Dłoń zatroskanych losem świata od czasu do czasu sięga po rysik i, tam i ówdzie, wyskrobie kolejne postaci: tu nanocząsteczkę na diabelskim nanokoniku, tu modyfikowany genetycznie szatański zielony groszek (podskubywany przez sklonowaną owieczkę), a tam, w tle, majaczą zarysy źródeł ciemnej mocy - gmachy elektrowni jądrowych. Niedawno ludzkości przybyło jeszcze jedno zmartwienie, kolejne rzekome zagrożenie o biblijnej niemal proweniencji: czarne dziury i dziwadełka rodem z podgenewskiego ośrodka badań jądrowych CERN.
W prasie i w telewizji najpierw mnożyły się mrożące krew w żyłach doniesienia o tym, że produkowane w podziemnym tunelu LHC (Large Hadron Collider), największego na świecie zderzacza cząstek elementarnych (którego rozruch planowany jest na najbliższe tygodnie), mikroskopijne czarne dziury oraz egzotyczne kwantowe twory zwane dziwadełkami połkną błękitną planetę. Potem przez media przemknęła, jak cząstka w zderzaczu, informacja, że może jednak nie ma się czym martwić, że najnowszy raport CERN określa ryzyko związane z uruchomieniem akceleratora na, w najgorszym razie, znikome. Jak więc jest naprawdę?
Jest tak: nie sposób wykluczyć, że na skutek zderzeń wysokoenergetycznych cząstek w LHC powstaną maleńkie czarne dziury. Twory te mają jednak tę ważną cechę, że niemal natychmiast "wyparowują". Poza tym, Ziemia jest stale bombardowana i prześwietlana przez nadbiegające z kosmosu cząstki o energiach znacznie większych niż osiągalne w CERN, a mimo to wciąż istnieje. A dziwadełka? O nich wiemy tylko tyle, że wiemy niewiele. To hipotetyczne cząstki złożone z wielu kwarków. Żadnej jeszcze nie zaobserwowaliśmy. Prawdopodobieństwo powstania: kosmicznie wręcz małe. Oceny tego typu ryzyka prowadzono na wiele lat przed uruchomieniem LHC. Dowodem na trafność podobnych przewidywań może być na przykład historia związana w pierwszą eksplozją jądrową w Nowym Meksyku. Fizycy uczestniczący w projekcie Manhattan nie mieli pewności, czy podczas eksplozji nuklearnej nie dojdzie do zapłonu górnych warstw atmosfery. Sięgnęli więc po ołówki i oszacowali ryzyko. Obserwacje poczynione 16 lipca 1945 roku potwierdziły ich obliczenia.
Podsumowując: dotychczasowe obserwacje i sprawdzone teorie każą sądzić, że Boże Narodzenie odbędzie się w terminie.