Nixon z workiem dolarów
Nixon i Gierek: pierwsza wizyta amerykańskiego prezydenta
Była to pierwsza wizyta urzędującego prezydenta USA w Polsce, ale nie pierwsza wizyta Nixona, który już raz Warszawę odwiedził (w 1959 r. jako wiceprezydent). Władze polskie oceniały tamtą „jako pożyteczną i konstruktywną”, a do dzisiaj w muzeum Nixona można oglądać zdjęcia z 1959 r., gdy rozradowany wiceprezydent jedzie otwartym samochodem wśród wiwatujących na jego cześć warszawiaków (według ocen polskich „wzdłuż trasy zebrało się spontanicznie ok. 50 tys. ludzi”). Richard Nixon pamiętał to powitanie i chyba nie pozostało ono bez wpływu na jego decyzję o wizycie w 1972 r.
Edwardowi Gierkowi – I sekretarzowi KC PZPR, który chciał rozwijać współpracę gospodarczą z Zachodem – bardzo na niej zależało. Miałaby też istotne znaczenie prestiżowe i można byłoby ją przedstawić jako dowód rosnącego autorytetu Polski. Podróże amerykańskich prezydentów do krajów socjalistycznych nie były jednak zazwyczaj mile widziane przez ZSRR, więc władze polskie wymyśliły, że Nixon, wracający z rozmów w Moskwie, mógłby zatrzymać się w Warszawie. Wstępne sondaże rozpoczęto już w listopadzie 1971 r., kiedy to były ambasador PRL w Waszyngtonie Jerzy Michałowski przekazał Walterowi Stoesselowi (ambasadorowi USA w Warszawie) informację, że ewentualny pobyt Nixona w Polsce przy okazji jego wizyty w ZSRR byłby przyjęty z zainteresowaniem przez stronę polską. Zarazem nieoficjalnie prof. Jan Szczepański (jak informował ambasador USA – człowiek „blisko Gierka”) zapraszał prezydenta w imieniu „przyjaciół ze Śląska”. Reakcje administracji amerykańskiej nie były entuzjastyczne, ale sytuacja nabrała przyspieszenia, kiedy w lutym 1972 r. w czasie rozmowy z Witoldem Trąmpczyńskim, nowym polskim ambasadorem w Waszyngtonie, Nixon wyraził nadzieję, że będzie mógł Polskę „raz jeszcze zobaczyć”.
W następstwie minister spraw zagranicznych Stefan Olszowski poprosił 20 marca ambasadora USA do MSZ i w dość zawoalowany sposób wspomniał o spekulacjach na temat ewentualnej wizyty po zakończeniu rozmów w ZSRR. Olszowski tłumaczył, iż sprawa jest delikatna, a aktualne władze w Polsce żałują decyzji (Gomułki) z 1967 r. o niewydaniu wizy Nixonowi (który był wówczas osobą nieoficjalną), i oceniają ją jako „pochopną i nierozważną”. Minister zapewniał, że Polska dąży do poprawy stosunków i jeśli życzeniem prezydenta byłoby zatrzymać się w Warszawie, to Polacy rozpatrzą tę kwestię w „przyjazny i konstruktywny sposób”. W efekcie 5 kwietnia ambasador Stoessel poinformował wiceministra Romualda Spasowskiego o „przyjęciu i docenieniu” zaproszenia.
Warto zwrócić uwagę na procedurę zapraszania. Wyłączono mianowicie ambasadora PRL w USA – minister Olszowski prosił Stoessela o bezpośredni kontakt z nim lub z wiceministrem Spasowskim. Druga sprawa też ciekawa: Polska nie kwapiła się z poinformowaniem Moskwy o swoich zamierzeniach. Jeszcze 11 marca 1972 r. ambasador w Waszyngtonie informował, że tamtejszy ambasador ZSRR (Anatolij Dobrynin) pytał o plotki w sprawie wizyty. W odpowiedzi 13 marca Olszowski polecił poinformować ambasadora ZSRR, że „sprawa wizyty Nixona nie była dotychczas rozważana i nie ma żadnych decyzji w tej sprawie”. Ambasador Stoessel spekulował z kolei, że Polacy albo już poinformowali Rosjan o swoich planach, albo są przekonani, że Moskwa nie będzie zgłaszać sprzeciwu.
Prawdopodobnie strona Polska zamierzała powiadomić Rosjan już po otrzymaniu pozytywnej decyzji USA. Gierek, będąc osobą wyczuloną na sprawy międzynarodowego prestiżu, obawiał się z przyczyn ambicjonalnych nieprzychylnych komentarzy i utraty autorytetu, jeśli polskie zaproszenie zostałoby odrzucone. Nie bez znaczenia była też obawa o możliwe zablokowanie wizyty przez Kreml. Olszowski w rozmowie ze Stoesselem prosił o poufność. Amerykanie jednak zlekceważyli polskie sugestie i postanowili skonsultować się z ambasadorem ZSRR w Waszyngtonie. 30 marca Kissinger zwrócił się do Dobrynina z pytaniem, czy Moskwa nie miałaby nic przeciwko takiemu przedsięwzięciu. Kissinger wręcz pokazał Dobryninowi ściśle tajne szyfrogramy wymieniane z Warszawą w tej sprawie. Obiecywał zarazem, że w Polsce Nixon nie powie niczego, co mogłoby wprawić Rosjan w zakłopotanie.
Relacjonując spotkanie prezydentowi, Kissinger jeszcze tego samego dnia informował, że poruszony takim postawieniem sprawy Dobrynin miał łzy w oczach i zapewnił, że Moskwa nie będzie się sprzeciwiać wizycie, ale prosił, aby zaczekać do poniedziałku (rozmawiano w czwartek) na oficjalne potwierdzenie. W poniedziałek 3 kwietnia, w czasie kolejnego spotkania, przekazał Kissingerowi odpowiedź mówiącą o docenianiu faktu konsultacji tej sprawy z Moskwą i stwierdzającą, że kwestia ta powinna być rozstrzygnięta przez prezydenta i władze polskie. Więc nie było sprzeciwu.
W dokumentach polskich dotyczących wizyty podkreślano, że odbywa się ona z inicjatywy USA i że to „strona amerykańska zabiegała o wizytę w Warszawie”. Sytuację skomplikował fakt, że wizyta zbiegła się ze wznowieniem przez USA bombardowań w Wietnamie. Polskie ambasady na całym świecie informowały, iż: „pierwsze odgłosy na nasze zaproszenie Nixona w korpusie [dyplomatycznym] sprowadzają się do pytania – »dlaczego Polska zaprosiła Nixona, gdy rozpoczął bombardowanie Hanoi i Hajfongu«”. Krytyczne stanowisko zajęli oczywiście towarzysze północnowietnamscy, dowodząc, że obie wizyty (również w Moskwie) „były nie na czasie, osłabiły pozycje sił patriotycznych w Wietnamie Południowym i spowodują dalsze rozzuchwalenie się Nixona w Indochinach. Dzięki tym wizytom Nixon wygra wybory, o co mu głównie chodziło”.
Dla ekipy Gierka dużo ważniejsze były amerykańskie kredyty niż krytyczne komentarze sojuszników z Wietnamu Północnego. Z tego też powodu zależało jej na bezproblemowym przebiegu wizyty. Potencjalne zagrożenie stanowili mieszkający w Polsce zagraniczni studenci, którzy mogli protestować przeciwko bombardowaniom. Jako że zagrożenie to wydawało się całkiem realne (odpowiednie służby pozyskały informację, iż „odnotowano indywidualne przygotowania o charakterze prowokacyjnym wśród studentów afrykańskich, arabskich i latynoamerykańskich”), władze postanowiły podjąć odpowiednie środki zaradcze. W efekcie, „Rada Naczelna ZSP w ścisłym współdziałaniu z Komendą Stołeczną MO wystąpiła z inicjatywą wywiezienia części studentów zagranicznych z Warszawy i Łodzi (największe skupisko studentów zagranicznych, łatwość dojazdu do Warszawy) do Poznania, gdzie miał być zorganizowany zamknięty wiec”. Gdy Nixon przebywał w Warszawie, studenci mogli sobie powiecować w... Wielkopolsce.
Kolejny kłopot dla Warszawy stanowiło życzenie prezydenta, by spotkać się z kardynałem Stefanem Wyszyńskim. Nalegały na to środowiska polonijne oraz kard. Joseph Król (przewodniczący Konferencji Biskupów USA), który nawet odbył specjalne spotkanie z Nixonem przed wizytą. Dla władz polskich dodatkową komplikację stanowił fakt, że na drugi dzień wizyty Nixona (1 czerwca) przypadało święto Bożego Ciała. Gierek za nic w świecie nie chciał, aby jego sukces i rozmowy zostały przyćmione spotkaniem Wyszyński-Nixon, i to jeszcze w dniu święta kościelnego. Amerykanie nie rezygnowali: Kissinger był przekonany, że uda się nakłonić stronę polską do wyrażenia zgody. Tłumaczono, że ze względu na zbliżającą się kampanię wyborczą w USA administracji trudno jest zignorować naciski polonijne; proponowano także koncepcję zastępczą, tj. „spotkanie pani Nixonowej z Wyszyńskim”. Ale strona polska nie zgodziła się nawet na proponowaną przez USA koncepcję przekazania listu od sekretarza stanu USA bądź od ambasady USA dla kardynała. Wiceminister Spasowski twardo stwierdził, że „jakikolwiek kontakt Nixona z Wyszyńskim w czasie oficjalnej wizyty jest dla nas nie do przyjęcia”. Ostatecznie, na tydzień przed wizytą, Amerykanie przekazali informację, iż rezygnują „ze swej idei w wiadomej sprawie”.
Sprawą, która również spędzała sen z powiek władzom polskim, było przewidywane owacyjne powitanie Nixona przez ludność Warszawy. Jak w swych „Dziennikach” zapisał Mieczysław F. Rakowski, w warszawskich organizacjach partyjnych odczytano list, w którym zwracano się „z apelem-poleceniem do członków partii, aby nie wychodzili na ulice witać drogiego gościa”. A jednak na trasach przejazdu (prezydent nocował w Wilanowie) gromadziły się tłumy entuzjastycznie manifestujące na jego cześć. Ambasada USA, opisując skandujących nazwisko prezydenta, stwierdzała, że nie sposób oszacować liczby osób, które wyszły na ulice, mimo iż władze zamknęły część przestrzeni publicznej, szczególnie w okolicach lotniska i na Starym Mieście. Władze starały się przedstawiać entuzjazm tłumów jako przejaw tradycyjnej polskiej gościnności, a nie proamerykańską czy antykomunistyczną manifestację polityczną.
I oto wizyta. Lecący z Teheranu Air Force One wylądował na Okęciu o 16.26 w środę 31 maja 1972 r. Po półgodzinnej ceremonii powitalnej, transmitowanej zarówno przez polską, jak i amerykańską telewizję, prezydencka para udała się na Stare Miasto, gdzie władze polskie z dumą wskazywały na sukcesy odbudowy (po zakończeniu wizyty prezydent Nixon przekazał prywatnie czek na 100 dol. jako datek na trwającą właśnie odbudowę Zamku Królewskiego). Następnym punktem było złożenie wieńców na Grobie Nieznanego Żołnierza, a potem przejazd do Sejmu na spotkanie z Gierkiem. Po spotkaniu para prezydencka udała się do Wilanowa. Oficjalną kolację wydawał o 21.00 premier Piotr Jaroszewicz w Pałacu Namiestnikowskim. Kolacja i rozmowy trwały do 23.10, a po powrocie prezydent jeszcze do 00.30 dyskutował w Wilanowie z Kissingerem. Drugi dzień wizyty był równie intensywny. Po śniadaniu (o 7.30) i porannych rozmowach z doradcami prezydent pojechał do Belwederu na rozmowy z Gierkiem, zakończone ceremonią podpisania komunikatu z wizyty. Z Belwederu o godzinie 12.00 prezydent powrócił do Wilanowa, gdzie o 12.45 wydał uroczysty obiad na cześć polskich gospodarzy. Po obiedzie o 15.20 prezydencka para udała się na lotnisko, skąd po ceremonii pożegnalnej odleciała o 16.04 do Waszyngtonu.
Strona polska czyniła wszystko, aby pozytywnie nastawić szacownego gościa do zgłaszanych pomysłów. Zadbano o odpowiednią oprawę propagandową, nakłaniano nawet dziennikarzy do niechwalenia kontrkandydata Nixona w nadchodzących wyborach prezydenckich. Mieczysław Rakowski komentował: „Chodzi chyba o to, żeby Nixon podczas wizyty w Warszawie potrząsnął workiem dolarów”.
Były też drobne problemy z protokołem: żona Henryka Jabłońskiego, przewodniczącego Rady Państwa, pełniącego formalnie (jako głowa państwa) honory gospodarza wizyty, dopytywała ambasadora Stoessela o strój Patricii Nixon (długa czy krótka kreacja na oficjalnej kolacji).
Przygotowania do wizyty poczyniono również po drugiej stronie Oceanu. Prezydenta uczono poprawnej wymowy polskich nazwisk, które fonetycznie zapisywano mu w tekstach przemówień (np. „Mitsk-YEH-vich” czy „Nor-veed”). A w materiałach dla ekipy towarzyszącej Nixonowi informowano nawet o warszawskich night clubach (w hotelach Bristol i Europejskim).
Rozmowy polityczne, prowadzone głównie przez Gierka, dotyczyły sytuacji międzynarodowej, kwestii rozbrojenia, spraw związanych z Wietnamem oraz stosunków Polski z RFN, za ważne uznano także podkreślenie roli wielomilionowej Polonii w USA. O sprawach szczegółowych rozmawiał minister Olszowski z sekretarzem stanu USA Williamem Rogersem – m.in. skrytykował finansowanie przez Waszyngton działalności Radia Wolna Europa (tego tematu zdecydowano nie poruszać w rozmowach z samym prezydentem). Najważniejsze jednak były prowadzone przez premiera Jaroszewicza rozmowy gospodarcze. Rakowski zanotował: „Jeśli chodzi o pobyt Nixona w Polsce, to nasi są bardzo zadowoleni. Nixonowi przedstawiono konkretne propozycje kredytów amerykańskich. Zostały przyjęte”. Efektem wizyty było także utworzenie Polsko-Amerykańskiej Komisji ds. Handlu. Dyplomaci obydwu krajów zgodnie oceniali ją jako przełomową dla rozwoju wzajemnych relacji.
Wizyta zupełnie zmieniła charakter stosunków z Waszyngtonem – w momencie obejmowania władzy przez Gierka Polska dysponowała dodatnim bilansem w (niewielkich) obrotach handlowych z USA. Pod koniec dekady Gierka obroty handlowe uległy zwielokrotnieniu, a Stany Zjednoczone były drugim (po RFN) wierzycielem Polski. Gierek, ciesząc się z sukcesów wizyty i z amerykańskich obietnic kredytowych, nie przewidział, że wkroczył w ten sposób na drogę, która z jednej strony przyczyniła się do pewnego rozwoju cywilizacyjnego Polski, z drugiej zaś strony doprowadziła kraj do głębokiego kryzysu gospodarczego. A samego Gierka do utraty władzy.
Autor jest historykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Cytaty pochodzą z opublikowanych przez PISM tomów „Polskich Dokumentów Dyplomatycznych 1959 i 1972” oraz z dokumentów zgromadzonych w polskich i amerykańskich archiwach. Wykorzystanie materiałów USA było możliwe dzięki wsparciu Fundacji Kościuszkowskiej.