Homo sapiens non urinat in ventum
Wybrałam się ze swoją niemiecką przyjaciółką na spacer po Amsterdamie. W okolicy Le Balie natknęłyśmy się na coś w rodzaju klasycystycznych arkad doczepionych do charakterystycznej siedemnastowiecznej architektury. Na transepcie, wyryty piękną czcionką, widniał następujący napis: „Homo sapiens non urinat in ventum”, co znaczy, że człowiek rozumny nie sika pod wiatr. Stałyśmy zdumione tą dewizą nad naszymi głowami. Przyjaciółka powiedziała, że gdyby zbudowano taki łuk w Niemczech, umieszczono by na nim pewnie coś z Goethego, jakiś mądry aforyzm. Ja nie miałam wątpliwości, że w Polsce pojawiłby się tam cytat z papieża. A tu był przed nami wyraz czystego holenderskiego pragmatyzmu.
Uznałyśmy, że – zdaje się – obie należymy do nacji, którym nie jest obce sikanie pod wiatr.
Ruch drogowy, Amsterdam
Przez okno obserwowałam dziwną scenkę. Oto policjant zachęca karną grupkę japońskich turystów do przejścia przez ulicę na czerwonym świetle. Przecież i tak nie jedzie na razie żaden samochód. Zdezorientowani Japończycy poddali się jego sugestiom i posłusznie, choć niepewni, przebiegli ulicę. Godzinę później na tym samym placu zatrzymały się czarne limuzyny królowej, która odwiedzała pobliski kościół. Limuzyny niefortunnie zablokowały tory tramwajowe, więc ze złością obtrąbił je zniecierpliwiony tramwaj.
Pomnik
Odsłonięcie pomnika prostytutki odbyło się w niedzielne słoneczne popołudnie tuż przy kościele Oude Kerk. Mała brązowa figurka kobiety opartej o latarnię ma przypominać ludziom o tym zawodzie, podobno najstarszym, a jednak wstydliwym i ignorowanym. Także o niewolnictwie kobiet, wykorzystywaniu seksualnym, demonizowaniu seksu albo bagatelizowaniu problemu. Ale sama uroczystość była radosna. Grała barwna orkiestra dęta, tłumnie stawiły się prostytutki obojga płci oraz przedstawicielki i przedstawiciele ich związku zawodowego. Przyszły też rodziny z dziećmi, ciekawscy, tacy jak ja, i trochę turystów. Rozdawano broszury o bezpiecznym seksie, także w formie bajek dla dzieci. Pod samym kościołem można się było nauczyć na specjalnym urządzeniu, jak właściwie nakłada się prezerwatywę.
W końcu uświetniająca całe to wydarzenie orkiestra dęta w swoim przemarszu wokół kościoła natknęła się na parę nowożeńców wychodzących właśnie po ślubnej ceremonii z Oude Kerk. Z równym zapałem, jak przedtem przygrywała sex-workerkom, kapela obdarowała teraz nowożeńców spontanicznym koncertem. Oba korowody na chwilę połączyły się i zmieszały.
Partia Zwierząt
W 2006 r. holenderska Partia Obrony Zwierząt zdobyła dwa miejsca w parlamencie i jest to jedyny taki przypadek w historii demokracji świata. Dzięki tym dwóm miejscom udało jej się w zeszłym roku uchwalić ustawę o zakazie hodowli zwierząt na futra. Zastanawiam się, czy moje praprawnuki będą miały okazję głosować kiedyś na taką partię w Polsce. Założywszy, że za te sto lat będzie jeszcze coś takiego jak Polska i coś takiego jak wybory.
Plica polonica
Moje dredy wzbudzają tu wiele sympatii, zwłaszcza wśród czarnych. Co rusz ktoś zaczepia mnie z uśmiechem i zagaduje, czy mam męża z Afryki. Z uśmiechem tłumaczę, że dredloki wcale nie są wynalazkiem rastamanów i Afrykanów. Powołuję się wtedy na pojęcie „kołtuna polskiego”, dokładnie opisanego w relacjach podróżników odwiedzających nasz kraj w siedemnastym wieku. Kołtun był wtedy zjawiskiem tak powszechnym, że wszędzie w Europie określano go łacińską nazwą plica polonica i kojarzono z Polską. W pewnym sensie możemy być dumni, że wprowadziliśmy ten rodzaj uczesania do Europy. Powinno się dodać plica polonica do listy naszych wynalazków obok nafty, pierogów i wódki.
Liczba mnoga
Pewien obcokrajowiec, który właśnie z zaparciem uczy się języka polskiego, pogratulował mi atencji, z jaką obdarzamy w naszym kraju zwierzęta, a zwłaszcza psy. Nie zrozumiałam go.
Wytłumaczył mi więc starannie, że przy polskich drogach stoją specjalne znaki drogowe z napisem „Piesi” i niczego takiego nie widział dotąd nigdzie na świecie. Swoją drogą nigdzie tyle psów nie biega wolno i bez opieki. I że to piękne i humanitarne, że ostrzega się kierowców, żeby uważali na psy; wiadomo, ile biednych zwierząt wpada pod koła samochodów każdego dnia. Do tej pory wydawało mu się, że jesteśmy nieczuli na prawa zwierząt, a wobec zwierząt domowych – wręcz nieodpowiedzialni. Jako przykład wskazuje mi los podwórkowych kotów, które obserwuje codziennie ze swojego akademika, albo psy na łańcuchu na polskiej wsi, co w jego kraju traktowane jest jak przestępstwo. Dlatego bardzo docenia ten drobny przełom w naszej mentalności i umieszczenie przy drogach tych znaków ostrzegawczych. Z żalem muszę mu wyjaśnić to nieporozumienie.
– Jak to? – oburza się. – Przecież liczbę mnogą od rzeczowników rodzaju męskiego tworzy się przez dodanie „i”, prawda? Ptak-ptaki, plik-pliki?
Gastrogeografia
Idąc kiedyś wygłodniała deptakiem w Zielonej Górze, zaczepiłam dwóch mężczyzn i zapytałam, gdzie tu w pobliżu można by zjeść niedrogi wegetariański dobry obiad. Dość mam już pierogów, którymi próbuje się w każdej knajpie zapchać usta jaroszom. Długo rozważali w myślach te oczekiwania, chyba było ich za dużo.
– Niedrogo… – powiedział pierwszy.
– Wegetariański… – powtarzał drugi, drapiąc się po brodzie.
W końcu popatrzyli na siebie zgodnie i ten pierwszy powiedział:
– Najbliżej to będzie w Berlinie.