Świat

Sekta duchów

Syryjscy alawici żyją w strachu

O doktrynie alawickiej słychać rzeczy niesamowite. Trudno je weryfikować, gdyż wersja na użytek profanów może się znacznie róznić od wersji dla wiernych. O doktrynie alawickiej słychać rzeczy niesamowite. Trudno je weryfikować, gdyż wersja na użytek profanów może się znacznie róznić od wersji dla wiernych. Ed Kashi / Corbis
Chrześcijanie do Libanu, alawici do piachu: takiego finału wojny domowej obawiają się syryjskie mniejszości. Upadek reżimu Baszara Asada grozi zagładą jednej z najbardziej zagadkowych sekt religijnych świata.
Grób Hafeza Asada w Qardaha.Ed Kashi/Corbis Grób Hafeza Asada w Qardaha.
Płonący portret Baszara Asada w Aleppo. Epoka rządów alawitów dobiega ponurego końca.BULENT KILIC/AFP/Forum Płonący portret Baszara Asada w Aleppo. Epoka rządów alawitów dobiega ponurego końca.
Logo alawitów.AN Logo alawitów.

Chrześcijan żyje w 20-milionowej Syrii ok. 10 proc., głównie prawosławnych. Alawici są trochę liczniejsi, ale różnica między nimi a wszystkimi innymi mniejszościami jest zasadnicza: to alawici od dziesiątków lat są opoką systemu. Alawitą jest obecny prezydent Baszar Asad. Alawitą był jego ojciec i poprzednik Hafez, który doszedł do władzy drogą puczu w 1970 r. i rządził Syrią do śmierci w 2000 r. Alawici obsadzali kluczowe stanowiska w socjalistycznej monopartii Baas, w państwie, armii i specsłużbach. W ten sposób zdominowali większość, którą w Syrii tworzą sunnici (ok.70 proc.). Alawici stanowią wreszcie trzon znienawidzonych bojówek szabiha, brutalnie pacyfikujących zbuntowane rejony kraju.

Na Bliskim Wschodzie tożsamość religijna jest równie ważna jak etniczna, plemienna, klanowa czy polityczna. Póki tamtejsze dyktatury są w stanie kontrolować społeczeństwa i zapewnić chwiejną równowagę strachu, napięcia na tle tożsamości są tłumione. Ale kiedy reżim słabnie, rośnie ryzyko wybuchu. Tak jest teraz w Syrii. Jeśli reżim Asada upadnie, dojdzie do wyrównywania rachunków krzywd. Kto z funkcjonariuszy reżimu nie ucieknie albo nie przejdzie na stronę opozycji, musi się liczyć z najgorszym.

Dlatego nawet wśród alawitów, beneficjentów systemu, zaczynają się dyskusje o granicach lojalności wobec reżimu Asada. Ale jawnych krytyków jest wciąż niewielu i szybko milkną w obawie o życie. Natomiast w opozycyjnej Narodowej Radzie Syryjskiej na 310 jej członków alawitów jest ponoć zaledwie 10. Tu dominują sunnici, tak jak w kraju.

Skąd pochodzą alawici

Dla sunnitów alawici są podejrzani nie tylko politycznie, lecz także religijnie. Bo dla nich to łże-muzułmanie. Sami alawici uważają się za umiarkowanych szyitów. To gałąź islamu znana w świecie przede wszystkim z Iranu ajatollahów. Sunnici to główny nurt islamu, ale obok nich są szyici i inne drobniejsze odłamy. Ten podział islamu przypomina sytuację w chrześcijaństwie, które też uległo rozbiciu na większe i mniejsze wspólnoty, z wszystkimi tego dobrymi i złymi konsekwencjami.

W islamie poszło o sukcesję po śmierci czwartego kalifa Alego (VII w.). Ten zięć proroka Mahometa, założyciela islamu, był uważany za prawowitego zwierzchnika wszystkich muzułmanów. Jego następca już nie przez wszystkich, gdyż nie był potomkiem Alego. Stronnictwo broniące praw Alego to właśnie szyici. Są większością w Iranie i Iraku. Nazywają Alego pierwszym imamem. W tradycji szyickiej wylicza się 11 imamów, którzy przewodzili szyitom przez wieki. Wszyscy byli święci, ale szyici czekają na powtórne przyjście dwunastego. Ów Muhammad ibn al-Hassan zniknął w IX w., ale wciąż żyje w ukryciu. Powróci jako Mahdi, odpowiednik Mesjasza. Według niektórych mistycznych spekulacji, ma wrócić razem z prorokiem Isą (Jezusem) i zaprowadzić na całym świecie pokój i sprawiedliwość. W nazwie alawitów odnajdujemy właśnie imię Alego.

Sekta rozwinęła się w IX w. wokół nauk Muhammada ibn Nusajra (stąd nazywana też bywa nusajrytami) i skonsolidowała się w X w. Prześladowali ją i krzyżowcy, i współwyznawcy muzułmanie pod wodzą Mameluków i Osmanów. Znaleźli schronienie w górach Syrii i nad wybrzeżem Morza Śródziemnego, gdzie żyją do dziś w rejonie miasta Latakia. Owiana tajemnicą doktryna religijna alawitów jest tak osobliwa, że niektórzy szyci uważają ich za ekstremistów, a sunnici za heretyków. Bo Alego czczą jak boga, co w ściśle monoteistycznym islamie jest szokiem. O doktrynie alawickiej słychać rzeczy niesamowite. Trudno je weryfikować, gdyż wersja na użytek profanów może się znacznie różnić od wersji dla wiernych. Tajemniczość, jaką alawici otaczają swą wiarę, nie powinna tak bardzo dziwić.

Po pierwsze, szyizm jest mistyczny, zawiera domieszkę misteryjnych religii starożytnej Persji, oddzielających wtajemniczonych od niewtajemniczonych. Po drugie, burzliwe dzieje polityczne i religijne tego regionu sprzyjały maskowaniu głębokiej tożsamości. Było ono techniką przetrwania, nazywaną w Koranie takijja, a w naszym kręgu czasem „ketmanem”. Ta sama historia sprzyjała też stapianiu się w jednym tyglu różnych religijnych składników.

U alawitów ta mieszanka jest piorunująca. Nie dość, że znajdziemy w niej ubóstwienie Alego, to jeszcze wiarę w wędrówkę dusz, czyli reinkarnację, kojarzącą się raczej z Indiami i Platonem oraz jego uczniami, a także ze starożytną astrologią niż z islamem. Alawici wierzą, że człowiek musi się siedem razy pojawić na świecie w drodze do gwiezdnego „nieba”. Są też wpływy chrześcijańskie. Alego alawici włączają do rodzaju swojej Trójcy Świętej, w której prócz niego figurują Mahomet i Salman Al-Farsi (Salman Pers), jeden z towarzyszy Proroka. Taki kult jednostek jest trudny do przyjęcia dla sunnitów. Dla nich święty jest tylko Bóg.

Na dodatek alawici, choć określają się jako muzułmanie, nie praktykują zbiorowych piątkowych modłów, nie mają meczetów i liczących się teologów. Traktują liberalnie inne nakazy wiary muzułmańskiej, w tym ramadan (miesięczny post) i pielgrzymkę do Saudii, kolebki islamu. Bywa, że jawnie piją alkohol. A kobiety bez chust czy zasłon twarzy i w obcisłych dżinsach są u nich czymś normalnym. Sekta obchodzi święta muzułmańskie, lecz także odpowiednik Bożego Narodzenia. Alawici często noszą chrześcijańskie imiona. Islam respektuje elementy tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej. Jezus (Isa) i Maria są szanowani, ale Jezus dla muzułmanina jest jedynie jednym z proroków, a nie Bogiem.

Epoka alawitów

Wielu alawitów przechodziło na chrześcijaństwo, kiedy w Syrii, wykrojonej z upadłego po pierwszej wojnie światowej imperium osmańskiego, rządzili Francuzi. Z ich nadania w latach 20. XX w. powstało nawet coś w rodzaju państwa alawickiego. To Francuzi naciskali na sektę, by przeszła na obecną nazwę, gdyż po arabsku nusajryci brzmią podobnie do wyrazu nasada oznaczającego nazareńczyków, czyli chrześcijan. Francuzi wybrali alawitów na swych syryjskich Ghurków. Zrobili z alawitów posłusznych sobie administratorów i wojskowych. Mieli tłumić antykolonialne rebelie sunnickich islamistów i nacjonalistów.

W niepodległej Syrii zachowali pozycję. Rozbudowywali wpływy w armii. A przez władzę wojskową doszli do politycznej. Alawickie apogeum przypadło na epokę prezydentów Asadów, ojca Hafeza i syna Baszara. Rozpoczęła się w 1970 r., na naszych oczach dobiega ponurego końca.

Polityka alawitów miała być ponad podziałami religijnymi i etnicznymi. Jednak z czasem przerodziła się w swoje zaprzeczenie. Początkowo popierały ją także inne mniejszości oraz część sunnitów, zarówno najuboższych, jak i zamożnych oraz wykształconych, zwłaszcza w Damaszku. Ubogich wydobywała ze społecznej izolacji i biedy. Dotyczyło to zwłaszcza alawitów, co z tego, że często za cenę wrogości, jaką ich awans wzbudzał w wieloetnicznym i wieloreligijnym społeczeństwie.

Gdy rozgorzał obecny konflikt, wśród zaniepokojonych alawitów odżyło wspomnienie państewka, jakie mieli za panowania Francuzów. Niektórzy obserwatorzy sugerują, że czystki etniczne, do jakich dziś w Syrii dochodzi, mogą być związane z ewentualną próbą secesji alawitów. Czyszczą teren pod reaktywację własnego państwa, gdyby doszło do rozpadu Syrii.

Dzisiejsza opozycja podkreśla, żeby nie demonizować alawitów. Nie traktować ich jako monolitu. Burhan Ghalioun, szef Syryjskiej Rady Narodowej, mówił pół roku temu w wywiadzie dla „Wall Street Journal”, że wbrew pozorom to alawici wyszli najgorzej na rządach Asadów. Przywileje i beneficja były udziałem zaledwie nielicznej grupy. A teraz reżim krzywdzi jeszcze alawicką młodzież, każąc jej zabijać rebeliantów i niewinnych cywilów.

W dramacie syryjskim nie chodzi tylko o religię. Ważne jest też to, kto ostatecznie zdobędzie tytuł do występowania w imieniu silnego syryjskiego nacjonalizmu. Rządy Asadów były reżimem świeckim nastawionym na modernizację państwa i społeczeństwa pod hasłem socjalizmu arabskiego. Oznaczało to politykę zera tolerancji dla bractw muzułmańskich. W Syrii tępiono islamistów, jak w Egipcie Mubaraka. Co nie przeszkadzało Damaszkowi wiązać się politycznie i militarnie z teokracją irańską i jej poplecznikami w Libanie i gdzie indziej w regionie.

Mniejszości po rewolucji

Wewnętrzna polityka reżimu, zamiast łagodzić, zaostrzała tarcia w społeczeństwie. Aż doszło do obecnej konfrontacji, w której reżim zabija tysiącami własnych obywateli i grozi użyciem broni chemicznej. Mimo to nie wszyscy przyłączają się w Syrii i poza nią do obozu entuzjastów jak najszybszego obalenia rządów Baszara Asada. Milczą na przykład syryjscy chrześcijanie i ta część sunnitów, która nie popiera ani reżimu, ani antyasadowskiej opozycji. Być może obawiają się, że Syria poasadowska będzie jeszcze gorszym miejscem do życia. Że przyjdzie jeszcze większy chaos, grabież i wendeta, a później inny reżim, wcale nie lepszy od poprzedniego.

Ghalioun, przywołany wyżej lider opozycji, zaznacza, że w emigracyjnej Radzie Narodowej islamiści są reprezentowani, ale nie mają większości. W kraju niektórzy alawici mają za złe Asadowi nie to, że się rozprawia z rebeliantami, ale że się rozprawia zbyt łagodnie. W tych pretensjach słychać spotęgowany lęk przed przyszłością. Nikt już chyba w Syrii nie wierzy w propagandowy slogan władz na temat „wspaniałej mozaiki” religii, grup etnicznych i plemion. Nie tylko dlatego, że przez lata kłam jej zadawała dominacja alawitów, ale też dlatego, że mozaika spłynęła rzeką krwi.

Ta część syryjskiej emigracyjnej opozycji, której przedstawicielem jest Ghalioun, roztacza optymistyczną wizję przyszłości kraju po upadku prezydenta Asada i jego zauszników. Mniejszości, w tym chrześcijanie, teraz są przerażone, więc bierne. Opozycja usiłuje przekonać je do przejścia na stronę przeciwników reżimu. Ghalioun kontaktuje się też w tym celu z Watykanem i Patriarchatem Moskiewskim. Przypomina, że w Syrii chrześcijanie liczyli się w polityce. Zarazem o niepodległość Syrii walczyli sunnici, ale też alawici, druzowie, Kurdowie.

Nowa Syria ma nawiązać do tej tradycji. Bo mniejszości mogą się czuć bezpieczne wtedy, gdy się nie patrzy na nie jak na mniejszości, ale jak na współobywateli.

Polityka 32-33.2012 (2870) z dnia 08.08.2012; Świat; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Sekta duchów"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama