Dobricz protestuje. Mieszkańcy tego niewiele ponadstutysięcznego miasta w północno-wschodniej Bułgarii chcą, aby w sąsiedniej Rumunii zarzucono poszukiwania gazu łupkowego. Z Dobricza do granicy jest około 40 km, a do terenów, gdzie amerykański koncern energetyczny Chevron zamierza już niebawem prowadzić badania geologiczne, jeszcze dalej, ale odległości w niczym nie przeszkadzają protestującym. Walczą przeciwko firmom energetycznym niszczącym wspólny bułgarsko-rumuński region Dobrudży. Ma mu zagrażać szczelinowanie hydrauliczne, kontrowersyjna metoda wydobywcza. W Dobriczu wierzą, że pompowanie głęboko pod ziemię potężnych ilości wody i piasku wymieszanych z chemikaliami, w tym detergentami, które wyciskają gaz ze skał łupkowych, skazi całą okolicę. Nie może być inaczej, skoro w ramach poszukiwań Chevron na obszarze 1,8 tys. km kw. będzie przeprowadzał kontrolowane podziemne eksplozje…
W Dobriczu, który regularnie manifestuje od ponad półtora roku, znają skuteczność ulicznego sprzeciwu. Właśnie fala wielkich protestów wspieranych przez dobrze zorganizowany ruch ekologiczny zmusiła bułgarski parlament do wprowadzania w styczniu zeszłego roku moratorium na szczelinowanie. Tym samym Bułgaria stała się drugim po Francji krajem w Europie, gdzie zakazano wydobycia z łupków.
Ogień z kranu
Inspiracja do protestów takich jak ten w Dobriczu przywędrowała z USA, gdzie trwa najbardziej zajadła walka o zakaz majstrowania w łupkach. Bułgarski ruch antyłupkowy, tak jak inni europejscy przeciwnicy łupków, posługuje się tymi samymi argumentami i ma wspólnego proroka, reżysera Johna Foksa. Każdy, kto zobaczy jego film dokumentalny „GasLand” z 2010 r. (w Polsce znany jako „Kraj gazem płynący”), z dużym prawdopodobieństwem zostanie zdeklarowanym przeciwnikiem wydobycia z łupków.