Anarchia, która od miesięcy ogarnia scenę polityczną w Kijowie, już wydała owoce. Na grudniowym spotkaniu władz NATO Ukraina nie dostała MAP – Planu Działań na rzecz Członkostwa w tym pakcie. Również Unia Europejska wykręciła się od konkretnej obietnicy. Odpowiedzialność za to ponoszą obie czołowe postacie życia politycznego: premier Julia Tymoszenko i prezydent Wiktor Juszczenko.
Brak stabilności politycznej, bodaj największy od chwili uzyskania niepodległości, wykorzystuje Rosja; burzy się Krym, organizacja Euro 2012 odchodzi na dalszy plan i ta niebywała szansa dla Ukrainy może się stać wielką kompromitacją
Najbliższy rok będzie jeszcze trudniejszy, na dobre ruszy niszcząca kampania przed wyborami prezydenckimi, a może także, odkładanymi, parlamentarnymi. Dziś częściej mówi się o możliwości rozpadu kraju niż o szansie na porozumienie obojga zwaśnionych polityków i ich obozów. Ukraińscy liderzy zdają się oczekiwać wyłącznie jednego: kogo z nich kryzys gospodarczy zmiecie z politycznej sceny. Można odnieść wrażenie, że najważniejszą treścią ich dnia pracy jest śledzenie błędów przeciwnika i rozważanie, czy kolejny gwóźdź do trumny został już solidnie wbity. Prezydent oskarża szefową rządu o zdradę stanu i sprzyjanie interesom rosyjskim. Ona jemu zarzuca sabotowanie rządu i działanie na szkodę państwa.
Koniec balu
Kryzys polityczny przeszedł w stan przewlekły i przeciągnie się zapewne do wyborów prezydenckich w 2010 r. Rozwiązany w październiku 2008 r. dekretem prezydenta parlament nadal działa, zapowiedziane przedterminowe wybory nie odbędą się ani teraz, ani pewnie na wiosnę. Rząd nie ma pewnej większości w Radzie Najwyższej, bo koalicja BJuT (Blok Julii Tymoszenko) i juszczenkowskiej Naszej Ukrainy-Ludowej Samoobrony rozpada się raz po raz. Ukraina nie ma ustawy budżetowej. Wzrasta bezrobocie, rosną zaległości w wypłacie wynagrodzeń. Premier Tymoszenko nie zamierza odejść z urzędu ani respektować poleceń prezydenta. To porażka Juszczenki, obnażenie jego bezsilności. Ale także psucie demokracji.
Tymczasem światowy kryzys gospodarczy dopadł Ukrainę zdecydowanie wcześniej i silniej niż którekolwiek państwo w regionie. Przemysł ciężki, na którym opierał się dotychczasowy potężny wzrost i względny dobrobyt, z dnia na dzień wyhamował. Górnictwo jest w głębokiej zapaści. Budżet stracił dopływ dewiz potrzebnych na bieżące funkcjonowanie państwa, ale także na spłatę zagranicznych długów, zwłaszcza gazowego, wobec Rosji, sięgającego 2,4 mld dol. Banki nie mają walut. Z dnia na dzień wartość hrywny, sztucznie podtrzymywanej przez lata, spadła na łeb. Ukraina musiała prosić o pomoc Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Wojnie między liderami dwóch prozachodnich i sprzymierzonych kiedyś ugrupowań z niepokojem przygląda się Bruksela: wprawdzie Julia pojechała tam z wizytą, spotkała się z czołowymi politykami, żeby wyjaśnić podłoże sporu z prezydentem, ale Unia jest zmęczona i zawiedziona. Kijów przestał być wiarygodnym partnerem.
Magiczna siła
Ta walka o władzę, o popularność, o dominację toczy się w Kijowie od czterech lat, a zaczęła się zaraz po legendarnej pomarańczowej rewolucji na przełomie 2004 i 2005 r. Jej charyzmatyczni bohaterowie, idący wtedy ramię w ramię przeciwko reżimowi Leonida Kuczmy i rządom oligarchów, szybko zaczęli rozmieniać na drobne kredyt zaufania i sympatii. Nie mają nic na swoje usprawiedliwienie. Każde z tej dwójki ma poczucie, że jest największym politykiem, najbardziej zasłużonym dla kraju i demokracji. Oboje też należą do różnych światów.
