Na swoim blogu Krzysztof Baranowski odnotował 11 stycznia 2011 r. wejście żaglowca „Chopin” na dok stoczni w Falmouth, czyli początek remontu. Armator statku koszt szacuje na 158 tys. funtów (ponad 700 tys. zł) i zakłada, że naprawa potrwa 8 tygodni. Kilka dni wcześniej Małgorzata Wirtek, przedstawicielka armatora, Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji (z siedzibą w Warszawie), zadeklarowała, że szkoła remont sfinansuje. Przynajmniej na razie, dopóki nie wyjaśni się sprawa z PZU, który wypłaty odszkodowania wstępnie odmówił.
Na swojej stronie Krzysztof Baranowski obiecuje: „Po tym czasie gimnazjaliści będą mogli wrócić na żaglowiec”. Zapowiada jednak, że tylko po to, by przyprowadzić go do Szczecina. Za Atlantyk popłyną prawdopodobnie dopiero jesienią. – Krzysztof miał pecha i bardzo mi go żal. Bo idea wspaniała – mówi Grażyna Murawska, emerytowana dziennikarka, od pół wieku pisząca o żeglarstwie i żegludze. Rejs żaglowca miał być wielkim powrotem Krzysztofa Baranowskiego, który nie chce się zadowolić rolą legendy. I którego bujny życiorys jest z tym statkiem wyjątkowo silnie związany.
Gwiazda z misją
„Dziennik pokładowy” – blog na prywatnej stronie internetowej Krzysztofa Baranowskiego – otwiera lakoniczne zdanie pod datą 31 maja 2009 r.: „Najwyższa pora coś zmienić”. A następnego dnia: „To tak, jakbym zaczynał nowe życie. Uruchamiam SZKOŁĘ POD ŻAGLAMI w nowym wcieleniu”. 25 czerwca 2009 r. idea zaczęła nabierać kształtów: „Projekt nazywa się Dookoła świata za pomocną dłoń i jest przeznaczony dla 14-latków, czyli uczniów I klasy gimnazjum. Za rok mają szansę popłynąć ze mną (lub z innym kapitanem) w daleki rejs. Wstępny warunek eliminacji – pomoc niesiona innym”.