Historyk wie najlepiej, jak zabawne potrafią być czytane po latach przewidywania przyszłego rozwoju wydarzeń. Prognozowanie jest ryzykowne zwłaszcza dzisiaj, kiedy nasze życie przeobraża się w coraz szybszym tempie. Wiele może się w nim zmienić także w rozpoczynającej się drugiej dekadzie XXI w. Może, ale nie musi. Wszystko zależy od tego, jaki będzie kształt polskiej polityki.
Jeśli zwycięży w niej duch konfrontacji, wojny polsko-polskiej, to zmiany mogą być niewielkie, zupełnie nieadekwatne do otwierających się możliwości. Jeśli główni gracze naszej polityki będą mieli ręce zaciśnięte w pięści, gotowe tylko do nokautu, to zabraknie im energii i ochoty do zmierzenia się z rzeczywistymi problemami naszego kraju.
Wierzę jednak, że będzie inaczej. Że Polacy swym wyborczym werdyktem, i to już w 2011 r., wytrącą miecze z dłoni najbardziej zacietrzewionych wojowników. Że postawią na tych, którzy chcą budować, a nie wiecznie rachować sobie kości.
Wierzę więc, że w 2020 r. możemy przodować w europejskim rozwoju. Być krajem ludzi nowocześnie wykształconych. Krajem szybko się modernizującym. Zasobnym dzięki pomysłowości obywateli i gospodarce opartej na innowacyjności i konkurencyjności. Krajem dostatnim, dzielącym się wolnością z innymi, zwłaszcza na Wschodzie.
I gotów jestem nie tylko tak marzyć, ale wytrwale w tym kierunku działać jako prezydent RP. Przede wszystkim każdemu proponując współpracę, także politykom i obywatelom, których poglądów osobiście nie podzielam.