Artykuł ukazał się w POLITYCE 20 listopada 2012 r.
***
W gabinecie logopedycznym w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Głuchych w Warszawie wisi na ścianie duże lustro. Było kiedyś najważniejszym elementem wyposażenia. – Dziś pacjenci nadal oglądają w nim ruchy języka i warg, co pomaga w samokontroli aparatu artykulacyjnego – tłumaczy Danuta Zielińska, która uczy mowy niesłyszących uczniów. – Ale ważniejsze stało się szersze spojrzenie na umiejętność porozumiewania się, na całe ciało i umysł. Zwracamy uwagę na umiejętność planowania wypowiedzi oraz napięcie różnych mięśni.
Współczesna logopedia wykorzystuje w coraz większym stopniu programy komputerowe, ale i tak nic nie zastąpi – podczas diagnozowania zaburzeń mowy lub prowadzonej już terapii – bezpośredniego kontaktu z nauczycielem i rehabilitantem. W tej podwójnej roli, nierzadko poszerzonej o psychologię, występują właśnie logopedzi. – Laicy kojarzą nas ze specjalistami, którzy zajmują się tylko wadami wymowy, ale to zbyt wąskie ujęcie – twierdzi dr Danuta Emiluta-Rozya, kierująca Zakładem Logopedii Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. – Zajmujemy się kształtowaniem językowego porozumiewania się, czyli rozumienia i tworzenia wypowiedzi słownych u dzieci, które tej pozornie łatwej umiejętności nie są w stanie opanować w sposób naturalny.
Powody mogą być różne: uszkodzenie narządu słuchu, zaburzenia pracy mózgu i rozwoju emocjonalno-społecznego, autyzm. Logopedzi pracują także z dorosłymi, którzy utracili zdolność językowego komunikowania się (często nie tylko w mowie, ale i w piśmie) z powodu udarów lub w przebiegu chorób układu nerwowego. W kręgu zainteresowania logopedów znalazły się również dysfagia (czyli zaburzenia połykania, którym można przeciwdziałać wzmocnieniem mięśni wykorzystywanych podczas artykulacji) oraz komunikacja wspomagająca i alternatywna, mająca nauczyć osoby niemówiące (np. z porażeniem mózgowym) porozumiewać się z otoczeniem poprzez tablice literowe, symbole, obrazki, przedmioty. – Pracujemy również nad emisją głosu lub nad kształtowaniem głosu zastępczego po zabiegach krtani – dodaje dr Emiluta-Rozya. Po studiach logopedzi mogą zdobywać na razie dwie specjalizacje: surdologopedię (do pracy z osobami z wadami słuchu) lub neurologopedię (prowadzenie diagnozy i terapii pacjentów z chorobami układu nerwowego). – Wady wymowy i jąkanie to tylko niewielki wycinek naszej pracy. Byłoby dużo lepiej, gdybyśmy mogli wspomagać rozwój mowy od urodzenia dziecka, a nie dopiero wtedy, gdy rodzice lub pediatrzy zauważą jakiś problem.
Kiedy zgłosić się do logopedy?
Stwierdzane już w pierwszych dniach u noworodka wady słuchu, rozszczep podniebienia, zbyt krótkie wędzidełko pod językiem lub nawet brak odruchu ssania powinny skłonić do nawiązania kontaktu z logopedą. Te wady i dysfunkcje wpływają negatywnie na rozwój mowy i lepiej jak najwcześniej rozpocząć tzw. usprawnianie logopedyczne, aby uniknąć poważniejszych problemów w przyszłości.
Ale ze wskazówek logopedów nie powinni korzystać rodzice wyłącznie chorych dzieci, ponieważ coraz częściej to nie wady rozwojowe, lecz niewłaściwa opieka w okresie niemowlęcym opóźnia rozwój mowy. – W przedszkolach 40 proc. dzieci wymaga opieki logopedycznej – mówi Danuta Zielińska. Najczęściej z winy niewłaściwego odżywiania. – Dzieci zbyt długo otrzymują papkowate jedzenie, nie jedzą jabłek, tylko piją soki, nie żują skórek chleba. A jeśli dziecko je pokarmy o różnej konsystencji, gryzie, żuje i prawidłowo połyka, to rzadko ma kłopoty z wymową.
