W przybrudzonym woreczku z grubego płótna grzechocą, jak kości, drewniane klocki do nauki arytmetyki. Własność Sary Wajsztejn, uczennicy klasy IV, wyszyte litery są wciąż wyraźne.
Woreczek odnalazł się po tym, gdy Marek Chmielewski z grupą przyjaciół wydał album archiwalnych zdjęć i dokumentów „Orla – historia zapisana obrazem”. W ludziach coś wtedy pękło. Zobaczyli swoich bliskich uwiecznionych, prawie nieśmiertelnych. Wcześniej nie zawsze chcieli pokazywać rodzinne zdjęcia, bo mogło się zdarzyć, że stryjecznego dziadka szucmana (z niem. Schutzmann – policjant, strażnik, wartownik) sfotografowano w opasce ze swastyką.
Po promocji książki orlanie zaczęli przeszukiwać kufry i strychy. Ktoś przyniósł szkolny pamiętnik Janki Bożymówny, 1937 r., klasa VII, ktoś XII księgę Tory, podarowaną Mosze Friedmanowi – jak wynika z dedykacji – w 1891 r., a potem uratowaną ze skupu makulatury.
– Nie ma takiego domu w Orli, żeby czegoś po Żydach nie było – mówi Marek Chmielewski. – Dokumenty oddane na przechowanie. Obrus, mebel, bo jak Żydów z getta wywieziono, to przecież szabrowali, co tu kryć. I te rzeczy zostały. Tylko menory posprzedawali, bo ceny na skupie metali kolorowych były mocno zachęcające.
Na samym końcu, po Torze i woreczku z pomocami arytmetycznymi, odnalazła się w Izraelu sama Sara, po mężu Awni. Ma 85 lat, jest jedną z dwóch ostatnich żyjących jeszcze orlańskich Żydówek. (W Stanach mieszka córka ostatniego rabina z Orli, Eva Brotman z domu Halpern, ale już nie daje się z nią rozmawiać, na szczęście są spisane jej wspomnienia). Marek Chmielewski pojechał do Hajfy nagrać opowieść Sary. Do Księgi Pamięci, pisanej przez gojów, którą chcą wydać w 2012 r.