Od Puszczy Amazońskiej na północy, poprzez stolicę karnawału Rio de Janeiro, aż po stolicę biznesu Săo Paulo na południu – nie ma takiej drugiej kobiety jak Dilma Rousseff. Jej ojciec, Petar Roussev, był imigrantem z Bułgarii. Inżynier, poeta, działacz komunistyczny, w obawie przed prześladowaniami w latach 20. wyemigrował do Francji, a po II wojnie światowej do Brazylii. Ożenił się z miejscową nauczycielką, z którą miał dwoje dzieci. Dilma urodziła się w 1947 r. w rodzinie nieźle sytuowanej jak na nędzę, która wówczas panowała. Ukończyła francuską szkołę z internatem dla dziewcząt, a następnie publiczne gimnazjum koedukacyjne.
Świat nie jest dla debiutantek
Dojrzewała w latach 60., kiedy w Ameryce Łacińskiej marzenia o rozwoju i niepodległości starły się z brutalnymi realiami zimnej wojny. Wydarzeniem, które wywarło decydujący wpływ na życie młodej dziewczyny tuż po ukończeniu gimnazjum, był zamach stanu w 1964 r., w którym wojsko obaliło lewicującego prezydenta Joao Goularta. (Zamach ten opisałem szczegółowo w POLITYCE 15/64). To wtedy Dilma stwierdziła, że „świat nie jest dla debiutantek”, i zadebiutowała na lewicy.
Było to zaledwie dwa lata po kryzysie kubańskim, po inwazji w Zatoce Świń, kiedy Ameryka Łacińska była areną starcia pomiędzy promoskiewską lewicą i proamerykańską prawicą. Ta pierwsza tworzyła partyzantkę miejską, ta druga była ćwiczona w słynnej Szkole Ameryk w Panamie i odpowiednio zaopatrywana przez Waszyngton. Fidel Castro rzucał hasło „Patria o muerte”, a w ojczyźnie Dilmy zbudowano nową stolicę kraju, Brasilię, zaprojektowaną przez słynnego architekta Oscara Niemayera, który również miał serce po lewej stronie.
Dilma, zamiast podjąć studia, za sprawą swojego chłopaka przyłączyła się do partyzantów (Komando Wyzwolenia Narodowego, Zbrojna Awangarda Rewolucji). Brała udział w akcjach zbrojnych. W 1970 r. ujęto ją i skazano na trzy lata więzienia pod zarzutem udziału w napadzie na bank. W ten sposób finansowała się partyzantka, która nie mogła liczyć na subwencje z CIA. W 2006 r. Rousseff zrehabilitowano.
W więzieniu była torturowana i poddawana elektrowstrząsom. Po odbyciu kary ukończyła studia ekonomiczne, co niewątpliwie pomogło jej w przyszłości w zajmowaniu stanowisk rządowych. Założyła rodzinę, rozwiodła się, wyszła za mąż ponownie, urodziła swą jedyną córkę, rozwiodła się po raz drugi i nie tak dawno wyszła za mąż po raz trzeci. Nie przeszkodziło jej to w dalszej karierze.
Dilma celebrytka
Więzienie nie wyleczyło Dilmy z choroby politycznej. Po wyjściu na wolność, w 1973 r., związała się z lewicową Demokratyczną Partią Pracy, a od 1999 r. – z Partią Pracujących, z której wywodzi się obecny, niezwykle popularny, prezydent Lula da Silva. W czasie wieloletniej działalności politycznej nie kandydowała w żadnych wyborach. Uważano, że nie jest charyzmatyczna. Ma opinię rzeczowej, twardej technokratki, potrafi być czarująca, rzadko jednak korzysta z tego daru.
Karierę rządową rozpoczęła w administracji stanu Rio Grande do Sul, gdzie w 1990 r. została ministrem energetyki. Energetyka należy w Brazylii do najważniejszych dziedzin gospodarki. Cztery piąte zużywanej elektryczności pochodzi z energii wodnej, kraj jest liderem w produkcji, zużyciu i eksporcie biopaliw, a kilka lat temu u wybrzeży Brazylii odkryto największe (po Wenezueli) złoża ropy naftowej i gazu. Fachowcy mówią, że Brazylia to raj energetyczny.
Dilma Rousseff zwróciła na siebie uwagę prezydenta Luli i w 2003 r. awansowała na ministra energetyki w rządzie federalnym. Kiedy wkrótce wybuchł skandal korupcyjny, który zainfekował nawet bardzo wysokie kręgi elit politycznych rządzącej Partii Pracujących, w tym przewodniczących obu izb parlamentu, Lula da Silva powołał Dilmę na szefową swojego gabinetu. W systemie prezydenckim i w brazylijskiej praktyce oznacza to stanowisko premiera.
Dilma rosła w siłę i była już widziana jako kandydatka na przyszłą panią prezydent, kiedy w kwietniu 2009 r. okazało się, że zapadła na chorobę nowotworową (limfoma A). Rozległy się wówczas głosy, m.in. 183 deputowanych, także z opozycji, żeby zmienić konstytucję i umożliwić wybór obecnego prezydenta na trzecią kadencję, ale Lula odrzucił taką możliwość. „Zmiana u władzy jest fundamentem demokracji. Nikt nie jest niezastąpiony” – powiedział i wskazał na Dilmę. Mimo choroby i chemioterapii Dilma nie przerwała działalności. Onkolodzy dawali jej ponad 90 proc. szans na wyleczenie. Przetrwała operację i leczenie, publicznie występowała w peruce.
Dzielną postawą zaskarbiła sobie szacunek i popularność. Stała się nawet swego rodzaju celebrytką. Kongres Partii Pracujących mianował ją kandydatką w wyborach prezydenckich 3 października br.
Lula i "córka"
Ewentualna druga tura – po miesiącu – nie jest wcale pewna. Dilma Rousseff, która jeszcze na wiosnę miała poniżej 20 proc. poparcia, dwa razy mniej niż jej główny rywal José Serra z opozycyjnej Partii Socjaldemokratycznej, obecnie ma już przewagę i prawdopodobnie będzie pierwszą kobietą prezydentem Brazylii. (W Argentynie i Chile stało się to wcześniej). Prawdopodobnie, ponieważ w ostatniej chwili wytoczono zarzut korupcji pod adresem jej zastępcy.
Lula da Silva całym swoim autorytetem ręczy za Dilmę. Nazywa ją swoją córką (choć jest starszy tylko o trzy lata), zapewnia, że dotychczasowa szefowa gabinetu będzie najlepszą kontynuatorką jego dzieła, nie tylko nie zmieni jego linii, ale jeszcze ją udoskonali. Bezgraniczne poparcie Luli to największy atut Dilmy.
O ile jednak Lula wywodzi się z nędzy i zrobił oszałamiającą karierę od pucybuta do prezydenta, o tyle Dilma otoczona jest nimbem bohaterki podziemia, a także osoby solidnie wykształconej, która dużo czyta i interesuje się sztuką. Lula jest pogodny, przyjacielski, niekonfliktowy, także w zręcznej polityce zagranicznej, ma dobre słowo dla każdego – od Busha i Obamy, po Castro i Chaveza. Dilma jest bardziej powściągliwa i rzeczowa. Lula otworzył jej wszystkie drzwi, była już w Pałacu Elizejskim i w Białym Domu, zapoznała się z wielkim światem, a świat z nią.
Nr 1 na kontynencie
Prezydent Brazylii to dziś, po prezydencie USA, druga osoba na zachodniej półkuli. Po upadku prawicowej junty wojskowej (1964–85) Brazylia miała dwóch znakomitych prezydentów i przywódców. Socjaldemokrata Fernando Henrique Cardoso (1995–2002), znany socjolog, twórca teorii podwójnego uzależnienia Ameryki Łacińskiej (najpierw od kolonizatorów i od USA, a potem od korporacji międzynarodowych), wprowadził zasadnicze reformy, ustabilizował i uwolnił gospodarkę i przywrócił Brazylii należną pozycję na arenie międzynarodowej.
Jego następca Lula da Silva jest dziś najbardziej popularnym prezydentem w Ameryce Łacińskiej i osobą nr 1 na kontynencie. Za jego rządów Brazylia stała się mocarstwem skupiającym dwie trzecie gospodarki kontynentu. Jej głos jest decydujący w Ameryce Łacińskiej i znaczący na arenie światowej.
Kandydatem opozycji w wyborach jest José Serra – także poważny polityk, dobrze zasłużony dla kraju. Jest synem imigranta z Włoch i Argentynki włoskiego pochodzenia. Jego żona jest Chilijką, była słynną tancerką. W latach dyktatury Serra przebywał na emigracji, studiował ekonomię w Chile. Tytuł magistra uzyskał na znanej uczelni amerykańskiej Cornell University, na podstawie pracy o „brazylijskim cudzie gospodarczym”. Znamienne, że już wówczas (1972 r.) termin ten był w obiegu.
Serra jest politykiem partii socjaldemokratycznej, był kongresmanem, senatorem, ministrem zdrowia, a później planowania w rządzie Cardoso. Kandydował w wyborach prezydenckich 2002 r. (przegrał z Lulą), a dwa lata później wygrał wybory na gubernatora najważniejszej prowincji i największego miasta na kontynencie – Săo Paulo.
Serra ma opinię nocnego marka, pracuje w nocy. „Jeśli chce wygrać z Dilmą, będzie musiał wcześniej wstawać i szlifować bruki w najbiedniejszych okolicach” – powiedział Lula. Dilma cieszy się największym poparciem północnej, uboższej części kraju i warstw biedniejszych, Serra jest mocny w regionach bogatszych, wśród wyborców lepiej sytuowanych. Ma opinię sprawnego administratora i większe poparcie wśród pracodawców. Na brazylijskiej róży wiatrów Dilma jest lekko na lewo od Luli, a Serra nieco na prawo, ale wszystko w ramach centrolewicy.
O klimacie politycznym w Brazylii wiele mówi fakt, że najpoważniejsi kandydaci do urzędu prezydenta wywodzą się z partii socjalistycznej (Rousseff) i socjaldemokratycznej (Serra). Od prawie 20 lat w największym kraju na kontynencie rządzi umiarkowana lewica, wolnorynkowa i socjalna, i nic nie wskazuje na to, by od 1 stycznia 2011 r., kiedy urząd obejmie nowy prezydent, miało to ulec zmianie. To jest także dominująca tendencja w Ameryce Łacińskiej i sygnał dla kontynentu, ponieważ mówi się, że dokąd idzie Brazylia – tam zmierza Ameryka Łacińska.
Serra krytykuje rządy Luli za korupcję, koncentrację władzy w rękach wszechmocnego prezydenta (nazywa go Królem Słońce), a także za sprzyjanie Castro i Chavezowi. Lula jest dobry dla Brazylii, ale zły dla sąsiadów – mówi. Także były prezydent Cardoso odnosi się krytycznie do polityki miłości uprawianej przez Lulę: „Brazylia nie może być żandarmem Ameryki Łacińskiej, ale powinna mieć ambicje pedagogiczne w dziedzinie demokracji”. Nie jest to jednak zasadnicza krytyka ideologiczna ani programowa. Tylko samobójca mógłby dziś zwalczać Lulę, pod którego parasolem znajduje się Dilma. Ona także krytykuje swojego rywala w sposób umiarkowany. Mówi o nim, że jest „sierotą po rządzie Cardoso”, nie ma niczego do zaoferowania ludziom, „którzy są dumni, że żyje im się lepiej”.
Większość obserwatorów jest zdania, że w Brazylii zmieni się prezydent, ale niewiele więcej. Obecny prezydent już zapowiedział, że po wyborach nie wybiera się do żadnego Harvardu czy Paryża – będzie pilnował swojej następczyni. („Ale nie będzie w moim rządzie” – zapewnia Dilma). Już zapowiedział, że będzie jej pomagał, podróżował po kraju i słuchał, co w trawie piszczy. Żadnych większych zmian – to dobre wyjście dla Brazylii. „Głosując na Dilmę – głosujesz na mnie” – mówi Lula. Niektórzy biorą to dosłownie i podejrzewają, że po jednej kadencji Dilmy Lula zechce wrócić do rządzenia.