Świat

Spaleni słońcem

Jak Rosjanie wykupują Costa del Sol

Victoria - pomnik autorstwa Zuraba Cereteliego - prezent od Jurija Łużkowa dla Marbelli. Victoria - pomnik autorstwa Zuraba Cereteliego - prezent od Jurija Łużkowa dla Marbelli. J. Moreno/Picture Alliance/Arco Images/DPA / PAP
Pogrążeni w kryzysie Hiszpanie apelowali o zagraniczne inwestycje. I się doczekali – najbogatsza część hiszpańskiego wybrzeża powoli zamienia się w małą Rosję.
W prowincji Malaga może mieszkać nawet około 30 tys. Rosjan.Calle Montes/AFP/East News W prowincji Malaga może mieszkać nawet około 30 tys. Rosjan.

Na plakacie rzucają się w oczy kolejno: panoramiczne zdjęcia Kremla, biało-niebiesko-czerwona flaga Federacji i wreszcie duży napis cyrylicą „Szeroki wybór towarów z Rosji”. Faktycznie, na półkach wszystko, czego wschodnia dusza zapragnie – od kaszy gryczanej przez powidła aż po kiszoną kapustę. W Hiszpanii to towary deficytowe. Tymczasem hipermarket w Marbelli, w samym środku słynnego turystycznego wybrzeża Costa del Sol, nie dość, że codziennie uzupełnia zapasy na półkach, to jeszcze oferuje je w zupełnie normalnych cenach.

Za nieco ponad euro można nawet kupić twaróg, niemożliwy do zdobycia w innych regionach kraju. – Jest dosłownie rozchwytywany, trzeba kupować jak najwcześniej, bo po południu już go brakuje – mówi Zoja Kurbanowa, dorzucając, że równie szybko z półek znika śmietana. Dziewczyna przyjechała na wybrzeże siedem lat temu z Omska na Syberii, nie znając ani słowa po hiszpańsku. Dziś posługuje się nim z taką wprawą, że już drugi rok pracuje w sklepie jako tłumaczka dla przybyszów ze Wschodu. Miejscowi biznesmeni coraz częściej zatrudniają takie osoby jak Zoja, bo Rosjanie dość niespodziewanie stali się najbardziej pożądanymi klientami na Costa del Sol.

Według danych hiszpańskiego MSW, jeszcze w 2007 r. Rosjanie zrobili jedynie 1,1 proc. wszystkich zakupów dokonanych w Hiszpanii przez obcokrajowców. W zeszłym roku przekroczyli już 8 proc., a ta liczba wciąż rośnie. Rosjanie zostawiają też w miejscowych barach i sklepach średnio ponad dwa razy więcej pieniędzy niż inne narodowości. W dodatku są coraz liczniejsi. W zeszłym roku Hiszpanię odwiedziło ponad 1,2 mln turystów z Rosji, czterokrotnie więcej niż w 2007 r. Wiadomo już, że do grudnia padnie kolejny rekord. Nic dziwnego, że tutejsze władze samorządowe we wrześniu otworzą stałe przedstawicielstwo w Moskwie, skąd zresztą codziennie można złapać bezpośredni lot do Almeríi i Málagi.

Miliony zostawiają miliony

Ta ostatnia jest stolicą Costa del Sol, którą Rosjanie coraz częściej odwiedzają już nie jako turyści, tylko stali mieszkańcy. W zeszłym roku prawie co dziesiąty dom sprzedany w prowincji Málaga trafił właśnie w rosyjskie ręce. Oficjalnie na stałe mieszka ich tu nieco ponad 4 tys., ale według szacunków miejscowych mediów jest ich nawet siedmiokrotnie więcej.

