Sprawą kłopotów Urzędowskiego zajmuje się już prokuratura. Chodzi o 37 mln zł, które – zdaniem Centrali Zaopatrzenia Hutnictwa (CZH) – jest jej winna firma Janusz Urzędowski spółka z o.o. Właściciel firmy, czyli Urzędowski osobiście, uważa, że taki dług nigdy nie powstał, a trzyletnia współpraca była fikcją. Obie firmy są spore, więc starcie ma swoją finansową wagę. Oczywiście wszystkie zobowiązania i płatności były dokumentowane przez banki, więc ustalenie faktów nie powinno być dla sądu szczególnie kłopotliwe. Pikanterii sprawie dodaje jednak to, że były prezes, prawnik Andrzej Urbański, nie chce na ten temat mówić, co może wydać się okolicznością obciążającą. W każdym razie ze złotego interesu, który kwitł przez trzy lata, zrobiła się sensacyjna powieść.
Janusz Urzędowski, wiek 50 plus. Twierdzi, że kocha drewno i że okna chciał robić od zawsze. Dlatego, studiując budownictwo na Politechnice Wrocławskiej, wcześniej zdobył papiery czeladnicze, a potem mistrzowskie, umożliwiające mu uruchomienie warsztatu w garażu u babci w Henrykowie koło Ziębic na Dolnym Śląsku. W 1989 r., jako właściciel spółki cywilnej, mógł się już nazywać biznesmenem.
Stopniowo jego okna stają się w kraju znane z dobrej jakości. Rozwijając produkcję Urzędowski stawia na dąb i inne szlachetne gatunki drewna. Po wejściu do Unii budownictwo rozwija się dynamicznie, rynek potrzebuje coraz więcej stolarki budowlanej. W 2006 r. Urzędowski przekształca więc spółkę cywilną w Janusz Urzędowski sp. z o.o. Jego wspólnikiem, dysponującym 20 proc. udziałów, staje się Andrzej Urbański. Obejmuje funkcję prezesa i odpowiada za zarządzanie firmą. Urzędowski zajmuje się produkcją, ma do wspólnika pełne zaufanie. Dziś tego żałuje.
Na początku 2007 r. Urzędowski z Urbańskim zjawiają się w CZH w Katowicach. Centrala Zaopatrzenia Hutnictwa to firma państwowa, której właścicielem jest Agencja Rozwoju Przemysłu. Zajmuje się factoringiem odwróconym. – Kopalnia albo huta potrzebuje na przykład maszyn – wyjaśnia Paweł Podsiadło, obecny prezes CZH. – Nikt ich jej nie sprzeda, gdyż boi się, że bardzo długo będzie czekać na pieniądze. Więc te maszyny najpierw kupuje centrala, a potem sprzedaje je kopalni. Za ryzyko i czas oczekiwania dolicza sobie stosowną prowizję. Propozycja firmy Janusz Urzędowski spółka z o.o. polegała na tym, by potraktować ją podobnie jak kopalnie. Janusz Urzędowski twierdzi, że jego firma pomocy CZH nie potrzebowała. Ale współpracę nawiązano.
Centrala kupowała mahoń oraz wszelkie inne surowce na okna i przekazywała je firmie Urzędowskiego. Ta produkowała z nich stolarkę i sprzedawała w ogólnokrajowej sieci współpracujących z nią dilerów. Po otrzymaniu zapłaty rozliczała się z CZH. Do rachunku centrala doliczała sobie 8 proc. kwartalnie.
Prezes odszedł, faktury wyparowały
Wszystko układało się bez zgrzytów do 27 kwietnia 2010 r. – Tego dnia dymisję złożył prezes Andrzej Urbański – wylicza prezes Podsiadło z CZH. W wersji Urzędowskiego – uciekł, gdy właściciel postanowił dokładnie przeczytać sprawozdanie finansowe, bo zaczął podejrzewać przekręt. Wkrótce potem okazało się, że wyparowała cała księgowość. Urzędowski, który objął po wspólniku funkcję prezesa, tłumaczył, że stało się to przy modernizacji systemu informatycznego. W każdej firmie wszystkie dokumenty są archiwizowane i tego typu zdarzenia nie stanowią wielkiego nieszczęścia; w ciągu kilku dni wszystko można odtworzyć. Urzędowski jednak tego nie zrobił.
W każdym razie Urzędowski spółka z o.o. przestała regulować swoje zobowiązania wobec CZH. W kwietniu, według Centrali, należało jej się już ponad 33 mln zł. Od maja trwają rozmowy z Januszem Urzędowskim, jak restrukturyzować dług i co zrobić, żeby firma była w stanie go spłacić. Strony uzgadniają, że dostęp do wszelkich dokumentów finansowych firmy Urzędowski sp. z o.o. będzie miał przedstawiciel CZH Marcin Guryniuk i dokładnie rozpozna wszelkie problemy firmy, które doprowadziły do fatalnej sytuacji finansowej.
Według Guryniuka głównym winowajcą okazał się kryzys: jeszcze w 2008 r. Urzędowski sp. z o.o. sprzedał okna, drzwi i podłogi za łączną sumę 93 mln 52 tys. zł. W następnym roku sprzedaż spadła do 75 mln zł, a w połowie obecnego do kasy wpłynęło już tylko 27 mln zł. Kilkumilionowy deficyt, jaki pojawił się w pierwszym kwartale, szybko rósł. Niewypałem okazał się eksport do firmy holenderskiej, na czym Urzędowski miał zarobić 4 mln euro. Guryniuk dowiedział się, że dostawa została zareklamowana, ale w dokumentach śladu tej transakcji nie znalazł.
Firma Urzędowskiego nie była jedyną ofiarą kryzysu. Zbigniew Bachman, szef Izby Przemysłowo-Handlowej Materiałów Budowlanych, zapewnia, że mocno po kieszeni dostała cała branża (firmę Urzędowskiego zalicza do pierwszej rynkowej trójki). Paweł Podsiadło przyznaje, że Janusz Urzędowski potrafi robić świetne okna, ale o jego kompetencjach zarządzania firmą ma zdanie jak najgorsze.
Dlaczego więc CZH związała się z tak marnym partnerem? – Firmą nie zarządzał Urzędowski, tylko Urbański, który był dobrym prezesem – tłumaczy Podsiadło. Coroczne audyty biegłych nie wspominały o żadnych zagrożeniach. Jeszcze w 2009 r. firma osiągnęła zysk. Kolejny argument – żadnego zagrożenia nie widziały także banki. Przez ostatnie trzy lata Urzędowski sporo w swoją firmę zainwestował. Dziś jest to nowoczesna fabryka, zatrudniająca około 400 osób. Stał się dla banków wiarygodnym klientem, choć w sumie jest im winien 32 mln zł. Ostatni kredyt otrzymał jeszcze w marcu 2010 r.
W lipcu 2010 r. czarne BMW Janusza Urzędowskiego znów wjeżdża na dziedziniec CZH w Katowicach. Na kolejną rozmowę dłużnika z wierzycielem. Grono jest ośmioosobowe, po cztery osoby z każdej ze stron. Nagranie zostało utrwalone, stanie się zapewne jednym z dowodów w sądzie. Z rozmowy wynika, że Janusz Urzędowski winą za niepowodzenia firmy obarcza wspólnika. Jest zrozpaczony, bo mu zaufał, a ten zniszczył dorobek 20 lat pracy. Nie neguje zadłużenia firmy, zapewnia, że zrobi wszystko, aby ją uratować. Na pytanie Podsiadły, dlaczego do tej pory nie odtworzono zarchiwizowanych dokumentów, prawniczka Urzędowskiego odpowiada, że były niewiarygodne.
W jednym z pism do CZH Urzędowski proponuje, żeby centrala przewłaszczyła hale i maszyny należące do jego spółki, na których zabezpieczona jest jej wierzytelność. On będzie je od niej wynajmował i nadal produkował okna. – Doszliśmy jednak do wniosku, że takie posunięcie nie rozwiąże żadnych problemów – wspomina Marcin Guryniuk. Firmie potrzebna jest radykalna restrukturyzacja, bez niej nie stanie na nogi. Wysokie koszty funkcjonowania trzeba bowiem dopasować do spadających wpływów. Urzędowski nic jednak w tej sprawie nie robił.
Nagły zwrot akcji
Cały czas trwały rozmowy o tym, jak ratować firmę. Zamiast konkluzji, właściciel Centrali Zaopatrzenia Hutnictwa, czyli Agencja Rozwoju Przemysłu, 28 sierpnia otrzymuje od Janusza Urzędowskiego pismo. Identyczne wysyła on do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, NIK, Centralnego Biura Śledczego oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Donosi o wielkim przekręcie, którego padł ofiarą. Przekręt, jak uważa, polegać miał na tym, „iż obrót towarowy towarami i usługami realizowany z CZH, w całości opierał się na fikcyjnych transakcjach”. „Tak realizowany fikcyjny obrót doprowadził do wygenerowania kwoty zobowiązań w wartości przenoszącej 36 mln zł, której istnienie jak i wysokość w całości kwestionuję” – pisze Janusz Urzędowski. Sprawcami przekrętu miał być były prezes firmy Urzędowski sp. z o.o. oraz CZH.
Z Andrzejem Urbańskim skontaktować się można tylko za pośrednictwem jego syna Piotra, także prawnika. Obiecuje, że przekaże ojcu prośbę o rozmowę, Urbański jednak rozmawiać nie chce. Na e-maile i telefony nie odpowiada też początkowo Janusz Urzędowski, odzywa się dopiero po interwencji burmistrza Ziębic Antoniego Herbowskiego. Trudno się z nim rozmawia. Zamiast odpowiedzi na konkretne pytanie, padają uwagi w stylu, że w Polsce jest wielu ludzi, dla których Bogiem jest kasa. Ucieka w ton kaznodziei. Nieco bardziej precyzyjne są pisma, które Urzędowski podpisał.
Układają się w jego wersję historii. Został oszukany, bo wykazał się naiwnością. Celem przekrętu było wykreowanie nieprawdziwego długu umożliwiającego wrogie przejęcie jego firmy poprzez ogłoszenie upadłości i rozczłonkowanie jej majątku.
Od 28 sierpnia przestaje być jasne, kto w tej sprawie jest dłużnikiem, a kto wierzycielem. Wiadomo natomiast, co kto robi, żeby dopiąć swego. CZH złożyła w sądzie cztery pozwy, w których stara się udowodnić istnienie wierzytelności. Podstawą jednego z nich jest weksel wystawiony przez Urzędowski sp. z o.o. na 25 mln zł, będący zabezpieczeniem transakcji. Jest podpisany przez prezesa Andrzeja Urbańskiego. – Jeden z pozwów jest rozpatrzony, spółka ma zapłacić 4 mln zł, Janusz Urzędowski zapewne złoży odwołanie – przypuszcza Paweł Podsiadło. Uważa, że dłużnik cały czas gra na zwłokę i że pozytywne dla CZH wyroki zmuszą Urzędowskiego do złożenia wniosku o upadłość, ponieważ nie jest w stanie zwrócić długu. Centrala musi odzyskać pieniądze, jest przecież firmą państwową. Może odkupi spółkę od syndyka?
Podsiadłę najbardziej niepokoi to, że tymczasem Urzędowski robi ze swojej spółki wydmuszkę. – Już stworzył nową spółkę, Janusz Urzędowski Dystrybucja – twierdzi. – To do niej wpływają zaliczki, jakie pobierają od klientów dilerzy. Urzędowski wykonuje teraz okna na zamówienie Dystrybucji. Równie dobrze Urzędowski może znaleźć innego producenta okien i tam przenieść zamówienia. Hale i maszyny zakładu w Ziębicach, na których zabezpieczona jest wierzytelność CZH, staną się wtedy niewiele warte, a 400 pracowników może stracić pracę.
Dochodzenie sprawiedliwości jest w naszym kraju żmudne i trwa długo. Na prawomocny wyrok, kto jest ofiarą, a kto sprawcą przekrętu, możemy czekać kilka lat. I to jest chyba w tej historii najgorsze.