Akt ślubu jest swego rodzaju polisą ubezpieczeniową. Nie tylko dla współmałżonków, ale także dla państwa. Za związane z nim obecne przywileje (na przykład możliwość wspólnego opodatkowania dochodów osobistych, co jest bardzo korzystne, gdy jedna ze stron nie pracuje lub bardzo mało zarabia) państwo oczekuje od nas swoistego rewanżu – m.in. odpowiedzialności finansowej małżonków za ewentualne niepowodzenia tego drugiego. Za długi męża przedsiębiorcy odpowiada więc także niepracująca żona. W razie kłopotów komornik ma prawo zająć ich wspólny majątek. – Oczywiście strony mogą się zdecydować na rozdzielność majątkową, ale wtedy tracą prawo do wspólnego opodatkowania – mówi dr Irena Ożóg, doradca podatkowy.
Z projektu ustawy o związkach partnerskich wynika, że związek może otrzymać przywileje do tej pory adresowane do małżeństw, unikając związanej z nimi odpowiedzialności. Wystarczy skorzystać z furtki, jaką otwiera zapis „chyba że partnerzy postanowią inaczej”. Czyli – ze wspólnego opodatkowania korzystamy, ale za długi drugiego nie odpowiadamy. Bierzemy ze związku tylko to, co finansowo korzystne, unikając ponoszenia jakiegokolwiek ryzyka. Z tego punktu widzenia małżeństwo mogłoby więc być gorszą formą bycia razem. Prawo by je dyskryminowało.
Łatwość zawarcia i rozwiązania związku stwarzałaby sporo pokus. (Unieważnienie związku partnerskiego, w przeciwieństwie do rozwodu, zgodnie z projektem ustawy, byłoby o wiele mniej kłopotliwe. Wystarczyłoby oświadczenie jednej ze stron, aby po pół roku związek z mocy prawa był już nieważny). Oto zatem ktoś wynajmuje mieszkanie. Właściciel od osiąganego dochodu powinien zapłacić podatek. Wkalkulowuje go więc w cenę, wynajmujący musi się z tym liczyć, że podatek podniesie wysokość czynszu. Najbliższej rodzinie można swojego mieszkania użyczać za darmo, wtedy podatek się nie należy. Rejestrując związek partnerski z osobą wynajmującą w obliczu prawa uczynilibyśmy ją najbliższą. I jest sposób zaoszczędzenia na podatku.
Kiedy w podobny układ weszłyby osoby prowadzące działalność gospodarczą, suma potencjalnych oszczędności gwałtownie by urosła. – Przedmiotem umowy może być przecież także sprzedaż auta, maszyn czy nawet całej firmy – zauważa dr Ożóg. Transakcja z członkiem najbliższej rodziny opodatkowaniu nie podlega, a partner byłby osobą najbliższą w sensie prawnym. Sprzedający uniknie więc konieczności zapłacenia 19-proc. podatku, partner stanie się współwłaścicielem jak obecny współmałżonek. Rozliczą się pod stołem. Po pół roku – rozstanie. Oczywiście taka transakcja może okazać się ryzykowna, gdy któraś ze stron zawiedzie zaufanie.
Zalegalizowanie fikcyjnego związku może więc przynieść korzyści, za to uprawomocnienie tego jak najbardziej autentycznego może być nieopłacalne. Na przykład wtedy, gdy któraś ze stron, a tym bardziej obie, mają małoletnie dzieci. Obecnie każda z nich, jako rodzic samotnie wychowujący dziecko, korzysta z możliwości wspólnego z nim opodatkowania. To spora ulga. Zwłaszcza gdy rodzic nieźle zarabia. Jego dochody dzieli się bowiem na dwa (w przypadku gdy liczba dzieci jest większa, to na więcej), dwukrotnie odejmuje kwotę wolną od podatku (obecnie 3090 zł), dopiero wtedy oblicza podatek i mnoży przez dwa. Przy wysokich dochodach gwałtownie oddala się perspektywa przekroczenia drugiego progu podatkowego.
Zawarcie związku partnerskiego, podobnie jak zawarcie małżeństwa, pozbawiałoby możliwości korzystania z tego przywileju. Tak jak obecnie wiele faktycznych rodzin rezygnuje tylko z tego powodu z zawarcia małżeństwa, tak zapewne podobnie postąpią ci, którzy myślą o związku partnerskim. Nie opłaci się.
Na pokusę rejestrowania „związków z furtką”, gdy można zagwarantować sobie przywileje, a uniknąć zobowiązań, wystawieni byliby ludzie młodzi, którzy jeszcze rodzin nie założyli, ale także starzy, już nie do pary, gdy jedno zdążyło odejść, a drugie kiepsko sobie radzi w pojedynkę. Finansowa przyszłość kolejnych pokoleń emerytów rysuje się mocno niepewnie. Będzie przybywać ludzi, którzy przez całe swoje zawodowe życie nie zdołają zaoszczędzić na chudą emeryturę. Takie osoby staną się naturalnymi kandydatami do zawierania związków z osobami, które taką emeryturę zdołały wypracować. Po ewentualnej śmierci partnera byłaby gwarancja otrzymania renty rodzinnej.
Autorzy projektu ustawy o związkach partnerskich nie potrafią oszacować jej skutków finansowych dla budżetu. To zależy od pomysłowości i kreatywności obywateli. W tej kwestii jesteśmy naprawdę pomysłowi, związki mogłyby więc okazać się bardzo kosztowne.
W cyklu o związkach partnerskich do tej pory ukazały się: „Pary po nowemu” (POLITYKA 25), rozmowa z ministrem Bartoszem Arłukowiczem (POLITYKA 26), „A teściowa?” (POLITYKA 27), „W związku z dzieckiem” (POLITYKA 28).
Ustawa o związkach partnerskich miała stać się ważnym elementem kampanii wyborczej nie tylko dla firmującego ją SLD, ale też PO. Jednak nawet jeśli zajmą się nią komisje sejmowe, z pewnością nie będzie ona przedmiotem przesądzającego głosowania w tej kadencji parlamentu. Potwierdził to w telewizyjnej rozmowie Tomasz Tomczykiewicz, szef klubu PO. Zwłokę argumentował i brakiem czasu, i niedopracowaniem projektu, co miał pewnie na myśli, mówiąc, że jest on „napisany po łebkach”. Zapowiedział, że w klubie odbędzie się w tej sprawie bardzo gorąca dyskusja. Z całą pewnością – nie tylko w tym klubie i nie tylko wśród parlamentarzystów.