Tekst został opublikowany w POLITYCE w lipcu 2013 roku.
Wojtek był dla Janka jak starszy brat, choć tak naprawdę nim nie był. Wojtek był synem z pierwszego małżeństwa Bogdana, a Janek – Grażyny. Po ślubie wszyscy mieli być jedną rodziną. Rekonstruowaną. Zawsze trudno taką skleić, ale Wojtek z Jankiem skleili się od razu.
Janek – początek gimnazjum, 13 lat. Wojtek – 24 lata, student, prestiżowy kierunek. Wprowadzał Janka w świat dorosłych. Studenckie wyjścia, starsi znajomi, imprezy. – Ma mentora. Z własnym ojcem nigdy nie układało mu się dobrze – tłumaczyła Bogdanowi Grażyna, szczęśliwa, że wreszcie zaczęło się to lepsze życie. A wieczorami, po studenckich spotkaniach, Wojtek tłumaczył Jankowi, że gdy dwóch mężczyzn się dotyka, to jest coś szczególnego. Że jak się całują, to są wyjątkowi. Janek mężczyzną jeszcze nie był. Raczej wiotki, zarost rzadki, głos wchodzący w wysokie tony. Chłopięcy. Właśnie taki Wojtkowi się podobał. Tyle że Janek zaczynał mieć wątpliwości. Przez te dwa lata w szkole dużo się zmieniło. Koledzy za rękę z pierwszymi dziewczynami, na korytarzu i w klasie wyśmiewali pedałów. Janek nie przyznał się w rodzinie, że ma wątpliwości, ale przyznał się nauczycielowi. Po Wojtka pewnego dnia przyjechała policja.
Etap szczególnie niebezpieczny
Większość osób o historii Wojtka i Janka powiedziałaby, że to homoseksualizm, a oprócz tego – pedofilia. I o ile pierwszy termin się zgadza, drugi już nie do końca. – Mamy tendencję, aby każdy przypadek wykorzystania seksualnego dziecka przez dorosłego nazywać pedofilią. Tymczasem znaczna część z nich to tak naprawdę przykłady efebofilii – mówi prof. Maria Beisert, kierownik Pracowni Seksuologii Społecznej i Klinicznej Instytutu Psychologii UAM w Poznaniu.
Dla młodzieży ten etap stał się szczególnie niebezpieczny – bo właśnie dojrzewający to grupa najbardziej obecnie narażona na wykorzystanie seksualne. – Z badań nad sprawcami i ofiarami wykorzystania seksualnego, które prowadzę od 2005 r., wynika, że najbardziej zagrożone są dzieci od 13 roku życia. Trzykrotnie bardziej niż na przykład pięciolatki – dodaje prof. Maria Beisert.
Głośna medialnie sprawa byłego dyrygenta chóru Polskie Słowiki Wojciecha Kroloppa była właśnie przypadkiem efebofilii. W 2010 r. skazany przedstawiał przed sądem opinię z poradni seksuologicznej, która miała pomóc mu otrzymać zwolnienie warunkowe z odbywania kary za wykorzystanie seksualne dwóch chórzystów. Opinia stwierdzała, że pacjent nie jest pedofilem, ale efebofilem, zawsze miał kontakty seksualne z 17-latkami, oraz że nie zagraża innym ludziom. Sąd nie wziął tej opinii pod uwagę.
Podobnie – to właśnie efebofilia, a nie pedofilia, jest głównym problemem nadużyć seksualnych w Kościele katolickim. – Badania amerykańskie z 2004 r., najlepsze na ten temat, mówią jasno – 80 proc. ofiar wykorzystania seksualnego przez księży to dzieci między 11 a 17 rokiem życia, w większości chłopcy – mówi ks. Jacek Prusak, jezuita, psychoterapeuta.
Mimo że efebofilia wiąże się z późniejszym okresem rozwoju dziecka, nie znaczy to, że skutki takiego kontaktu są mniej szkodliwe. – Fizycznie nastolatek jest bardziej przygotowany na stosunek seksualny, jednak okres wczesnego dojrzewania to dla jego psychiki newralgiczny moment i taki czyn może pozostawić trwałe ślady – tłumaczy prof. Beisert.
Te konsekwencje mogą być poważne. Zaburzenie samooceny, poczucia tożsamości, wycofanie z dalszego życia seksualnego lub skłonność do zachowań ryzykownych. Zaburzenie orientacji seksualnej lub zmiana ofiary w przyszłego sprawcę – najczęściej u chłopców. Depresja lub syndrom wiecznej ofiary – częściej u dziewczynek.
A prócz tego jeszcze inne zagrożenie. To, co nie wchodzi w grę w przypadku sześciolatki, jest już możliwe u 14-latki: ciąża. W 2011 r. matkami zostało 311 dziewczynek poniżej 15 roku życia. Poniżej 17 roku życia – było ich prawie 4 tysiące. Dziewczyny 18-letnie i młodsze z zasady nie mają dostępu do antykoncepcji farmakologicznej, chyba że za zgodą rodziców oraz na ich prośbę.
Dojrzewające ciało to dziś masowy marketingowy afrodyzjak. Już nie tabu. Gdy w 2011 r. we francuskiej edycji magazynu „Vogue” małe dziewczynki wystąpiły w butach na szpilkach, z mocnymi makijażami i pomalowanymi paznokciami, usadzone w erotyzujących pozach, zagotował się cały medialny i internetowy świat. Protestowano masowo, że to nadużycie. Ale 13-, 14-letnie modelki to norma. Nikogo nie dziwią. Podobnie jak erotycznie podani efemeryczni młodzi chłopcy.
Kultura tworzy normy. – Pamiętam, jak kilka lat temu badałam przypadek dziewięciolatek, które w krzakach przy szkole udawały taniec na rurze. Czy one były świadome znaczenia tego, co robią? Na pewno nie, ale jednak to robiły – mówi Jolanta Zmarzlik, ekspertka Fundacji Dzieci Niczyje, zajmująca się ochroną dzieci przed przemocą seksualną. I pyta retorycznie: czy galerianka rzeczywiście postępuje świadomie, czy jednak pod wpływem silnej presji na modne ciuchy i gadżety, którą wytwarza współczesna kultura i rówieśnicy?
To sprzężenie zwrotne – nastolatki wystawiają swoją seksualność na sprzedaż, media kreują je na obiekty seksualne, co sprzyja useksualnianiu widzenia dzieci, nakręcaniu zjawiska popytu na nastoletni seks ze strony dorosłych, zwykle mężczyzn.
Zupełnie różne osoby
Inny efekt poboczny jest taki, że nastolatkom nie przychodzi do głowy, że mogą być pod ochroną. Że ich seksualność to nie atrybut rynkowy, coś, co mogą dać na wymianę. Nie są więc w stanie bronić się przed nadużyciem.
Prawo też w pełni ich nie chroni. Jakikolwiek kontakt seksualny z małoletnim do 15 roku życia podpada pod artykuł 200 k.k. Jednak już kogoś, kto ma 15 lat i pięć dni, chronią jedynie bardziej zawężone artykuły od 197 do 199 – o gwałcie, wykorzystaniu upośledzenia, biedy albo doprowadzeniu do czynności seksualnej ze względu na korzyści. A co, jeśli to nastolatki myślą, że odniosły korzyść?
A najczęściej tak właśnie myślą. Pedofil i efebofil to zupełnie różne osoby. Niedojrzałe emocjonalnie, niedostosowane społecznie, szukające zastępczych relacji – ale na różne sposoby. Pedofil tłumaczy sobie, że to, co robi, sprawia dziecku przyjemność, nie czyni mu krzywdy. Efebofil z kolei nie ma w ogóle poczucia, że kontaktuje się z dzieckiem, tylko raczej z młodym dorosłym.– Różnica leży głównie w nawykach i przystosowaniu społecznym. Efebofile wykorzystują słabsze położenie swojej ofiary, jej zależność, bazują na swoim autorytecie. Są czuli akurat na objawy dojrzewania – niewinność, delikatność – tłumaczy prof. Maria Beisert.
Robert poznał Kamilę na miejskim festynie. Podeszła do stoiska Roberta i przyglądała się kolorowym breloczkom i długopisom. Wstyd przyznać, że nie ma się pieniędzy. Więc wpatrywała się długo i mocno, aż w końcu dał jej ten jeden długopis. I powiedział, że może coś dostać, jeśli spotkają się jeszcze raz. Więc spotykali się. Robert – 41 lat. Kamila – 13. Ale wyglądała na starszą. Mówiła, że jest pełnoletnia. To wystarczało Robertowi. Przecież nawet jego żona miała 16 lat, gdy brali ślub – sąd wyraził zgodę.
Robert nie miał poczucia, że to nierówna relacja. Kamila powtarzała klasy, w domu nikt nie pilnował szkoły – dopiero Robert pilnował. I żeby miała w co się ubrać, i zjadła coś dobrego. Też uważał, że to ona korzysta na tej relacji. A Kamila myślała, że to właśnie jest związek. Więc również opiekowała się Robertem, jak umiała. Przez półtora roku. Żona Roberta nic nie wiedziała. Przecież nie musiała – tyle osób żyje w związkach pozamałżeńskich i nikt nie idzie za to do więzienia.
Ale za to, że 14-latka zaszła w ciążę, Robert dowiedział się, że się idzie. Wyszło przypadkiem, pojawiło się krwawienie, Kamila sama pojechała do szpitala. Przed sądem Robert tłumaczył, że przecież intencje miał dobre.
Efebofilia nie uwzględniona
Dobre intencje, troska o ofiarę, jej zgoda albo przynajmniej brak sprzeciwu – to częste tłumaczenia, których używają efebofile przed sądem albo podczas terapii. I najważniejszy argument – przecież to już nie małe dziecko, więc nie jestem pedofilem.
Tymczasem na światowych kongresach seksuologicznych od kilku lat podnoszona jest kwestia włączenia efebofilii do klasyfikacji zaburzeń psychicznych. Mogłoby się to stać jeszcze przed 2015 r. Dziś w klasyfikacji zaburzeń psychicznych ICD-10, która obowiązuje lekarzy w Polsce, pedofilia określona jest jasno – skłonność do aktywności seksualnej z dzieckiem w wieku przed pokwitaniem, czyli około 12 roku życia. Efebofilia w ogóle nie jest uwzględniona.
Jednak nawet wpisanie efebofilii na listę zaburzeń nie zmieni faktu, że prawo relacji intymnych z 15-latką nie zabrania. I zabraniać nie będzie, ponieważ gdzieś trzeba wytyczyć granicę. Mimo że – jak podkreślają specjaliści – młodzież wchodzi w życie coraz mniej społecznie wyrobiona, coraz bardziej bezradna, coraz mniej samodzielna – nawet jeśli fizycznie coraz lepiej rozwinięta. A więc coraz bardziej podatna na wykorzystanie.
Niezależnie od stanu prawa specjaliści podkreślają, że ludzie ze skłonnością do efebofilii powinni być objęci pomocą. Leczeniem terapeutycznym. Na razie, paradoksalnie, dostępnym głównie w zakładach karnych – dla skazanych za pedofilię.
Jedną z osób, które poddały się terapii, jest Robert, ten, który uwiódł Kamilę. Jego terapia indywidualna trwała trzy lata. Musiał nauczyć się, że tylko dorosły może sam decydować o sobie, a seks jest dopuszczalny między równymi partnerami. Terapia Wojtka, tego, który wykorzystał seksualnie Janka (nazywając to szczególną, bliską relacją), trwała sześć lat. Prowadził ją po odbyciu kary dwóch lat więzienia z art. 200 k.k. Dla dobra rodzinnych relacji musiał wyprowadzić się z domu.