Nauka

Ostre biusty

O niezwykłej walce Achilli z Amazonką

Płaskorzeźba przedstawiająca walczące gladiatorki, znaleziona na terenie współczesnej Turcji. Płaskorzeźba przedstawiająca walczące gladiatorki, znaleziona na terenie współczesnej Turcji. Universal History Archive/Getty Images / FPM
Rozmowa z dr. Alfonso Mañasem Bastidą z Uniwersytetu Grenady o tym, kim były, jak walczyły i jak żyły gladiatorki.
Dr Alfonso Manas Bastida wykłada historię na hiszpańskim Uniwersytecie Granady.Archiwum prywatne Dr Alfonso Manas Bastida wykłada historię na hiszpańskim Uniwersytecie Granady.

Maciej Okraszewski: – Czy Achilles był kobietą?
Alfonso Mańas Bastida: – Na reliefie z Halikarnasu akurat tak.

Co to takiego?
To płaskorzeźba z tureckiej miejscowości Bodrum, datowana na przełom I i II w. n.e., gdy władzę sprawowali tam Rzymianie. Można ją oglądać w Muzeum Brytyjskim w Londynie. Przedstawia pojedynek dwóch gladiatorów, a właściwie gladiatorek, bo obie wymienione są z imienia. Mamy więc Amazonkę i Achillę, czyli sfeminizowaną wersję Achillesa. To był wówczas częsty motyw, żeby na arenie odgrywać znane walki z mitologii. Nawet jeżeli nie do końca zgodnie z oryginałem, bo przecież według mitu Achilles zabił swą przeciwniczkę, tymczasem na reliefie znajdziemy informację, że starcie przedstawionych zawodniczek zakończyło się remisem.

Achilla nie ma na nim głowy...
Upływ czasu jest dla dzieł sztuki nieubłagany. Kontury są niewyraźne, dlatego odsłonięta pierś jednej z gladiatorek mogłaby równie dobrze być męskim torsem. Ale wątpliwości rozwiewają właśnie trzy pozostałe głowy na reliefie: Amazonki oraz dwóch innych postaci, najprawdopodobniej też kobiet, które za chwilę zastąpią poprzedniczki na arenie. Żadna z nich nie nosi hełmu, co jest nietypowe dla zawodników i ma zapewne zwrócić uwagę, że to nie mężczyźni. No i wszystkie mają charakterystyczną plecioną fryzurę, taką samą jak posąg w Muzeum Sztuki i Rzemiosła w Hamburgu. Tu już nie ma najmniejszych wątpliwości: nagie piersi są wyraźnie damskie, kobieta w geście triumfu wznosi do góry dłoń, w której ściska charakterystyczny dla jednego z typów gladiatorów nóż, a wokół kolana ma zawiązaną fasciae – skórzaną opaskę, która miała pomagać na bóle stawów i pojawia się niemal we wszystkich znanych wizerunkach zawodników.

Czy takie przedmioty znaleziono w londyńskim grobie gladiatorki, o którego odkryciu było głośno kilka lat temu?
Nie. Zmarłą pochowano poza głównym rzymskim cmentarzem, a z ciałem złożono do grobu m.in. lampę oliwną z wizerunkiem poległego gladiatora oraz szyszki, które palono w amfiteatrach dla zabicia zapachu krwi. Dla mediów było to wystarczającym dowodem, żeby ogłosić sensację: odnaleziono grób gladiatorki! Środowisko naukowe jest raczej sceptyczne. Choć grobów mężczyzn żyjących z walk na arenie znamy wiele, to podobnej mogiły z kobietą wciąż nie zidentyfikowano. Ta z Londynu to najprawdopodobniej ludia, czyli żona gladiatora lub jego kochanka.

Jakim słowem nazywano walczące kobiety?
Żadnym. Najbardziej poprawną formą byłoby gladiatrix, ale to już całkowicie nowożytne słowotwórstwo. Współcześni z jakiegoś powodu takiego określenia nie wymyślili, być może dlatego, że występy kobiet były jednak dość rzadkie.

Skoro nie ma ani grobów, ani nawet nazwy, to skąd pewność, że takie damskie pojedynki nie były parodiami prawdziwych zmagań gladiatorów? Dion Kasjusz opisuje, jak cesarz Domicjan kazał grupie kobiet walczyć przeciw karłom, co wzbudzało wesołość widzów.
Bo to zupełnie różne sprawy. Z tego samego opisu dowiadujemy się, że obie strony natychmiast rzuciły miecze na ziemię i zaczęły się okładać pięściami. To znaczy, że kobiety nie wiedziały, jak używać broni, a gladiatorem zostawało się przecież dopiero po długim i rygorystycznym treningu. To źródło wielu nieporozumień, jakie dziś powiela popkultura. Przed prawdziwymi zawodnikami na arenę w ramach „rozgrzewki” dla tłumu wpuszczano skazanych na śmierć. Dawano im lekką broń i kazano wzajemnie się wyrzynać, ostatnich dobijali żołnierze. Dopiero potem wchodzili gladiatorzy, z których ginął jedynie co dziesiąty.

Co z tego wynika?
Że przeciwniczki karłów były przypadkowymi dziewczynami, dlatego Dion Kasjusz pisze o tej imprezie z pogardą. A walki gladiatorek były dla organizatorów powodem do dumy. W Ostii, koło Rzymu, znaleziono inskrypcję z III w. n.e., w której miejscowy przedsiębiorca Hostilianus chwali się, że był pierwszym, który wystawił tu w zawodach kobiety. To chełpienie się jest zrozumiałe, bo w oczach współczesnych stawia go w jednym rzędzie z najbogatszymi tamtej epoki. Imperium Rzymskie to silny patriarchat – niewyobrażalne było, żeby kobieta wykonywała męskie zajęcie, np. walczyła z bronią w ręku. Ale podczas podbijania niektórych barbarzyńców żołnierze zetknęli się ze stawiającymi im opór wojowniczkami. Przy okazji jednego z triumfów zmuszono ich grupę do przemarszu przez stolicę, której mieszkańcy zaczęli utożsamiać walczące kobiety z egzotyką i dalekimi krainami, co dobrze wpisywało się w mit Amazonek.

Zgodnie z taką logiką, wszystkie gladiatorki to oczywiście nie-Rzymianki, bo tylko wśród barbarzyńców nauczyłyby się posługiwać mieczem. A ich sprowadzenie z tak daleka to ogromne koszty, które mogli pokryć jedynie najzamożniejsi, z reguły sami cesarze. Petroniusz pisze w „Satyrikonie” o Tytusie, który chce pokazać, że stać go na wszelkie luksusy, więc jako tego symbol wystawia do walki właśnie kobiety. To samo robił Neron, który chciał, by jego panowanie przeszło do historii jako złoty wiek. W tym celu do występów na arenie przymuszał zresztą nawet feminae.

To liczba mnoga od femina.
Dla Rzymian femina, czyli kobieta z klasy wyższej, była zupełnie kimś innym niż mulier, pochodząca z klasy niższej. Paradoksalnie, te pierwsze były o wiele silniej kontrolowane i ciążyło na nich znacznie więcej zakazów. Na przykład, kiedy Juwenalis w jednej ze swoich satyr zagorzale krytykuje ćwiczące się w walce niewiasty, chodzi mu wyraźnie o arystokratki. Szanowana osoba nie powinna nigdy występować na scenie, bo w ten sposób mogłaby dostarczać uciechy oglądającym ją z trybun plebejuszom, a przecież to nie elity mają zabawiać masy, tylko na odwrót. Dlatego senat najpierw w 11 r. n.e. zakazał walk na arenie tym kobietom z klas wyższych, które nie ukończyły 20 lat, a potem w 19 r. n.e. rozciągnął ten zakaz na wszystkie potomkinie dobrze urodzonych. Mulier jako gladiatorka już takich emocji nie budziła. Chociaż w 200 r. n.e. cesarz Septymiusz Sewer w ogóle zabronił organizowania pojedynków kobiet bez względu na ich pochodzenie, to zakaz nie był rygorystycznie przestrzegany wobec kobiet o niskim statusie, bo np. Hostilianus chwali się ich udziałem w imprezie urządzonej lata po tym zakazie.

Większość gladiatorów była niewolnikami. A kobiety?
Niekoniecznie. Gladiatorem można było też zostać dobrowolnie – z bardzo różnych powodów, nie zawsze przynoszących chwałę. Możemy więc założyć, że gladiatorkami zostawały niewolnice, ale też wolne, choć ubogie i pozbawione opieki kobiety. Takie zajęcie mogło być dla nich atrakcyjną alternatywą dla prostytucji.

Trenowały razem z mężczyznami?
Raczej nie, zwłaszcza niezamężne. Ludus, bo tak się to miejsce nazywało po łacinie, było z grubsza placem treningowym połączonym z barakami – gladiatorzy spali tam, gdzie za dnia pobierali nauki w walce. W takich warunkach łatwo o przemoc wobec kobiet, a przecież gwałt na niewolnicy albo mulier, która zawodowo zajmuje się rozrywką, nie był wówczas nawet przestępstwem.

Szkolenie gladiatora, bez względu na płeć, było bardzo kosztowną inwestycją, która musiała się zwrócić. Dlatego tak niewielu zawodników ginęło na arenie, nawet jeżeli dali słabszy występ: dziś też nie będziemy rozstrzeliwać Messiego, jeżeli w kilku meczach nie strzeli gola. Łatwo sobie wyobrazić, że molestowanie koleżanek w ludus wyraźnie obniżałoby jakość kobiecych występów albo w ogóle je eliminowało, co wiązałoby się z dużymi stratami dla inwestora. Jest bardziej prawdopodobne, że lanista, czyli właściciel szkoły i menedżer gladiatorów, umieszczał podopieczne w osobnym domu, a szkolił je np. w collegium iuvenum. Hostilianus z Ostii był organizatorem zawodów w takiej instytucji, być może mógł załatwić, żeby jego gladiatorki ćwiczyły właśnie tam.

Czym było collegium iuvenum?
To rodzaj klubu sportowego, w którym dobrze urodzeni młodzieńcy mogli się doskonalić w sportach – także walce na miecze czy strzelaniu z łuku. Z odkrytych inskrypcji wiemy, że w niektórych takich stowarzyszeniach trenowały też dziewczęta. Możemy domniemywać, że pochodziły z liberalnych rodzin i za zgodą ojców bywały tam pod opieką braci czy kuzynów. Zajmując się czynnościami, które w konserwatywnym Rzymie były dla nich zabronione, przełamywały pewne tabu.

Brzmi jak starożytny feminizm.
Wówczas w takich kategoriach nikt na pewno nie myślał, ale to dalekie porównanie jest częściowo zrozumiałe. Rzymianka przez całe życie była w pełni zależna od mężczyzn – najpierw ojca, potem męża. Gwałt na feminae, inaczej niż na niewolnicach, był przestępstwem tylko dlatego, że godził w dobre imię ich „opiekunów”. Kobiet nie zamykano w domach, jak w Grecji, ale wymagano od nich, żeby poświęcały się przede wszystkim swoim obowiązkom jako żony i matki. Te, które podejmowały pracę zawodową, nie cieszyły się szacunkiem, a wręcz przeciwnie. I to w czasie, gdy mężczyźni bez skrępowania chadzali do domów publicznych. W kulturze śródziemnomorskiej do dziś zmagamy się zresztą z tą spuścizną.

Seks to chyba jeden z lejtmotywów występów gladiatorów? Owidiusz pisał, że to świetna okazja do podrywu.
W „Sztuce kochania” twierdzi, że trybuny sprzyjają romansom, bo tłok jest dobrą wymówką, by przytulić się do wybranki. I że jeżeli umiejętnie poprowadzimy flirt, to w nagrodę może nawet pokaże nam kawałek nogi. Nie zapominajmy, że w tamtych czasach kobiety pojawiały się w miejscach publicznych zakryte od stóp do głów.

Nic dziwnego, że półnagie gladiatorki wzbudzały poruszenie.
Gladiatorki były zaprzeczeniem rzymskiego patriarchatu, co dla wielu widzów z pewnością stanowiło silny afrodyzjak. Na erotycznej płaskorzeźbie z przełomu I i II w. n.e. widać parę podczas seksu: ona siedzi na nim w dominującej pozycji, w jednej ręce trzyma miecz, a w drugiej tarczę. To fetysz, który na arenie mógł być do woli eksploatowany. Przecież odsłanianie głów i piersi gladiatorek, oprócz zwrócenia uwagi widzów na to, że walczą kobiety, z pewnością miało też podniecać mężczyzn na widowni. Co w sporcie obserwujemy i dziś, np. w siatkówce plażowej, gdzie regulamin nakazuje zawodniczkom grać w strojach więcej odsłaniających niż zasłaniających, a realizatorzy równie wiele czasu poświęcają zagraniom, co zbliżeniom na pośladki.

Odważne porównanie…
Relief z Halikarnasu jest odrobinę niewyraźny, więc można różnie interpretować jego fragmenty. Jeżeli przyjrzymy się, na czym stoją Amazonka i Achilla, to przychodzi na myśl podest albo most. Czasem gladiatorzy pojedynkowali się właśnie na takich podwyższeniach, co w tym przypadku byłoby logiczne: skoro gladiatorki były powodem do dumy dla organizatora, a w dodatku podniecały widzów, to tym bardziej warto je było wyeksponować ponad głowami innych uczestników imprezy. Z czym się panu kojarzy taka scena z półnagimi kobietami? Bo mnie z klubem ze striptizem. Jeżeli dobrze przyjrzymy się przeszłości, łatwo dostrzeżemy, że mimo upływu czasu nie zmieniliśmy się tak bardzo.

rozmawiał Maciej Okraszewski

 

Dr Alfonso Mańas Bastida wykłada historię na hiszpańskim Uniwersytecie Granady. Specjalizuje się w sportach świata antycznego, szczególnie zmaganiach gladiatorów. W ub.r. nakładem wydawnictwa Ariel ukazała się jego książka na ten temat, w której pisze też o kobietach walczących na arenach starożytnego Rzymu.

Polityka 3.2014 (2941) z dnia 14.01.2014; Nauka; s. 59
Oryginalny tytuł tekstu: "Ostre biusty"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama