Świat

Odmienni na jednej ziemi

Czy po 150 latach od zjednoczenia Włoch Włosi są zjednoczeni?

W zwariowanej na punkcie futbolu Italii sejsmografem społecznych emocji są stadiony. W zwariowanej na punkcie futbolu Italii sejsmografem społecznych emocji są stadiony. Stefano Rellandini/Reuters / Forum
Państwo włoskie przypomina nigdy nieskonsumowane małżeństwo, w dodatku zawarte pod przymusem. Oto smutna refleksja na 150-lecie zjednoczenia.
Spotkanie Garibaldiego z królem Wiktorem Emanuelem II w Teano - obraz z XIX w.Corbis Spotkanie Garibaldiego z królem Wiktorem Emanuelem II w Teano - obraz z XIX w.
Na północy o tych z południa mówią „terroni”, czyli prymitywni, ciemni i chciwi chłopi. Natomiast terroni tych z północy nazywają „polentoni”. W tym przypadku chodzi o konsumentów popularnego na północy placka kukurydzianego, polenty.Il conte di Luna/Flickr CC by SA Na północy o tych z południa mówią „terroni”, czyli prymitywni, ciemni i chciwi chłopi. Natomiast terroni tych z północy nazywają „polentoni”. W tym przypadku chodzi o konsumentów popularnego na północy placka kukurydzianego, polenty.
Wymownym symbolem patologii południa stały się neapolitańskie śmieci, które musi wywozić wojsko i oddziały ochrony cywilnej.LHOON/Flickr CC by SA Wymownym symbolem patologii południa stały się neapolitańskie śmieci, które musi wywozić wojsko i oddziały ochrony cywilnej.

Włosi będą 17 marca z wielką pompą obchodzić 150-rocznicę powstania państwa, a 2 czerwca z jeszcze większą, bo z udziałem głów i szefów państw Unii Europejskiej, USA i Rosji. Ale fasada hucznych obchodów i patriotycznego zadęcia kryje poważne wątpliwości Włochów, czy jest co świętować, zasłania gospodarczą i mentalną przepaść między południem a północą Italii, a też dzielący je mur szczerej nienawiści. „Premier wszystkich Włochów” – jak mówi o sobie, uwikłany teraz w serię procesów i skandal obyczajowy, Silvio Berlusconi – zaprosił na uroczystości prezydentów Obamę i Miedwiediewa, ale w swym drugim przebraniu – jako właściciel klubu AC Milan – przed ostatnim arcyważnym meczem z Napoli powiedział: „Północ wygra z południem”.

W zwariowanej na punkcie futbolu Italii sejsmografem społecznych emocji są właśnie stadiony. Fanom werońskiego Chievo neapolitańczycy dedykują transparenty z napisami, że Julia była dziwką, a Romeo rogaczem. Werończycy, gdy odwiedzają ich kibice Napoli, zakładają na twarz maseczki i skandują: „Powąchaj Neapol, a umrzesz”, albo: „Wezuwiuszu! Spal ich siarką!”.

Gdy w 1861 r. Wiktor Emanuel z namaszczenia obu izb parlamentu proklamował w Turynie powstanie Królestwa Włoskiego, Massimo D’Azeglio, gubernator regionu Mediolanu, a przy okazji pisarz i malarz, miał powiedzieć: „Zrobiliśmy Włochy. Teraz musimy zrobić Włochów”. Czy się udało? Nie do końca. Dziś aż 25 proc. mieszkańców zjednoczonych wówczas Królestw Sardynii i Obojga Sycylii chętnie odwróciłoby bieg historii i żyło w odrębnych, choć być może sfederalizowanych państwach. Ponad połowa uważa, że ich przodkowie zrobili na zjednoczeniu fatalny interes, ale co istotniejsze, aż 70 proc. jest przekonanych, że do dziś muszą ponosić stale rosnące finansowe i społeczne koszta zjednoczeniowej klęski. Południowcy i ci z północy za fiasko obwiniają się nawzajem.

Na północy o tych z południa mówią terroni (od terra – ziemia), czyli prymitywni, ciemni i chciwi chłopi. Jednak od 2005 r. decyzją Sądu Kasacyjnego określenie to uznaje się za rasistowskie, a każdy, kto go użyje, musi liczyć się z karą nawet tysiąca euro. Natomiast terroni tych z północy nazywają (bezkarnie) polentoni. Dosłownie chodzi o konsumentów popularnego na północy placka kukurydzianego (polenta), uchodzącego na południu za przejaw wyjątkowej barbarii kulinarnej, ale w rzeczywistości – jak tłumaczy słownik języka włoskiego – chodzi o „chamów, którzy żywią się byle czym, nie wiedzą, co to elegancja, dobry gust i wyrafinowanie”. Poza tym terrone to urodzony nierób i oszust, a polentone to prymitywny groszorób i niewrażliwy na piękno dęty buc.

