Omotana przez Szmatana
Omotana przez Szmatana. Europejki pokochały chusty do noszenia Chuściochów
Najpierw jest komunikat od producenta Szmat. Na Twitterze albo Facebooku. Konkret: tego a tego dnia, o tej i o tej godzinie, pojawi się nowa limitowana Szmata. Z lnem, konopiami albo jedwabiem. Zupełnie nowy wzór albo coś klasycznego w nowej odsłonie. Ponieważ dla rzesz Matek od Chust komunikat o limicie jest jak imperatyw, już pięć minut przed wskazaną godziną zasiadają przy komputerach.
Podczas gdy pęcznieje postawiona na gazie jaglanka, Matki jedną ręką odświeżają stronę producenta, drugą wypuszczają kolejne posty na chustowe forum, trzecią prowadzą skajpową konwersację z zaprzyjaźnionymi Matkami od Pieluch Wielorazowych. Klik. „Już się sprzedała?” – pyta Matka od Chust na forum. „W 30 sekund? Niemożliwe!” – odpowiadają inne Matki. Klik. Drętwieje nadgarstek. Klik. Budzi się Chuścioch, który przewinięty, nakarmiony i zamotany przez Matkę w plecak prosty, usnął dokładnie kwadrans wcześniej. Klik. Dzwoni telefon. Klik-klik-klik, Matka zarzuca sobie chustę na głowę i udaje, że jej nie ma. Klik, nareszcie! Pięć minut po czasie na stronie producenta pojawia się kwadracik ze wzorem, który po kliknięciu rozwija się w pełnowymiarowe zdjęcie. Decyzja jest błyskawiczna, zapłata w dobie Paypala trwa kilka sekund. Na ostatnim wydechu Matka od Chust wrzuca jeszcze na forum informację: „Biorę!”, i dołącza do niej emotikon z papierową torbą na głowie.
Tymczasem na stronie producenta nie ma już śladu po Szmacie, a w skrzynce pocztowej Matki pojawia się mejl zwrotny z Paypala, z potwierdzeniem zapłaty 99 euro na rzecz firmy Didymos Gmbh. Uff. Wreszcie można się zająć zniecierpliwionym Chuściochem. Oddzwonić do męża i łagodnie poinformować go o dokonaniu kolejnego zakupu (choć jest frakcja chustomatek, która radzi nie informować).