Mariusz Janicki, Wiesław Władyka: – W Polsce dyskusje wokół przełomu 1989 r. są skrajnie upolitycznione. Jest choćby teza, że Okrągły Stół w ogóle był niepotrzebny, wystarczyło trochę poczekać i system sam by runął, tak jak się to stało w innych krajach bloku wschodniego, i nie trzeba było czynić żadnych koncesji wobec komunistów
Aleksander Smolar: – Tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Równie dobrze system mógł trwać jeszcze bardzo długo. Fakt, że u nas zmiana ustrojowa odbyła się w sposób tak cywilizowany i wynegocjowany, dawał poczucie bezpieczeństwa – a więc zwiększał szanse przemian obu stronom politycznej barykady również w innych krajach. Nie mówiąc o tym, iż dawało to poczucie bezpieczeństwa Moskwie Gorbaczowa. Jednomyślny hołd złożony przez Sejm uczestnikom Okrągłego Stołu świadczy o zanikaniu grupy integralnych krytyków ówczesnego porozumienia.
Inna teza głosi, że jednak potem, gdy zmieniła się relacja sił w Polsce, można było, a nawet należało, zerwać umowę Okrągłego Stołu i przystąpić do tak zwanego przyspieszenia.
Byłem wtedy jeszcze emigrantem. Sytuacja psychologiczna emigranta popycha raczej w stronę radykalizmu. Przyspieszenie procesu zmian wydawało mi się wówczas możliwe i konieczne, a i dzisiaj sądzę, że było to osiągalne. W innych krajach, które poszły śladem Polski, tempo zmian było szybsze. Ale mam teraz ambiwalentny stosunek do tamtej perspektywy. Ci, którzy po latach ciągle krytykują zaprzepaszczoną rewolucję, nie biorą pod uwagę bądź bagatelizują kontekst historyczny. A w nim mieściły się dramatyczne scenariusze.
Tak czy inaczej mówimy o tym, czy dobrze wykorzystano czas, czy w dobrym tempie wprowadzano konieczne zmiany?
Polska, która była w znacznie gorszej sytuacji gospodarczej niż inne kraje naszego regionu, przystępowała do prawdziwej ekonomicznej rewolucji.