To nie byle jacy lokatorzy. Osiedlają się przede wszystkim w tzw. złotym trójkącie, którego centralnym punktem jest Marbella. Chociaż miasto boryka się z takimi samymi problemami co reszta kraju, czyli skandalami korupcyjnymi i wysokim bezrobociem, to na co dzień tego nie widać. A już na pewno nie w położonym lekko na jego uboczu Puerto Banús, enklawie dla bogaczy. Hotelowa noc w dwuosobowym apartamencie kosztuje od 560 euro wzwyż. Wynajęcie apartamentu, w którym trzy lata temu spała Michelle Obama, to 1990 euro bez VAT. Najtaniej wychodzi spanie na własnym jachcie: na miejscowej marinie żądają jedynie 100 euro dziennie za 15-metrową jednostkę i równy tysiąc za 50-metrowego potwora. Od razu po zejściu na ląd klientów wabi Andaluzyjski Klub Ferrari oraz butiki, m.in. Dior, Gucci, Hermès, Bulgari, Versace czy Valentino. To tu, w Puerto Banús, bije serce rosyjskiej diaspory w Hiszpanii.

Milion euro – mówi Andriej Vlasenko. Brew nawet mu nie drgnie, kiedy podaje przeciętną sumę, jaką jego klienci wydają tu na zakup domu. Przyjechał do Hiszpanii z Moskwy już 15 lat temu, a od 2007 r. prowadzi razem ze wspólnikiem (też Rosjaninem) agencję nieruchomości Costa Garant. Jeszcze do niedawna mieli biuro w oddalonej o 25 km i tańszej Fuengiroli, ale zdecydowali się je przenieść właśnie do Puerto Banús. Teraz gości wita czerwony dywan pod numerem siódmym na placu imienia Antonio Banderasa (aktor urodził się na Costa del Sol). – Chodzi o prestiż adresu – tłumaczy Vlasenko. – Nasi klienci są gotowi wydać duże pieniądze, ale muszą mieć pewność, że płacą za luksus. Bliskość plaży, widok na morze, bardzo duża działka. No i tropikalny klimat. We Włoszech tego nie ma.

Tylko w Moskwie działa ponad 250 agencji zajmujących się obrotem nieruchomościami wyłącznie w Hiszpanii. Za ich pośrednictwem Rosjanie zdominowali rynek luksusowych nieruchomości w „złotym trójkącie”. W Puerto Banús najważniejsze biura mają szyldy, na których dominuje cyrylica, dopiero niżej widnieją napisy po angielsku, a w miejscowym języku anonsują się najmniejszym drukiem. – Hiszpanie nie będą przecież kupować w rosyjskiej agencji. A nawet gdyby chcieli, to i tak nie mają tyle pieniędzy – uśmiecha się Vlasenko. On handluje z poważnymi klientami, miał nawet takich, którzy zdecydowali się na dom w Zagalecie.

Tam przebiega symboliczna granica, która rozdziela zwykłych bogaczy od potentatów wagi superciężkiej. Położona na zielonych wzgórzach z filmowymi widokami na okolicę i wybrzeże, La Zagaleta składa się tylko z 220 willi. Najmniejsze działki mają 3 tys. m kw., największe ponad 10 tys. Ceny zaczynają się od 4 mln euro i szybują w okolice 25. Żeby kupić tu posiadłość, nie wystarczy być po prostu bogatym: mieszkańcy mają prawo głosować i odrzucać potencjalnych sąsiadów, którzy mogliby im ściągnąć na głowę za dużo szumu. Wśród wzgardzonych chętnych znaleźli się między innymi Shakira i David Beck­ham. Ten despekt nie spotkał za to Jurija Łużkowa. Były mer Moskwy oprócz trzech uli i małego sadu owocowego ma tu też prywatne tereny łowieckie. Jakiś czas temu gruchnęła wiadomość, że jego nowym sąsiadem będzie jeszcze ważniejszy rosyjski polityk. – To plotka, Władimir Putin wcale się tu nie przeprowadza – dementuje ze śmiechem Vlasenko.

Część hiszpańskich mediów spekuluje, że za nagłą gorączką zakupową wśród Rosjan stoją inne powody niż tylko 320 słonecznych dni w roku i świeże mango. Kryzys trwa w najlepsze i nie wydaje się, żeby miał się szybko skończyć, więc rząd w Madrycie gorączkowo szuka dodatkowych pieniędzy. W zeszłym roku ogłosił, że będzie nadawał prawo stałego pobytu wszystkim obcokrajowcom, którzy zainwestują w kraju przynajmniej pół miliona euro. Gazety spekulują, że taki dokument ułatwi wielu rosyjskim biznesmenom robienie interesów na terenie Unii Europejskiej. Ustawa ma wejść w życie jesienią.

Dumka Iglesiasa

Corte Inglés to największa sieć centrów handlowych w Hiszpanii, reklamują ją zawsze twarze znanych i lubianych, np. aktorka Maribel Verdú. Silna marka, a jednak o Rosjan stara się, jak może. – To nasi najlepsi klienci – zapewnia Gaël Vignon, dyrektor ds. marketingu ­międzynarodowego w oddziale firmy w Puerto Banús. – Kryzys dotyka wszystkich, nawet w takiej niszy bogactwa jak tu. Ale my już od dwóch lat znowu wychodzimy na plus. Głównie dzięki Rosjanom.

Vignon wylicza: wydatki klientów z Rosji z roku na rok zwiększają się o niemal 40 proc., już prawie połowa zakupów robionych przez obcokrajowców w tym oddziale to zasługa Rosjan, którzy wydają średnio cztery razy więcej niż następna w kolejce grupa konsumentów, czyli Anglicy. Corte Inglés reklamuje się na rosyjskojęzycznych imprezach i współpracuje z biurami podróży. Jeżeli wiemy, że Málaga gra ze Spartakiem w Moskwie, to na rewanż proponujemy specjalne zniżki dla przylatujących z Rosji kibiców – tłumaczy Vignon. – Chcą zniżkę 10 proc.? Proszę bardzo. Chcą tax free? Załatwiamy jeszcze w sklepie, zanim dotrą na lotnisko. Najlepszych klientów zapraszamy na kolację przy winie.

Zoja Kurbanowa, która jest tłumaczką właśnie w Corte Inglés, zdradza, że diaspora nie tworzy zwartej wspólnoty. Opowiada, że bogaci imigranci raczej trzymają się w swoich niewielkich grupach, nie szukają bliższych kontaktów z innymi tylko dlatego, że to też Rosjanie: – Dzieci posyłają do szkół z wykładowym angielskim, a w sklepowym dziale z książkami też najchętniej kupują im dwujęzyczne albumy do nauki.

Gdyby ktoś z rodziców jednak zatęsknił za rodzimą kulturą, to na miejscu nie będzie narzekać. W styczniu odbył się tu pierwszy Festiwal Kina Rosyjskiego, na którym wyświetlano te same nowości co w Moskwie. Specjalne wydanie – pisane cyrylicą – drukuje dla swoich nowych czytelników dziennik „Sur” z Málagi. Na fali 106.2 hity z ojczyzny nadaje założone przed rokiem Rus Radio. Stacja ta częściowo odpowiadała za line-up tegorocznego festiwalu Starlite, gdzie obok Julio Iglesiasa i innych gwiazd hiszpańskiej estrady przez dwa dni występowali rosyjscy muzycy.

Do pełni szczęścia brakuje jeszcze tylko cerkwi – na razie wierni muszą się modlić w wynajętym budynku w San Pedro. Ale to się wkrótce zmieni, o życie duchowe emigrantów rywalizują ze sobą dwie fundacje, więc do końca 2015 r. Marbella będzie się mogła pochwalić aż dwiema prawosławnymi świątyniami.

Pranie przy opalaniu

Niektórym nowym mieszkańcom Costa del Sol sakrament spowiedzi bardzo się przyda. Zachar Kałaszow w styczniu został jednym z szefów rosyjskiej mafii, choć od 2006 r. siedzi w hiszpańskim więzieniu. Awansował, gdy na początku roku w centrum Moskwy ktoś zastrzelił jego teścia, Asłana Usojana, znanego bardziej jako Dziadek Hassan. To był najpotężniejszy gangster na terenie dawnego ZSRR i nieformalny przewodniczący tak zwanego Klubu 11, rady grupującej szefów rosyjskich grup przestępczych. Kałaszow nie tylko wskoczył na jego miejsce w bandyckim zarządzie, ale jeszcze miał zdalnie przewodniczyć odbywającemu się w Atenach zebraniu bossów. Policja na Półwyspie Iberyjskim do dziś nie ma pojęcia, jak to zrobił, ale na wszelki wypadek przeniosła go z więzienia w Galicii do lepiej strzeżonego zakładu w Saragossie.

Kałaszow przed aresztowaniem urzędował właśnie w Marbelli, w okazałej willi, którą prowadzący śledztwo policjanci przezwali małym Petersburgiem. Został skazany na dziewięć lat więzienia i 20 mln euro grzywny za pranie brudnych pieniędzy. To modus operandi rosyjskich mafiosów w Hiszpanii: nie brudzą sobie rąk brutalnymi przestępstwami, wolą nielegalne operacje finansowe i korupcję.

Najnowsza andaluzyjska afera z ich udziałem wyszła na jaw w maju. W niewielkim Casares w górach na zachód od Marbelli gangsterzy, przy udziale burmistrza, prali brudne pieniądze i ustawiali przetargi na zlecenia z ratusza. Szajką kierowała 77-letnia Ukrainka. Według policji, miała ona powiązania m.in. ze słynnym łącznikiem mafii rosyjskiej z włoską, Ricardo Fanchinim, który w rzeczywistości nazywa się Ryszard Kozina i pochodzi z Katowic. Wszyscy podejrzani są już w areszcie, ale to niewiele znaczy: Giennadij Petrow, także wysoko notowany boss rosyjskiej mafii w Hiszpanii, trafił za kratki dwa lata po Kałaszowie. Niedługo potem warunkowo wyszedł na wolność i przepadł jak kamień w wodę.

To, że następca Dziadka Hassana wciąż siedzi, to jak dotąd jedyny sukces hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości w walce ze wschodnioeuropejską przestępczością zorganizowaną. Miejscowa prokuratura wykazuje się niemal całkowitą bezradnością: trzy głośne flagowe procesy gangsterów z ostatnich lat skończyły się niczym, siedzieć nie poszli ani przestępcy, ani ich lokalni wspólnicy.

Z tych ostatnich na krótko przed śmiercią za kratki poszedł tylko były burmistrz Marbelli Jesús Gil, postać symboliczna dla związków Rosjan ze złotym trójkątem. Musiał zrezygnować ze stanowiska, kiedy skazano go za ogromne malwersacje. Wzbogacili się na nich m.in. koledzy ze wschodu, z których wielu było powiązanych z mafią. Wcześniej Gil w imieniu miasta przyjął prezent od swojego przyjaciela Jurija Łużkowa: stojącą na 26-metrowej kolumnie rzeźbę Victoria, autorstwa Zuraba Cereteliego, przewodniczącego Rosyjskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przedstawia ona silnego mężczyznę z podniesionymi dłońmi w geście zwycięstwa, jakby żywcem przeniesionego z warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. Na cokole pod siłaczem brakuje tylko napisu: „Veni, vidi, vici”, oczywiście w cyrylicy.

Maciej Okraszewski z Puerto Banús

Polityka 33.2013 (2920) z dnia 11.08.2013; Świat; s. 47
Oryginalny tytuł tekstu: "Spaleni słońcem"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama