Tekst został opublikowany w POLITYCE w kwietniu 2013 roku.
Polki znalazły się w demograficznej ariergardzie. Nie chcą dzieci, a właściwie nie chcą tyle, ile by naprawdę chciały. Bo w deklaracjach marzą o dwójce. A w praktyce wychodzi 1,34 dziecka na kobietę. 208 miejsce na 220 krajów w tzw. wskaźniku dzietności. Młode matki na pytanie, dlaczego nie planują dzieci poza swoim jedynakiem, odpowiadają (ponad 80 proc. w świeżym, marcowym badaniu CBOS): bo już mam.
Nastąpiła taka faza w życiu współczesnych społeczeństw Zachodu, że dzietność jest życiową przeszkodą – konstatuje Irena Wójcicka, prawa ręka prezydenta od spraw społecznych. Marzy o dojściu Polski choćby do wskaźnika 1,5, bo o duńskim obecnym 2,1 myśleć – wobec twardych danych demograficznych – byłoby absurdem. Dotrzeć choćby do brytyjskiego 1,91, holenderskiego 1,78, szwedzkiego 1,67.
Dlaczego Polki uważają dzieci za przeszkodę nie do pokonania? We wspomnianym sondażu CBOS kobiety, oczywiście, uskarżały się na brak żłobków i przedszkoli oraz bardzo kosztowną opiekę prywatną (68 proc. odpowiedzi). Oczywiście – na trudności w pogodzeniu ról zawodowych i macierzyńskich: co trzecia kobieta zrezygnowała z pracy po urodzeniu, a co dziesiątą po prostu po macierzyńskim zwolniono. Nie przeszkadza natomiast w posiadaniu dzieci ani wykształcenie (te z wyższym chcą nawet rodzić więcej), ani życie w wielkim mieście. Pojawiła się też w wynikach tego sondażu bardzo interesująca koincydencja: zapytano kobiety, czy przy wychowywaniu dzieci mogą liczyć na pomoc partnera. Te, które odpowiedziały „tak”, aż trzy razy częściej od pozostałych zapewniły, że chcą i planują dziecko.
Z badań SGH (program Famwell, dotyczący kondycji polskiej rodziny) wynika, że aż połowa bezdzietnych młodych Polek nie spotkała dotychczas nikogo, z kim mogłaby planować obiecujący, dzieciodajny związek.