Nasza pierwsza piramida
Najpierw był Lech Grobelny. Historia polskich piramid finansowych
Marcin P., błyskotliwy młodzieniec firmujący Amber Gold, prawie do końca krył się w cieniu. „Prezes nie pokazuje twarzy” – pisały gazety. Był anonimowy. Lech Grobelny, kiedy w 1989 r. tworzył Bezpieczną Kasę Oszczędności, reklamował ją osobiście. Pełno go było w gazetach i programach telewizyjnych. Do BKO Grobelnego pieniądze przyniosło około 7,5 tys. klientów. Do Amber Gold, jak się wstępnie szacuje, około 7 tys. Grobelny ściągnął z rynku 3,2 mln zł (licząc wedle tamtejszych nominałów było to 32 mld). Marcin P. – przynajmniej 112 mln zł (tyle dopominają się już jego klienci).
Dwa wnioski. W Polsce liczba chętnych do cudownego pomnażania gotówki mimo upływu 23 lat nie zmieniła się. I drugi, na swój sposób optymistyczny: stopa życiowa Polaków wzrosła w tym czasie niebotycznie. Taka sama grupa ciułaczy w 2012 r. zgromadziła (jeśli nie uwzględniać inflacji) 30 razy więcej oszczędności niż w czasie cudu Grobelnego. Straciła też 30 razy więcej.
Niebezpieczna Kasa Oszczędności
Jest 1989 r. – w studiu telewizyjnym Lech Grobelny dyskutuje z prezesem PKO BP Marianem Krzakiem. Nie da się wypłacać 250 proc. odsetek od wkładu – tłumaczy prezes. Da się! Ja wypłacę! – buńczucznie oznajmia Grobelny. Ma prezesa na deskach.
Jakim cudem ludność uwierzyła nie prezesowi wielkiego państwowego banku, a niechlujnie ubranemu, otyłemu i spoconemu facetowi, którego, poza najbliższym otoczeniem, nikt wtedy nie znał? Eksperci od psychologii i socjologii nie umieli wyjaśnić. Ale ludzie uwierzyli!
Grobelny był niebywale bezczelny, co w połączeniu ze zmysłem do biznesu stworzyło geniusza prywatnej bankowości okresu przełomu. BKO nie była, rzecz jasna, bankiem, nie przyjmowała lokat. Patent był inny, całkiem prosty.