Ukraina Juszczenki to kraj wzniosłych słów, górnolotnych haseł, odwołań do narodowej historii, ale powolnych i niekonsekwentnych działań. Nawet jeśli prezydent ma wizję państwa, to jest politykiem pełnym wahań i nie potrafi jej urzeczywistnić. Zbiera wykopaliska z okresu kultury trypolskiej, hoduje pszczoły; nawet jest taki żart, że wybory mogą się odbyć dopiero wtedy, gdy Juszczenko przysposobi pasiekę do zimy.
Ukraina Julii to kraj populistycznych pomysłów, wielkich ambicji, szybkich decyzji, stanowczości, walki do upadłego i zwycięstwa za wszelką cenę. Jej partia, BJuT, jest jedynym ugrupowaniem, które ma program, ogólnokrajowy zasięg i poparcie młodych ludzi. Tymoszenko kocha władzę, kiedyś nawet przyznała, że zaczęła o niej poważnie myśleć już w dniu śmierci Leonida Breżniewa (sekretarz generalny KPZR, zm. w 1982 r.). Dla niej wyrzekła się kariery w biznesie (choć wiele osób uważa, że wzbogaciła się na gazowych przekrętach).
Julia nie wybacza i nie zapomina. Gotowa jest użyć wszystkich metod: kokieterii, przekupstwa, zdrady. Zdradzała mężczyzn i przyjaciół. Kokietowała kiedyś Kuczmę i szefa Gazpromu, a dziś europejskich urzędników, którzy na jej widok dostają wypieków. Ten jej warkocz, o którym do dziś nie wiadomo na pewno, czy jest prawdziwy, czy sztuczny, jej brylanty, szpilki i stroje – drogie, niegustowne, choć przyciągające oczy.
Juszczenko jest rozpoznawalny bardziej przez swoją dramatyczną historię; pamięta się, że próbowano go otruć w kampanii wyborczej 2004 r. To pozbawiło go twarzy filmowego amanta, ale też odmieniło wewnętrznie. Dobroduszny księgowy, trochę nawet oferma, bez charyzmy i woli zwyciężania, stał się liderem z poczuciem misji. Nigdy jednak nie umiał dobrze przemawiać, manipulować tłumem. Mówi rozwlekle, argumentuje niecelnie. Julia na każde jego zdanie ma dziesięć bardziej dowcipnych, błyskotliwych. Ale chyba najbardziej drażni jego niezdecydowanie, nawet chwiejność. Stały jest właściwie tylko w jednym: w nienawiści do Tymoszenko.
Ona nie pozostaje mu dłużna. Ta nienawiść jest tak głęboka, że trudno uwierzyć w jej wyłącznie polityczne korzenie. W Kijowie od dawna krąży pogłoska, że Juszczenko kiedyś odtrącił zaloty Julii. Podobno jego żona, Katarzyna, też ma swój udział w konflikcie. Katarzyna jest Ukrainką, choć urodzoną w Ameryce. Pracowała w Departamencie Stanu, do Kijowa przyjechała uczyć rodaków zasad wolnego rynku. Ten jej amerykański paszport i życiorys były wielokrotnie ogrywane przeciwko Wiktorowi – że związał się z amerykańską agentką. Dla niej się rozwiódł. Mają trójkę dzieci. To ona z buchaltera zrobiła światowca.
Z kolei Julię Juszczenko poznał w latach 90., gdy jako deputowana do Rady Najwyższej przewodniczyła komisji ds. budżetu; była wiceprzewodniczącą partii Hromada. On, wówczas prezes Narodowego Banku Ukrainy, bronił stabilności ukraińskiej hrywny. W 2000 r. już współpracowali: po wygranej prezydenta Leonida Kuczmy Tymoszenko została wicepremierem ds. kompleksu energetyczno-paliwowego w rządzie Wiktora Juszczenki. Wtedy zachwycił Julię, bo w niczym nie przypominał postsowieckich urzędników. Był młody, szczupły, przystojny, nosił dobrze zawiązany krawat i wyczyszczone buty.
