Pyrrus wsławił się zwycięstwem, które omal nie doprowadziło go do zguby. Helle Thorning-Schmidt jest jego przeciwieństwem: druga z kolei porażka wyborcza przyniosła jej wreszcie upragniony sukces, czyli fotel premiera Danii, na którym zasiądzie jako pierwsza w tym kraju kobieta. Sukces tym bardziej zaskakujący, że socjaldemokraci, którym przewodzi od sześciu lat, odnotowali najgorszy wynik w swej stuletniej historii: zebrali tylko 25 proc. głosów. Straciła także partnerska Socjalistyczna Partia Ludowa, ale stan posiadania zwiększyły inne, mniejsze partie lewicy i to dzięki nim powstanie tzw. koalicja czerwonego bloku, na której czele staje Thorning-Schmidt.
O 44-letniej Dunce powiedziano i napisano już prawie wszystko. Że jest inteligentna i piękna, a na okładkach skandynawskich pism prezentuje się jak cover girl. Że ma upodobania do markowych strojów i akcesoriów, co dało jej przydomek Gucci-Helle. Że jest też dobrze wykształcona i skończyła m.in. Kolegium Europejskie w Belgii, najstarszą uczelnię prowadzącą studia nad integracją, która ma także campus w warszawskim Natolinie. Że należy do europejskiej elity i jest żoną Stephena Kinnocka, syna byłego przywódcy brytyjskiej Partii Pracy, z którym ma dwie córki.
Thorning-Schmidt nie wygląda jak socjaldemokratka – powiedział o niej legendarny przywódca tej partii i wieloletni premier Danii Anker Jørgensen. Chodziło mu o to, że atrakcyjna i nieepatująca swoją lewicowością Helle nie odstraszy niezdecydowanych wyborców. Jak widać, miał rację, a Thorning-Schmidt udało się odnowić partię. Socjaldemokraci byli zdezorientowani działaniami prawicy, która po wygranych wyborach przejęła lewicowy model państwa dobrobytu i pozbawiła ich nie tylko ideologii, ale i witalności. Szarpani wewnętrznymi konfliktami skupili się na walkach między sobą. Thorning-Schmidt skutecznie ich spacyfikowała: jednego z konkurentów wysłała do Brukseli, innemu pomogła w zdobyciu fotela burmistrza Kopenhagi, a pozostali sami zrezygnowali.
– Zimna z charakteru Helle nie jest być może kochana przez społeczeństwo, ale ma ogromny autorytet, którego nie kwestionują nawet przeciwnicy – mówi Drude Dahlerup, duńska profesor politologii i znana feministka. Jej słaby wynik wyborczy tłumaczy tym, że Thorning-Schmidt, zamiast obiecywać społeczeństwu kokosy, wzywała do zwiększonego wysiłku i dodatkowej pracy (12 minut dziennie ekstra) oraz późniejszego przechodzenia na emeryturę. Wszystko po to, żeby przezwyciężyć słabą sytuację gospodarczą Danii. Nie jest to jeszcze kryzys na miarę Grecji, ale rosnące bezrobocie i coraz gorszy stan finansów publicznych wymaga według pani premier większych poświęceń. Zdolności polityczne Thorning-Schmidt wychwala też dziekan uniwersytetu kopenhaskiego Christian Thune: – Jest niezwykle uzdolniona i myśli analitycznie. Dzięki niej Dania wydostanie się z dołka, a i ona sama w przyszłości zyska uznanie społeczeństwa.
Przesunięcie na lewo
Wielkie nadzieje z nową premier Danii wiąże europejska lewica. „Czy wahadło polityczne zaczyna ponownie wychylać się w lewo?” – zastanawiają się w comiesięcznym raporcie analitycy socjaldemokratycznego Policy Network z siedzibą w Londynie. Obok zwrotu w Danii dostrzegają dobry wynik wyborczy SPD w wyborach landowych w Berlinie, dobre notowania socjalisty François Hollande’a przed wyborami prezydenckimi we Francji i być może także nadchodzącą poprawę pozycji brytyjskiej Partii Pracy w obliczu narastającego kryzysu. Dobrze trzymają się socjaldemokraci i socjaliści w Norwegii, którzy wyprowadzili kraj z kryzysu po lipcowej masakrze na wyspie Utøya, spowodowanej przez prawicowego szaleńca. W nowym fińskim rządzie, po latach przerwy, ponownie zasiedli socjaldemokraci. Są więc oznaki potwierdzające analizę londyńskiego instytutu.
Również liberalny skandynawski magazyn ideologiczny „Axess”, mocno związany z prawicowym think tankiem Timbro, przyznaje, że socjaldemokraci mogą z pomocą innych sił lewicowych odbudować swą pozycję. „W czasach ostrych sprzeczności, rosnącego w siłę ekstremizmu (krwawe wydarzenia w Norwegii), przybierającego trybalizmu (odnawianie się w społeczeństwach narodowych dawnych podziałów klanowych lub plemiennych), socjaldemokraci mogą wreszcie odzyskać jednoczącą rolę, jaką mieli w minionym stuleciu – pisze redaktor naczelny czasopisma Johan Lundberg. – Muszą jednak zaoferować demokratyczną i łączącą społeczeństwo alternatywę, zwłaszcza ludziom zmarginalizowanym, którzy łatwo dają się wciągać przez ekstremalne i populistyczne ruchy”.
Przesunięcie na lewo w Danii ma znacznie głębszy charakter. Opinia publiczna zafascynowana jest nową premier, ale w jej kręgu pojawiła się inna wybitna osobowość: jest nią 27-letnia zaledwie Johanne Schmidt-Nielsen, przywódczyni (oficjalnie rzeczniczka) Listy Jedności, która w wyborach w połowie września odniosła wielki sukces, zwiększając stan posiadania aż trzykrotnie, chociaż w liczbach bezwzględnych jest to tylko 12 mandatów w 179-osobowym Folketingu. Media wykreowały Johanne na nową gwiazdę duńskiej polityki, jeszcze przed wyborami okrzyknięto ją najlepszym politykiem kraju.
„Jest wolnym ptakiem, z zaraźliwym entuzjazmem, a jednocześnie z powagą” – brzmiał werdykt ekspertów. „Johanne jest bombowa” ogłosiła w tytule liberalna kopenhaska gazeta „Politiken”, Lista Jedności skupia byłych komunistów, socjalistów i zielonych. Jesteśmy w stu procentach demokratyczną partią – podkreśla jej liderka. To będzie nasza następna premier, mówili wyborcy po spotkaniach ze Schmidt-Nielsen, a w uboższych dzielnicach Kopenhagi głosowało na nią ponad 25 proc. wyborców. W stołecznym okręgu wyborczym zdobyła ponad 47 tys. głosów, podczas gdy Thorning-Schmidt tylko 33,5 tys.
Postęp w równouprawnieniu
Do krajobrazu politycznego Danii dodajmy jeszcze trzecią kobietę, która też wyszła zwycięsko z wyborów, podwajając odsetek głosujących z 5 do 10 proc. (17 miejsc w parlamencie). To Margrethe Vestager, przywódczyni radykałów, którzy choć kulturowo lewicowi, zaliczani są do ruchów liberalnych. Jej nazwisko wymieniane było wśród kandydatów na premiera, gdyby Helle Thorning-Schmidt nie udało się sklecić koalicji. Teraz ma być wicepremierem. Trzy liderki lewicy nie toczą jednakże sporu, ale zamierzają zgodnie ze sobą współpracować, m.in. po to, żeby zmienić mocno nadwerężony w Europie wizerunek Danii.
Przyczyniła się do tego inna kobieta, Pia Kjćrsgaard, charyzmatyczna szefowa antyimigranckiej Partii Ludowej. W ostatnich 10 latach, nie wchodząc nawet do rządu, doprowadziła do uchwalenia najostrzejszych w Europie ustaw imigracyjnych. Latem zmusiła uzależniony od jej poparcia mniejszościowy rząd prawicowy do zaostrzenia kontroli granicznych, przeciwko czemu protestowano w UE, zwłaszcza w sąsiednich Niemczech, ponieważ naruszały one postanowienia układu z Schengen, którego Dania jest sygnatariuszem.
Teraz Kjćrsgaard nie będzie już mogła sterować polityką rządu z tylnego siedzenia, zwłaszcza że w wyborach straciła nieco mandatów. Socjaldemokraci obiecali wycofać się z planów zwiększenia liczby celników, co ma się też przyczynić do załatania dziur budżetowych. Będą także bardziej selektywni w polityce imigracyjnej, otwierając granice dla tych, którzy mogą się przyczynić do rozwoju gospodarki.
Dunki są bardzo aktywne w polityce, chociaż nie organizują międzynarodowych kongresów kobiet. Jeśli się doda, że głową państwa jest królowa Małgorzata II, można powiedzieć, że jest to dzisiaj kraj rządzony przez kobiety. Postęp w równouprawnieniu był zresztą jednym z postulatów lewicy.
W ostatniej kampanii wyborczej nie wyróżnił się żaden mężczyzna poza odchodzącym premierem Larsem Lökke Rasmussenem, trzecim z rzędu szefem rządu o tym nazwisku. Ujął on wyborców i media osobistym tonem kampanii, ale i to nie pomogło mu w utrzymaniu władzy, chociaż jego liberalna partia Venstre pozostała największą siłą polityczną kraju (26 proc. głosów). Rasmussen nie wierzy, by lewicowa koalicja zdołała utrzymać się u władzy przez dłuższy czas, ponieważ zawsze była podzielona nawet w sprawach drobnych. Dlatego przekazując Helle Thorning-Schmidt klucze do kancelarii rządu, powiedział, że je tylko wypożycza, a nie oddaje. Zobaczymy, czy tak będzie.