Lobbing jest ostatnio na ustach wszystkich: polityków, mediów i bywalczyń salonów kosmetycznych. Krzywdzące jest jednak bezrefleksyjne używanie tego pojęcia jako synonimu nielegalnego, przestępczego wpływu na proces legislacyjny. Jawny, etyczny i cywilizowany lobbing powinien wreszcie stać się jednym z naturalnych elementów stanowienia prawa w Polsce. Paradoksalnie, obecna afera hazardowa daje niepowtarzalną szansę na ostateczne ucywilizowanie tej ważnej, demokratycznej instytucji.
Jako pierwszy zarejestrowany lobbysta, który przemawiał oficjalnie w polskim Sejmie (18 marca na posiedzeniu komisji regulaminowej i spraw poselskich), chciałbym zaapelować po raz kolejny o systemowe uregulowanie kwestii lobbingu, przy poszanowaniu wniosków płynących z dotychczasowej praktyki. A wnioski te są naprawdę niepokojące.
Sami lobbyści, lobbysta sam
Normą jest obecnie w Sejmie sytuacja, w której podczas posiedzenia komisji, obok jednego zarejestrowanego, oznaczonego czerwoną przepustką, zawodowego lobbysty, siedzi kilkanaście innych osób, podobnie jak on reprezentujących określone podmioty i interesy gospodarcze. Występują one jednak w szatach doradców, ekspertów, przedstawicieli organizacji gospodarczych lub po prostu gości komisji. Mają prawo zabierania głosu, przekonywania posłów do swoich racji, przedstawiania własnych opinii na temat finansowych konsekwencji określonych decyzji. Czasami (jako eksperci komisji) zgłaszają posłom, czy jakaś propozycja jest ich zdaniem zgodna z prawodawstwem polskim lub unijnym...
Sęk w tym, że bardzo rzadko działają z otwartą przyłbicą, jako reprezentanci określonych firm, które bezpośrednio lub pośrednio (jak ma to miejsce np. w przypadku firm konsultingowych czy kancelarii prawnych) skorzystają na danym rozwiązaniu legislacyjnym albo negatywnie odczują jego skutki. Zdarza się, że pracownicy firm konsultingowych występują na takich posiedzeniach w roli doradców, choć ich firmy są jednocześnie wpisane do oficjalnego rejestru lobbystów prowadzonego przez MSWiA. De lege powinni być więc traktowani jako zawodowi lobbyści, ale tak się niestety nie dzieje.
Oprócz wymienionych osób na posiedzeniach komisji sejmowych o swoje interesy walczą jeszcze inne podmioty – związki zawodowe, przedstawiciele branżowych stowarzyszeń i zrzeszeń, organizacje pracodawców czy innych formalnych i nieformalnych grup nacisków.
Nie muszą na oficjalnym druku wpisywać, czyje interesy reprezentują. Wystarczy, że podpiszą się na liście obecności jako reprezentanci Stowarzyszenia YXZ lub Izby ZXY. Stają się wtedy pełnoprawnym partnerem, w przeciwieństwie do traktowanych nieufnie lobbystów zawodowych, których każdy krok w Sejmie jest szczegółowo monitorowany i odnotowywany.
Czy osoby te nie wypełniają definicji lobbingu z ustawy o działalności lobbingowej w procesie stanowienia prawa (7 lipca 2005 r.): „Działalnością lobbingową jest działanie prowadzone metodami prawnie dozwolonymi zmierzające do wywarcia wpływu na organy władzy publicznej w procesie stanowienia prawa”? I owszem. Niefortunne rozróżnienie ich działalności od zawodowego lobbingu (zgodnie z cytowaną ustawą „wykonywanego zarobkowo na rzecz osób trzecich”) jest pierwotnym źródłem problemów z nielegalnym wpływem na proces legislacyjny. Poszczególne podmioty, wykonując identyczną działalność w relacjach z władzami, są różnie traktowane i mają różne prawa. To rodzi pokusę obchodzenia, a nawet łamania przepisów i odbija się na odwróceniu biznesu od legalnego lobbingu na rzecz szarej strefy wpływów.
Wielu lobbystów, lobbysty brak
Najbardziej jaskrawym przykładem dyskryminacji zawodowych lobbystów jest art. 154 ust. 2d Regulaminu Sejmu, który mówi, że nie mają oni prawa brać udziału w pracach podkomisji. Wszyscy znający tajniki procesu legislacyjnego wiedzą dobrze, że to właśnie na posiedzeniach podkomisji rodzi się clou projektów ustaw. Szczegółowe, systemowe rozwiązania dyskutuje się tam w wąskim gronie kilku posłów.