Julia wnet naraziła się rodzimym oligarchom, gdy próbowała ukrócić ich nielegalne, kokosowe zyski z paliw. Walczyła z korupcją; ulica mówiła, że sama jest na tyle bogata, że nie musi brać łapówek. I na tyle obeznana ze sztuczkami, żeby celnie uderzać. Wiedziała, jak funkcjonuje biznes, jak powstają fortuny, jak się kradnie. Zlikwidowała barter i pośredników w handlu gazem. Uderzyła w wielkie klany, doniecki i kijowski, Wiktora Miedwiedczuka i Hryhorija Surkisa, wówczas szefa koncernu Sławutycz. Wyprowadziła z szarej strefy miliardy. Emeryci zaczęli dostawać emerytury, niepłacone od miesięcy. Zmniejszył się zagraniczny dług Ukrainy. Sukces doprowadził do jej dymisji.
Trzy zdrady
Julia naraziła się oligarchom i prezydentowi Kuczmie. Juszczenko nie potrafił jej obronić. Została zdymisjonowana z początkiem 2001 r. Rząd też wkrótce odwołano. Ale przedtem Juszczenko wykonał niepojęty gest; kiedy popularność zdobywało hasło: Ukraina bez Kuczmy, wysunięte przez Forum Ocalenia Narodowego, gdy Tymoszenko siedziała w więzieniu, a Kijów manifestował obwiniając prezydenta o śmierć dziennikarza Georgija Gongadze, Juszczenko podpisał (wspólnie z Kuczmą i spikerem parlamentu) dokument, w którym opozycję nazwano faszystowską kliką. Julia nie zapomniała mu tego.
Była wówczas aktywniejsza niż Juszczenko, co ściągnęło na nią represje w postaci prokuratorskiego śledztwa pod zarzutem korupcji. Aresztowano ją i przewieziono do najbardziej ponurego więzienia w Kijowie, na Łukianiwce. Przebywał tam już jej mąż. Pierwszą noc przesiedziała na pryczy owinięta w wytworne futro z norek warte 50 tys. dol.
W słynnym wywiadzie, udzielonym Julii Mostowej z prestiżowego tygodnika „Dzierkało Tyżnia” (tekst przemycił z więzienia adwokat), Julia oskarżyła Kuczmę o frymarczenie interesami państwa. Wobec Juszczenki okazała lojalność.
Zwolniono ją po dwóch miesiącach. Dla wielu była już prawie męczennicą za sprawę demokracji. Sama siebie nazwała więźniem sumienia. Rok później, w marcowych wyborach w 2002 r., Juszczenko był już liderem Naszej Ukrainy, a Tymoszenko stała na czele BJuT. Obie partie weszły do parlamentu, opozycja po raz pierwszy uzyskała większość w Radzie Najwyższej. Kiedy w dniu inauguracji Julia wkroczyła na salę obrad parlamentu, miała w uszach tak wspaniałe brylanty, że sala długo nie mogła się skupić na słowach spikera. Kupowała posłów i ustawy. Wkrótce też zrewanżowała się Kuczmie: to ona opowiedziała prasie o sprzedaży Irakowi systemu radarowego Kolczuga, ściągając na głowę prezydenta poważne kłopoty na forum międzynarodowym. Oboje: Tymoszenko i Juszczenko, chcieli teraz obalenia reżimu Kuczmy.
Nadszedł 2004 r. Bardziej wtedy popularny Juszczenko wystawił swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich, a Julia ją wsparła i włączyła się do prac sztabu wyborczego. Wkrótce obie partie, NU i BJuT, podpisały porozumienie koalicyjne. Rodził się obóz pomarańczowych. Potem był Majdan i wspólna walka o demokrację. To wtedy Julia zaczarowała tłumy. Ukraina ją pokochała (nie cała, ale jednak), a Europa poznała i zachwyciła się jej temperamentem i złotym warkoczem.
Majdan zwyciężył, Juszczenko został prezydentem, a Tymoszenko premierem demokratycznego rządu. Europa odkryła, że Kijów to nie Rosja, zaczęły przypływać inwestycje, ceny ziemi i nieruchomości szybowały – i tak było do niedawna. Już jednak we wrześniu 2005 r. rząd Tymoszenko upadł, zdymisjonowany przez prezydenta. Idylla nie trwała długo, piękni pomarańczowi wzięli rozwód. Rozpoczęła się awantura, która trwa nieprzerwanie do dziś. Tymoszenko powtarza, że prezydent trzy razy ją zdradził.
Ani grama rozsądku
W Kijowie kryzys gonił kryzys, zwłaszcza wizja członkostwa w NATO rozbudzała emocje: pomarańczowi byli za, opozycja przeciw, społeczeństwo podzielone. Tak było do wyborów parlamentarnych 2006 r. Blok BJuT wyprzedził ugrupowanie Juszczenki. Ale nowe szeregi zdążył już zebrać prorosyjski Wiktor Janukowycz; jego niebiescy, czyli Partia Regionów, pokonali demokratów.
Można było odbudować pomarańczową koalicję, ale kłótnia w rodzinie tę szansę przekreśliła. Prezydent Juszczenko powierzył tekę premiera Janukowyczowi. Obrażona Tymoszenko przeszła do opozycji. Oddaliła się perspektywa zbliżenia z Europą i członkostwa w NATO, bo Janukowycz deklarował się jako przeciwnik proeuropejskiego kierunku.
Po roku rząd upadł, prezydent Juszczenko rozwiązał Radę Najwyższą, bo chciała ograniczenia jego kompetencji. Mówi się, że rozpisanie nowych wyborów wymogła na Juszczence Julia, to ona oskarżyła rządzących niebieskich o korupcję polityczną. Chciała, żeby wyborcy zweryfikowali klasę polityczną.
Przedterminowe wybory zakończyły się przegraną Naszej Ukrainy. Zwyciężyła Partia Regionów. Za nią był BJuT. Juszczenko był gotów na koalicję z Janukowyczem. Koalicja pomarańczowych pozbierała się wówczas z trudem i na siłę. Nowy rząd przegłosowano za trzecim podejściem. Tymoszenko ponownie została premierem. Ale mieli przewagę zaledwie jednego głosu, za mało, żeby przepychać przez parlament trudne ustawy. Już się jednak wydawało, że zmądrzeli, że spróbują uciec do przodu, ku Europie.
Wiosenna parlamentarna sesja przebiegła pod znakiem blokowania mównicy, to przez koalicję, to opozycję. Nie przebierano w sposobach: przewodniczącego zamknięto kiedyś w jego pokoju, blokując drzwi krzesłem, żeby uniemożliwić prowadzenie obrad. Rozmawiano o sprawach drugorzędnych. Nie przeprowadzono reformy konstytucyjnej, co potęguje chaos kompetencyjny.
W maju deputowani BJuT uniemożliwili prezydentowi wygłoszenie orędzia o stanie państwa. Wojna weszła w ostrzejszą fazę. W powietrzu zawisła groźba rozwiązania parlamentu. Koalicja utraciła przewagę, bo dwaj jej członkowie opuścili szeregi pomarańczowych. Prezydent i premier obrzucali się i obrzucają oskarżeniami o zdradę. W takim stanie rzeczy Ukraina weszła w kryzys gospodarczy. W połowie grudnia pomarańczowi znowu się zeszli, tworząc w parlamencie koalicję. Ale znając historię ich dotychczasowych związków – trudno przesądzić, na jak długo.
Juszczenko chce walczyć o reelekcję w 2010 r., ale z trzyprocentowym poparciem, jakie wykazują obecnie sondaże, jest bez szans. Sondaże te dają zwycięstwo w drugiej turze wyborów Julii Tymoszenko, choć w pierwszej lokują łeb w łeb z Wiktorem Janukowyczem: oboje mają blisko 22 proc. poparcia.