Ma on na myśli wielki wybuch na Słońcu, mogący już za trzy lata spowodować zaburzenia pola elektrycznego Ziemi. Istnieje obawa, że w wyniku zaburzeń padnie międzynarodowa sieć energetyczna i „prądu może zabraknąć na długi czas na znacznej części północnej półkuli”. Jak twierdzi profesor, „byłby to ogromny cios dla naszej cywilizacji – masowe zgony, głód i rozprężenie społeczne”.
Chodzi m.in. o tzw. zdarzenie Carringtona, przed którym w dzienniku „Polska The Times” ostrzega, nie kryjąc zresztą zdenerwowania, pewien profesor klimatolog.
Wygląda zresztą na to, że do pewnego rozprężenia już niestety doszło, gdyż zdaniem profesora na nadejście zdarzenia Carringtona nie jesteśmy w Polsce w ogóle przygotowani. Świadczy o tym choćby jego wykład na zjeździe elektryków polskich, po którym z sali nie padło nawet jedno pytanie do prelegenta. Tak dziwne zachowanie polskich elektryków można tłumaczyć tylko brakiem wyobraźni, niedouczeniem lub zwykłą obojętnością.
Nie po raz pierwszy środowiska fachowców, odpowiedzialnych za bezpieczne funkcjonowanie kraju, w obliczu nadchodzącej katastrofy chowają głowę w piasek albo – jak pokazała ostatnia powódź – zwalają wszystko na bobry. Być może fachowcy ci sądzą, że jako elektrycy przetrwają, bo sami się jakoś oświetlą. Niestety, my będziemy zmuszeni miesiącami siedzieć po ciemku, nie mogąc nawet obejrzeć bezpośrednich relacji telewizyjnych z miejsc najbardziej dotkniętych ciemnością.
Zdarzenie Carringtona to zresztą niejedyne realne zagrożenie. Otóż z prognoz profesora wynika, że z powodu bardzo niskiej obecnie aktywności Słońca do 2050 r. możemy oczekiwać dramatycznego ochłodzenia klimatu. Tak niska aktywność miała ostatnio miejsce na przełomie XVIII i XIX w., kiedy na Słońcu niemal nie było plam. Szczególnie trudne było czterdziestolecie obejmujące m.in. marsz Napoleona na Moskwę, który wiadomo jak się skończył.
Czy obecny brak plam na Słońcu nie przeszkodzi niektórym kandydatom w marszu do Pałacu Prezydenckiego? Już słychać opinie, że brak ten jest odpowiedzialny za dużą liczbę wpadek kandydata PO i za podejrzaną przemianę prezesa Kaczyńskiego. Niedobory Słońca mogą również tłumaczyć dziwne zachowanie kandydata SLD, który przed fabryką Fiata w Tychach o 6.00 rano zaczepiał robotników, próbując wręczyć im siatkę jabłek.
Zapytany, czy możemy liczyć na jakieś ocieplenie, profesor pozostaje sceptyczny i przypomina, że jedno ocieplenie było już tysiąc lat temu, kiedy powstawało państwo polskie. „Misjonarze i zakonnicy, którzy przyjeżdżali z Belgii, przywozili sadzonki wysokiej klasy winogron, a my produkowaliśmy świetne wina. W tym czasie wikingowie osiedlili się na Grenlandii, siali tam pszenicę i zakładali sady jabłoniowe”.
Ciekawe, komu to przeszkadzało?