Nie muszę oczywiście dodawać, że towarzyszą im zaproszeni eksperci, doradcy i inni goście, podpowiadający „jak najlepsze” rozwiązania. Uniemożliwienie zawodowym lobbystom udziału w posiedzeniach podkomisji jest, moim zdaniem, kolejną z głównych przyczyn kontrowersji związanych z transparentnością procesu ustawodawczego. Przez długie lata posiedzenia podkomisji nie były przecież nawet nagrywane (nie mówiąc o protokołowaniu, którego nie ma do tej pory). Powodowało to czasami żenujące dyskusje, na przykład na temat tego, kto (oby poseł...) zgłosił daną poprawkę. Nawiązując do poprzedniej afery hazardowej z 2003 r., do dziś nie wiemy, kto – właśnie na posiedzeniu podkomisji – zgłosił poprawkę dotyczącą obniżenia zaproponowanej przez Ministerstwo Finansów stawki podatku od automatów do gier. Gdyby był tam zawodowy lobbysta, wiedzielibyśmy.
Propozycję zmian feralnego artykułu 154 ust. 2d Regulaminu Sejmu zgłaszam parlamentarzystom od kilku miesięcy. Mam nadzieję, że przy okazji szeroko zapowiadanej nowelizacji ustawy lobbingowej posłowie znowelizują również akt prawny, który prowadzi do wielu nadużyć w gmachu, w którym przyszło im działać na rzecz praworządności.
Na baczną uwagę zasługują także związane z lobbingiem działania innych organów władzy, odgrywających przecież niepoślednią rolę w procesie legislacyjnym. Ministerstwa w zdecydowanej większości nie są przygotowane do relacji z przedstawicielami biznesu. Na ich stronach internetowych na próżno szukać procedur związanych z bezpośrednimi kontaktami lobbingowymi, choć na szczęście normą stają się przynajmniej konsultacje społeczne nad projektami aktów prawnych. Ich forma, sposób ogłaszania, przeprowadzania i czas trwania to jednak póki co wolnoamerykanka.
Idealnie byłoby, by rząd poważnie zajął się próbą wprowadzenia jednolitej, przejrzystej procedury w tym względzie. Jeśli obejmowałaby ona wszystkie resorty, zainteresowani danym aktem prawnym przedsiębiorcy uzyskaliby jasny sygnał od władzy: jesteśmy otwarci na kontakty, ale pod warunkiem pełnej jawności. Z pewnością w takim przypadku nie mieliby oni nic przeciwko publikacji w Internecie wszelkich informacji związanych z tematem spotkania, jego uczestnikami i przebiegiem. Dzięki temu prostemu zabiegowi przejrzystość polskiego życia publicznego zdecydowanie by wzrosła. Mogłoby to również wpłynąć na polepszenie społecznych ocen funkcjonowania polskich urzędów centralnych.
Kamyczek musi zostać również wrzucony do ogródka (w tym przypadku – ogrodów prezydenckich) Kancelarii Prezydenta RP. Urząd ten również nie ma wypracowanych jednoznacznych, jawnych wytycznych dotyczących kontaktów z biznesem. Byłoby to szczególnie ważne w przypadku konsultacji związanych z projektami ustaw, które czekają na decyzję prezydenta RP w sprawie podpisania, weta lub skierowania do Trybunału Konstytucyjnego. Proces wpływania na decyzje podejmowane przez najważniejszą osobę w państwie również powinien być maksymalnie przejrzysty. A ponadto sam prezydent też przecież ma inicjatywę ustawodawczą.
Lobbing za lobbingiem
Jak widać, dotychczasowe regulacje związane z lobbingiem w Polsce są kulawe i nie dają żadnych szans na oczyszczenie relacji polityka–biznes, które ze swojej istoty do najłatwiejszych nie należą. Warto jednak zwrócić uwagę na ważny, wydawać by się mogło, paradoksalny, fakt. Nigdy w historii dotychczasowych kontrowersji na temat nielegalnego wpływania na proces legislacyjny oskarżenia nie dotyczyły zawodowych lobbystów. Mówiło się m.in. o nieetycznym postępowaniu posłów, osób powołujących się na wpływy (załatwiaczy), przedstawicieli firm, organizacji branżowych czy nawet dziennikarzy.
Ten fakt powinien uświadomić wszystkim posłom i przedstawicielom władzy wykonawczej, że warto jednak otworzyć się na w pełni jawny i etyczny lobbing. Kontaktów z biznesem, który jest podstawą gospodarki rynkowej, na pewno się nie uniknie. Trzeba jednak zrobić wszystko, by były one przejrzyste i uczciwe. Odpowiednie, przystające do rzeczywistości, prawo i procedury to oczywiście nie wszystko, ale muszą stać się podstawą zmian. Cała reszta jest kwestią osobistej uczciwości. Zmiana stereotypów potrwa długo, ale jest możliwa.
Andrzej Lewandowski (ur. 1978 r.) - zawodowy lobbysta (nr 122 w rejestrze MSWiA), kierownik ds. korporacyjnych i komunikacji w JTI Polska. W latach 2001-2005 pracownik Biura Informacji i Komunikacji Społecznej Kancelarii Prezydenta RP. Absolwent specjalizacji Marketing Medialny i Public Relations na UW oraz podyplomowych studiów menedżerskich prowadzonych przez Szkołę Główną Handlową.