Częstą przyczyną obniżonej sprawności aparatu artykulacyjnego i w konsekwencji późniejszych wad wymowy jest oddychanie przez usta, kiedy rodzice u zakatarzonego dziecka nie dbają o drożność nosa lub gdy cierpi z powodu alergii, nie uczą go prawidłowego oddechu (nosem, przy zamkniętych wargach). Dr Krzysztof Szamburski, dyrektor Specjalistycznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej TOP w Warszawie, wskazuje na jeszcze inną nieprawidłowość: – Gdy niecierpliwa matka chce, by dziecko szybciej ssało pokarm z butelki, robi większy otwór w smoczku. A to błąd, ponieważ broniąc się przed zadławieniem, niemowlę zamyka dziurkę językiem, wysuwając stale jego koniuszek do przodu. W przyszłości może mieć problem z seplenieniem.
Zdaniem dr Danuty Emiluty-Rozya logopedzi powinni też nauczyć rodziców mówienia do swoich dzieci: – Od momentu, kiedy dziecko przyjdzie na świat, trzeba zwracać się do niego krótkimi zdaniami. Najlepiej, by odnosiło się do czegoś, co widzi obok siebie. To ma być kąpiel słowna, a nie zalewanie dziecka potokiem słów.
Chłopcy często uczą się mówić wolniej od dziewczynek, a nieraz zjawisko opóźnionego rozwoju mowy jest charakterystyczne dla całej rodziny. Są jednak pewne normy: roczne dziecko powinno mówić 4–5 słów, dwuletnie powinno łączyć wyrazy w proste komunikaty, w których uwidocznią się formy gramatyczne: „mamo daj”, „nie ma taty”. Wedle specjalistów, już nawet wtedy, gdy matka odnosi wrażenie, że nie ma z niemowlakiem pełnego kontaktu wzrokowego, lub gdy wydaje ono mało dźwięków, powinna zgłosić się z nim na konsultację logopedyczną. Przesiewowe badania słuchu wykonuje się dziś u noworodków niemal w każdym szpitalu położniczym w pierwszych dniach po porodzie, ale częste infekcje uszu u małych dzieci (niekoniecznie spowodowane chorobą, bo również np. ulewaniem pokarmu) mogą wywołać komplikacje i zaburzyć prawidłowy rozwój mowy w kolejnych miesiącach życia. – Niektóre dzieci same nadrabiają zaległości i później zaczynają mówić, ale ewentualne odstępstwa od normy mogą wynosić dwa miesiące, a nie dwa lata. Logopeda jest od tego, by zebrać wywiad i sprawdzić, czy nie dzieje się nic złego – podkreśla dr Szamburski.
Surdologopeda dla niesłyszących i sepleniących
Liczną grupą pacjentów korzystających z pomocy logopedów są osoby niesłyszące. – Przełom w technologii sprawił, że implanty i aparaty słuchowe w coraz większym stopniu umożliwiają słuchowy odbiór mowy – mówi z perspektywy 20-letniego doświadczenia zawodowego Danuta Zielińska. – Ale w ślad za tym postępem musi też iść właściwa rehabilitacja, bo bez niej nasi pacjenci nigdy nie nauczyliby się mówić i rozumieć mowy.
Ta rehabilitacja, w zależności od wieku pacjenta i stopnia ubytku słuchu, przypomina trochę naukę obcego języka. Polak na kursie angielskiego uczy się, że wymawiając the należy włożyć język między zęby. A tu trzeba nauczyć, najpierw teoretycznie, a potem praktycznie, jak wymawiać np. r, s, ń. Niesłyszący nie dowiedzieli się tego w dzieciństwie i nie mają pojęcia, jak układać swój aparat artykulacyjny przy wypowiadaniu poszczególnych głosek. Głoska cz w wyrazach czubek i czekolada brzmi podobnie, ale ułożenie ust jest już zupełnie inne – i to też trzeba wyćwiczyć, ponieważ osoby pozbawione autokorekcji słuchowej w dzieciństwie nie są świadome tych różnic.
Technika pracy surdologopedów jest inna niż logopedów korygujących wady wymowy. W tym wypadku nie zaczyna się nauki porozumiewania od podstaw, ponieważ osoby sepleniące lub niewymawiające r doskonale znają język i jedynie w nieprawidłowy sposób wypowiadają niektóre głoski. – Każda głoska może podczas artykulacji zostać zniekształcona, ale najczęstszą wadą wymowy jest seplenienie – wyjaśnia dr Emiluta-Rozya. Dotyczy ono 12 tzw. głosek dentalizowanych, czyli wymawianych przy zbliżonych do siebie zębach: s, z, c, dz, sz, dż, dź, cz, ż, ś, ć, ź. – To najczęstsza wada wymowy we wszystkich językach świata, które oczywiście mają głoski wymagające zbliżenia zębów.
Drugą pod względem częstości wadą wymowy jest reranie, czyli niewymawianie głoski r. Podobnie jak w przypadku seplenienia zdarzają się różne postaci tej wady: może być deformacją związaną z przeniesieniem miejsca artykulacji na podniebienie miękkie, które zaczyna wibrować; może być r międzyzębowe, gdy osoba wymawia tę głoskę z językiem wsuniętym między zęby albo gdy wibruje językiem przy górnej wardze w przedsionku jamy ustnej.
Wśród innych wad wymowy spotyka się często także kappacyzm, gdy ponadczteroletnie dziecko wymawia głoskę k jako t, a g jako d (do czwartego roku życia mogą to być jeszcze formy rozwojowe, ale powyżej tego wieku tył języka powinien być już na tyle sprawny, że wymowa k i g nie sprawia żadnych problemów). Ubezdźwięcznianie głosek dźwięcznych to także problem, z którym należy zgłosić się do logopedy.
Jak pozbyć się jąkania
Wszelkie wady wymowy (szczególnie te, które polegają na zastępowaniu głosek, np. zamiast ryjek jeża dziecko wymawia lyjek jeza lub zamiast woda mówi fota), warto usunąć przed rozpoczęciem nauki szkolnej, gdyż w przeciwnym razie dziecko może mieć trudności w pisaniu i czytaniu. – Nie można odkładać wizyty u logopedy na później, ponieważ nie wyrasta się z wielu deformacji artykulacyjnych. Te wady wraz z wiekiem tylko się utrwalają – ostrzega dr Emiluta-Rozya, doradzając jednocześnie pewną powściągliwość: – Jeżeli czterolatek zamiast lustro mówi lustlo, to mieści się w normie. Ale jeśli nie zmieni się to w ciągu następnego roku, powinniśmy przyjrzeć mu się bliżej: ocenić budowę i sprawność aparatu artykulacyjnego oraz funkcje tego narządu: np. tor oddechowy, sposób połykania. Współpraca z logopedą wyjdzie takiemu dziecku tylko na dobre.
A co z jąkaniem? Eksperci stanowczo wyodrębniają je z grupy zaburzeń mowy. – To niepłynność mówienia, u której podstaw leżą anomalie oddechowe i emocjonalne – tłumaczy dr Krzysztof Szamburski. Jego zdaniem predyspozycje do jąkania mogą wynikać z nadwrażliwości, ale bywają też spowodowane np. niedotlenieniem podczas porodu. – Dotąd nie wyjaśniono tej zagadki i stąd biorą się rozmaite teorie oraz terapie, które czasem obiecują zbyt wiele. Moim zdaniem z jąkaniem jest trochę tak jak z alkoholizmem: zostaje się z tą ułomnością na całe życie, bo nawet mimo sukcesu wyleczenia na skutek stresu zawsze może powrócić.
Na świecie jąka się ok. 40 mln ludzi, w Polsce z tym problemem zmaga się nawet pół miliona osób. Czy pojawienie się lęku przed mówieniem stanowi kluczowy moment w rozwoju jąkania? A może zaburzenie powstaje z powodu niesprawności motorycznej mięśni uczestniczących w artykulacji? Niektórzy badacze podkreślają znaczenie dziedziczności, inni kładą nacisk na wspomniane już czynniki emocjonalne. Co pewien czas pojawiają się naukowcy, którzy starają się zmedykalizować problem i uznać jąkanie za chorobę wynikającą z niewłaściwej pracy mózgu. Kalifornijski psychiatra Gerald Maguire pod koniec lat 90. XX w. ogłosił sukces w leczeniu zaburzeń artykulacji silnymi psychotropami, wychodząc z założenia, że przyczyną kłopotów są wadliwe procesy chemiczne zachodzące w centralnym układzie nerwowym i zbyt duża ilość neuroprzekaźnika dopaminy. – Nic to nie dało – kwituje dr Szamburski. – Gdy poda się ludziom silne leki i wyłączy emocje, to przestają mówić. Ot i cały sukces terapii.
Metody, które stosowane są najczęściej i cieszą się największym powodzeniem, koncentrują się na zwolnieniu tempa mówienia. Trzeba najpierw wiedzieć, co się chce powiedzieć, spokojnie nabrać powietrza do płuc, nie napinać mięśni z powodu stresu. Zresztą stres, który zazwyczaj staje się psychologiczną reakcją na niepłynność mowy, sam ją wyzwala – pod jego wpływem następują skurcze mięśni warg i podniebienia miękkiego oraz wzmożone ich drganie; jąkający wie, co chce powiedzieć, ale traci kontrolę nad słowami. Dlatego naukowcy wyróżniają jąkanie kloniczne (kilkakrotne powtarzanie tej samej głoski lub sylaby, np. po-po-po-pogoda) i toniczne (które polega na spazmatycznym zacinaniu się, wypychaniu siłą jakiegoś słowa: p... poo... pogoda). Tym objawom często towarzyszą tiki: drganie skrzydełek nosa, mruganie, chrząkanie, a nawet wzruszanie ramionami czy odrzucanie głowy.
Ofiary jąkania nieraz same z tego wyrastają (pierwsze niepokojące objawy zauważalne są między 5 a 7 rokiem życia, choć pod wpływem silnego stresu lub wylewu można się zacząć jąkać nawet po 40). Inni całe życie poszukują skutecznej terapii, pracując nad tempem i rytmiką wypowiadania sylab, ucząc się odpowiedniego oddechu albo korzystając z echokorekcji, dzięki której można usłyszeć swój głos w słuchawce z minimalnym opóźnieniem (to polska metoda, wprowadzona już w latach 50. XX w. przez fizyka prof. Bogdana Adamczyka, wspomagana obecnie specjalnymi programami komputerowymi).
Logopedia w Polsce
Nad rynkiem logopedii w Polsce nikt nie sprawuje kontroli merytorycznej, choć specjalistów w tej dziedzinie jest ok. 3 tys. i stale przybywa. Polski Związek Logopedów doprowadził co prawda do wydłużenia studiów podyplomowych, ale nie udało się przygotować ustawy, która dawałaby środowisku szansę na pozbycie się niewiarygodnych pseudoekspertów. Tymczasem wiele uczelni, w których nie ma doświadczonych specjalistów, otwiera prywatne kierunki logopedyczne, na które przyjmowani są kandydaci nawet z wadami wymowy.
– To niedopuszczalne, by logopeda, który powinien być wzorem wymowy, sam miał wadę zgryzu, zaburzoną artykulację lub nie potrafił wyzbyć się regionalizmów – mówi dr Danuta Emiluta-Rozya, która w warszawskiej Akademii Pedagogiki Specjalnej kieruje również podyplomowymi studiami logopedycznymi. – Podczas rozmów kwalifikacyjnych zwracamy także uwagę na łatwość nawiązywania kontaktu i poprawność językową.
Ponieważ nie obowiązuje żaden system certyfikowania pracy logopedów, przy wyborze właściwego specjalisty pozostaje metoda prób i błędów. Trudno wymagać od pacjentów lub rodziców szukających terapeuty dla swoich dzieci, aby sami potrafili weryfikować zaproponowane metody terapii. – Jeśli ktoś zapowiada stuprocentową skuteczność wyleczenia z jąkania, byłbym bardzo ostrożny z wykładaniem dużych pieniędzy na taką kurację – ostrzega dr Szamburski. Podobnie jest z usuwaniem wad artykulacyjnych: jednorazowe wypowiedzenie głoski w gabinecie terapeuty może się udać już podczas pierwszej wizyty, ale utrwalenie tej umiejętności i jej powtarzanie zawsze okazuje się dużo trudniejsze.