Wzajemną niechęć między regionami pogłębiają różnice w obyczajach, oglądzie świata i filozofii życia. Północ jest liberalna, kobiety wyzwolone, a południe pozostaje bastionem kultury macho, w której niewiasta powinna wychowywać dzieci i dbać o dom (na południu pracuje tylko 34 proc. zdolnych do tego kobiet, na północy ponad 60 proc.). Więzi rodzinne są tam silniejsze. Terroni rozwodzą się rzadziej i częściej chodzą do kościoła. Dbają o decorum i formę, jak śmierci boją się kompromitacji, są niesłychanie wyczuleni na punkcie honoru i gotowi bronić go nawet nożem. Polentone jest pragmatyczny, bardziej ugodowy, a od formy bardziej interesuje go treść, szczególnie gdy w grę wchodzi biznes. To człowiek akcji, urodzony rzutki przedsiębiorca. Terrone woli refleksję nad życiem, a przede wszystkim – jak twierdzi profesor ekonomii Paolo Leon z rzymskiego uniwersytetu Roma III i doradca kilku włoskich rządów: „Cały swój intelektualny wysiłek wkłada w to, jak oszukać państwo i jak wyszarpać z centralnego budżetu jakieś pieniądze. Żyje myśląc, że jest ciągle wykorzystywany i krzywdzony. Nie myśli o własnych możliwościach, ale o tym, co mu się należy od innych. Stąd taka pogarda dla prawa i zasad. Południowcy uzurpują sobie prawo do oszustwa i przestępstwa w ramach wyrównania rachunków”.

Północ - Południe

Włochom nie udało się zbudować jednolitego, równomiernie rozwijającego się państwa równych szans solidarnych ludzi. Nie bez powodu włoscy ekonomiści z zazdrością spoglądają na Niemcy. – By zniwelować różnice między NRD a RFN, potrzebowali 20 lat. My nie możemy sobie z tym poradzić od półtora wieku. Rozwinęła się północ. Południe stoi w miejscu – powiada prof. Fabio Pammolli z uniwersytetu we Florencji. Jeśli chodzi o poziom zamożności, rozziew między północą a południem Włoch sięga 40 proc., jest niechlubnym rekordem Unii Europejskiej i stale rośnie. PKB samego tylko regionu Wenecji jest równe temu, co wytwarza całe południe, od Neapolu po Palermo. Bezrobocie na południu jest cztery razy wyższe. Słowem polentone żyje nie gorzej od bogatego Bawarczyka czy Szwajcara, a terrone jest biedniejszy od statystycznego Polaka. Dlaczego?

Zależy kogo spytać. Południowcy natychmiast odpowiadają: „Ci z północy nas podbili, okradli i wykorzystują do dziś”. Według narracji rewizjonistów państwotwórczej propagandy i oleodrukowej wersji historii, Garibaldi niczym kondotier Królestwa Sardynii i Piemontu Sabaudów napadł na mlekiem i miodem płynące Królestwo Obojga Sycylii Franciszka II Burbona, a piemontczycy najpierw obrabowali banki, potem mieszkańców, a na koniec urządzili buntującym się krwawą jatkę. Od tej pory do dziś, przekonują, bogata północ traktuje południe jak kondominium i rynek zbytu swoich towarów.

Większość badań historyków i ekonomistów po części te zarzuty potwierdza. Zadłużony po uszy horrendalnymi kosztami zjednoczeniowej wojny na północy z Habsburgami rząd w Turynie przejął burbońskie banki i zdeponowany w nich kruszec, wymienił posiadające parytet w złocie burbońskie dukaty na papierowe liry po kursie wziętym z sufitu. Siłą rzeczy znikły wysokie cła prewencyjne, które chroniły producentów na południu przed konkurencją. W ten sposób pieniędzmi południa rząd Królestwa Włoch spłacił swoje długi i sfinansował podbój, a południowcy z dnia na dzień stali się nędzarzami. Południem zaczęli rządzić namiestnicy z północy, oferując zamówienia państwowe swoim kolegom z Piemontu i Lombardii.

Dwa światy

Zderzyły się ze sobą dwa światy – feudalny południa i raczkującego kapitalizmu północy. Północ narzuciła południu system organizacji państwa i prawa, wraz z poborem do wojska i drakońskimi podatkami. Za Burbonów było ich wszystkich 5. Sabaudowie dodali aż 17 nowych. Chłopi liczyli na obiecaną im przez Garibaldiego ziemię, tymczasem przyszło im pracować u tych samych latyfundystów i w przejętych majątkach kościelnych na jeszcze gorszych warunkach.

Nic dziwnego, że już w 1861 r. na południu rozpoczął się bunt. Grasowały setki band tzw. brygantów – w apogeum było to 30 tys. uzbrojonych buntowników plus wspierający ich miejscowi mieszkańcy. Wojna domowa trwała 5 lat. Do stłumienia buntu młode państwo włoskie wysłało z północy połowę swojej armii – 120 tys. żołnierzy. Rozstrzelano 9 tys. brygantów i 20 tys. ludności cywilnej. 40 tys. wylądowało na długie lata w więzieniach, a nawet obozach koncentracyjnych. Według niektórych źródeł, było aż 100 tys. śmiertelnych ofiar, a w wydanej niedawno na ten temat książce Pino Aprilego „Terroni” jest mowa o ludobójstwie miliona.

Terrone jest przekonany, że właśnie wtedy przetrącono mu kręgosłup. Z wypiekami opowiada o zbrodniach Piemontczyków, jakby wydarzyły się wczoraj. Dzisiejsze zacofanie i biedę południa tłumaczy trwającym rzekomo do dziś rabunkiem, prowadzonym przez zdominowany przez polentonich rząd, oligarchię przemysłowców i finansjery. Podobnie widział sprawy założyciel Włoskiej Partii Komunistycznej Antonio Gramsci. W tej optyce korupcja, powszechne na południu dojenie państwa, a nawet działalność mafii to mniej lub bardziej uprawniona samoobrona przed opresyjnym państwem – nadal, zdaniem terronich, emanacją uzurpowanej władzy narzuconej z północy.

Polentone ze zrozumiałych względów unika dyskusji historycznej. Woli wystawić terrone rachunek. W latach 1951–92 państwo, właśnie z podatków terronich, zainwestowało w południe 280 bln lirów (około 140 mld euro) z tak marnym skutkiem, że kasę zlikwidowano. W tej chwili podatnik z Lombardii robi prezent rodakowi na południu z 4 tys. euro rocznie. W regionie Veneto chodzi o 3200 euro. Na Sycylii, gdzie mieszka 8 proc. Włochów, pracuje aż 36 proc. całej włoskiej kadry kierowniczej opłacanej z budżetu. W Abruzji na tysiąc mieszkańców przypada 26 pracowników państwowych i nic nie działa, a w Lombardii, gdzie aparat państwa funkcjonuje jak w Niemczech, proporcja wynosi 3,5 urzędników na tysiąc mieszkańców. Na południu nakłady z budżetu na służbę zdrowia w przeliczeniu na głowę są minimalnie wyższe niż na północy. Ale koszt szpitalnego łóżka w obskurnym szpitalu w Neapolu jest o jedną trzecią wyższy niż w nowoczesnych klinikach Mediolanu. Trudno się dziwić, skoro marnotrawstwo środków w służbie zdrowia na południu wynosi 38 proc.

Gospodarka Penelopy

Splot historycznych wydarzeń, nie bez udziału mafii i zaniedbań państwa, doprowadził na południu do patologii społeczno-gospodarczej, która do złudzenia przypomina realny socjalizm. Państwo to łup do podziału, a przerośnięty aparat publiczny jest formą walki z bezrobociem. Wszędzie stoją niszczejące pomniki dzieł nieukończonych – fabryk, mostów, parkingów, centrów handlowych. Wszystko dlatego, że budowy ciągną się w nieskończoność, aż zabraknie środków. Z punktu widzenia terronich ukończenie inwestycji się nie opłaca, bo wtedy skończy się praca. Prof. Leon nazywa to „gospodarką Penelopy”. Mówiąc krótko, południe to kraina ogólnej niemożności, czarna dziura, w której giną pieniądze, a lokalne władze, ciągle wyciągające ręce po jałmużnę do Rzymu, zarządzają permanentnym kryzysem. Wymownym symbolem patologii południa stały się neapolitańskie śmieci, które musi wywozić wojsko i oddziały ochrony cywilnej.

Już pierwszy premier Królestwa Włoch hrabia Cavour za sprawą brygantów uważał południe za siedlisko bezprawia, a przy okazji zabobonu, które trzeba siłą ucywilizować. Zmarł w 1861 r. majacząc: „Muszę umyć neapolitańczyków”. Cesare Lambroso, słynny XIX-wieczny psychiatra i antropolog, z pomiaru czaszek poległych brygantów wysnuł wniosek, że większość mieszkańców południa to ofiary atawizmu tak psychicznego, jak fizycznego, czyli urodzeni bandyci. Dziś Umberto Bossi, szef Ligi Północnej, partnera koalicyjnego Ludu Wolności Silvio Berlusconiego, twierdzi, że to darmozjady, złodzieje i oszuści, na których północ powinna przestać łożyć. Ta retoryka, podbudowana hasłem, że w południe nie ma co inwestować, bo mieszkańcy nie posiadają żadnej kultury pracy, przynosi na północy ponad 20 proc. głosów, a w regionie Veneto aż 35 proc.

Mimo szykującej się wielkiej fety każdy Włoch, obojętnie fan czy wróg zjednoczenia Italii, zdaje sobie doskonale sprawę, że tak naprawdę nie udało się połączyć północy z południem. Tzw. problem południa, obecnie hasło encyklopedyczne, stanął we włoskim parlamencie po raz pierwszy 138 lat temu. Nie rozwiązano go do dziś. Żyje we włoskich głowach, wywołuje wiele chorych emocji i kłuje w oczy.

Polityka 11.2011 (2798) z dnia 11.03.2011; Świat; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Odmienni na jednej ziemi"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama