszał: „Jeśli trzyma się na nogach – strzelaj”.
„Korespondencja między centrum a lokalnymi organami NKWD sprawia wrażenie, jakby przygotowywano wojenną operację olbrzymich rozmiarów” – piszą Pietrow i Jansen. By zdopingować lokalnych naczelników NKWD, kilku z nich Jeżow kazał aresztować. Tak dla przykładu.
Rozkaz 00447
30 lipca 1937 r. Jeżow przedstawił Biuru Politycznemu do akceptacji projekt jednego z najbardziej złowrogich dokumentów w historii ludzkości. Dotyczył on represji wobec „byłych kułaków, elementów przestępczych i antyradzieckich”. Początkowo zakładano, że czystka obejmie 268 950 osób, które podzielono na dwie kategorie. Przypisani do pierwszej (75 950) mieli być rozstrzelani. Pozostałe 193 tys. miały zostać aresztowane i zesłane do łagrów, gdzie stanowić mieli darmową siłę roboczą. Represje miały się zacząć 5 sierpnia i trwać przez cztery miesiące. Powołane trójki miały decydować o życiu i śmierci tysięcy ludzi na podstawie pospiesznie zebranych materiałów. Wyroki mieli zatwierdzać przywódcy państwa. Następnego dnia Politbiuro zaakceptowało propozycję Jeżowa i rozkaz 00447 wszedł w życie. Dodatkowo partia przyznała 75 mln rubli na potrzeby NKWD.
Tak rozpętało się piekło. Rozkaz 00447 dał lokalnym strukturom NKWD możliwość wykazania się przed przełożonymi, ale stanowił też pretekst do lokalnych porachunków i wyrównania krzywd. Donosy pozwalały się pozbyć niewygodnych ludzi w zakładach pracy, ale także spośród sąsiadów i w rodzinach. Oczywiście jakiekolwiek dochodzenie było fikcją. W razie potrzeby zeznania wymuszano torturami. Ofiary zabijano w oddalonych od siedzib ludzkich miejscach, jak podmiejskie lasy Kuropaty pod Mińskiem czy Bykownia pod Kijowem, dokąd ofiary zwożono nawet tramwajem. Mordów dokonywali funkcjonariusze pojeni wódką. Mimo starań ukrycia zbrodni lokalna ludność często jednak wiedziała, co się działo, bo przysypane ziemią trupy wystawały z ziemi.
Już w ciągu pierwszych tygodni aresztowano 100 tys. ludzi. Wkrótce przekroczono zakładane kwoty i domagano się ich zwiększenia. Wydłużono również czas trwania operacji. Jeżow, często bez wiedzy Biura Politycznego, przyzwalał lokalnym siepaczom NKWD zwiększać limity osób do rozstrzelania. „Lepiej przegiąć, niż nie dogiąć” – takimi słowami miał jesienią 1937 r. zachęcać szefa NKWD w Smoleńsku do zwiększania skali represji.
„Całkowity bilans operacji wykonanej na podstawie rozkazu 00447, począwszy od sierpnia 1937 r. po listopad 1938, wynosił: 767 397 ludzi osądzonych przez trójki, z czego 386 798 skazanych na rozstrzelanie” – piszą Pietrow i Jansen. Co ciekawe – jak dowodzi inny biograf Jeżowa Aleksiej Pawliukow – ku zdziwieniu NKWD społeczeństwo represje przyjęło względnie spokojnie. Choćby dlatego, że przy okazji w miastach zmalała skala włamań, chuligaństwa i przestępczych porachunków. Zdarzały się przypadki, że pracownicy kołchozów i fabryk sami denuncjowali ludzi organom NKWD. Jeden z biografów Stalina Jörg Baberowski zauważa: „W 1937 r. pełnienie funkcji dyrektora czy technika w zakładzie niosło ze sobą realne zagrożenie życia. Tylko w Donbasie NKWD aresztowało do kwietnia 1938 r. jedną czwartą wszystkich inżynierów i szefów produkcji”.
Polski brud
Żądnemu krwi Stalinowi było jednak wciąż mało, a jego Jeżowik o tym wiedział. Jeszcze zanim wydano rozkaz 00447, 25 lipca rozkazał zrobić porządek z mieszkającymi w ZSRR Niemcami, których jakoby Gestapo wykorzystywało do szpiegowskiej działalności w fabrykach. Aresztowano blisko 70 tys. ludzi, z czego ponad połowę skazano na karę śmierci. Większość z nich nie była Niemcami.
Także w Polakach upatrywano zagrożenia. Już podczas czerwcowego plenum Jeżow wymienił ich wśród spiskowców, przekonując, że polski wywiad przeprowadza szeroko zakrojone operacje szpiegowskie w ZSRR. Niektórzy badacze sądzą, że Stalin bał się Polaków od czasu przegranej bolszewików w wojnie 1920 r. Polską Organizację Wojskową uważano za realne zagrożenie lub przynajmniej moskiewska propaganda taki wizerunek POW kreowała.
11 sierpnia Jeżow podpisał rozkaz 00485, który zakładał walkę z polskimi szpiegami i dywersantami. Tym razem listy proskrypcyjne miały przygotować dwójki – miejscowy szef NKWD i prokurator, a wyroki miał zatwierdzać sam Jeżow i prokurator ZSRR Andriej Wyszyński. Polaków oskarżono m.in. o szpiegostwo, dywersję, terroryzm i antyradziecką agitację. Stwierdzono ponadto, że polscy agenci opanowali Komunistyczną Partię Polski, co stało się pretekstem do czystki w jej szeregach i de facto jej likwidacji.
Choć początkowo zakładano, że operacja będzie miała ograniczony charakter i dotknie m.in. jeńców wojennych z 1920 r. albo emigrantów z Polski, szybko stało się jasne, że chodzi o mordowanie wszystkich Polaków. Ale i tym razem nie ograniczono się tylko do nich. Na podstawie decyzji Jeżowa operacja polska NKWD miała objąć także tych, którzy jedynie mieli styczność z polskimi konsulatami. Zwiększyć zakres represji pomagał rozkaz z 15 sierpnia 1937 r., nr 00486, który pozwalał wciągać w machinę terroru także rodziny podejrzanych. To pozwoliło aresztować blisko 250 tys. ludzi, z czego zamordowano ponad 110 tys. Rozstrzeliwano głównie mężczyzn. Kobiety zsyłano, a dzieci przekazywano do sierocińców, gdzie poddawano je indoktrynacji. Stalin był zachwycony: „Bardzo dobrze! Kopcie i czyśćcie dalej ten polsko-szpiegowski brud. Niszczcie go w interesach ZSRR” – chwalił Jeżowa po miesiącu realizacji operacji. Polacy okazali się w ZSRR tą grupą narodowościową, która w latach 1937–38 ucierpiała najbardziej.
Upadek karła
Okres masowych mordów zapoczątkowany latem 1937 r. przeszedł do historii jako jeżowszczyzna, a sam Jeżow został zapamiętany jako „krwawy karzeł”. Nie ma wątpliwości, że był głównym wykonawcą woli Stalina. Dużo trudniej byłoby mu jednak wykonać polecenia Stalina, gdyby nie zaangażowanie funkcjonariuszy służb, ale także zwykłych ludzi.
1937 r. funkcjonuje w społeczeństwach poradzieckich jako symbol zbrodni i represji, jednak ofiary tamtych czystek wciąż czekają na godne upamiętnienie. Nie zanosi się na to w takich krajach, jak Białoruś czy Rosja, gdzie stowarzyszenie Memoriał wciąż boryka się z kłopotami. Lepiej jest na Ukrainie, gdzie teren lasu w Bykowni jest już odpowiednio zadbany, a ofiary upamiętnione.
Sam Jeżow skończył marnie, choć dość typowo dla epoki. Jeszcze w styczniu 1938 r. podczas przyjęcia dla deputowanych Rady Najwyższej ZSRR Stalin wznosił toast za wszystkich czekistów – tych małych i dużych, co było aluzją do wzrostu szefa NKWD. Gdy jednak przywódca ZSRR uznał, że przelano już wystarczająco dużo krwi, odsunął swojego Jeżowika na boczny tor, przydzielając mu mało znaczącą funkcję – miał się zająć transportem wodnym. Było to oczywiście wejście na ścieżkę jego poprzednika, bo Jagoda przed swym ostatecznym upadkiem zajmował się łącznością. Jeżow wiedział, że na końcu tej drogi jest już tylko śmierć. I to okrutna – taka, jaką sam zgotował tysiącom ludzi. Popadł w alkoholizm. Co także typowe dla epoki, niszczenie Jeżowa zaczęto od prześladowania jego żony. Nie bronił jej. Jego samego aresztowano w 1939 r. i oskarżono o szpiegostwo na rzecz Polski i Niemiec oraz spisek na życie Stalina (dyktator podobno się bał, że Jeżow zbierał na niego kwity). Pobyt przed laty w austriackim kurorcie, dokąd przecież posłał go sam Stalin, miał być początkiem współpracy Jeżowa z wywiadem niemieckim. Był torturowany. Przyznał się do wielu rzeczy – także do homoseksualizmu. Najprawdopodobniej skazano go na śmierć 4 lutego 1940 r. i wtedy też, lub dwa dni później, rozstrzelano, choć nie jest to do końca pewne. Tym samym zarówno dokładne daty jego urodzin, jak i śmierci nie są znane. Stalin miał o nim powiedzieć: „Jeżow to łajdak! Zdemoralizował się człowiek... wielu niewinnych zniszczył. I za to właśnie go rozstrzelaliśmy”.
Najlepiej los krwawego karła symbolizuje słynne zdjęcie z kwietnia 1937 r., zrobione nad kanałem Moskwa–Wołga, który Stalin odwiedził wraz z Jeżowem, Klimentem Woroszyłowem i Wiaczesławem Mołotowem. Malutki Jeżow uśmiecha się na nim, idąc po lewej stronie Stalina. Jego kariera osiągnęła wtedy szczyt. Gdy popadł w niełaskę, zdjęcie starannie wyretuszowano, tak że po Jeżowie nie ma śladu. Stalin, Woroszyłow i Mołotow nadal uśmiechają się jak gdyby nigdy nic.
***
Autor jest redaktorem naczelnym „Nowej Europy Wschodniej”. Korzystał m.in. z książek: Joerg Baberowski, „Stalin. Terror absolutny” (Warszawa 2014); Aleksiej Pawljukow, „Jeżow” (Moskwa 2007); Nikita Pietrow, Mark Jansen, „»Stalinskij pitomiec« – Nikołaj Jeżow” (Moskwa 2008).