"Nieznośna lekkość bytu" czy "Żart" Milana Kundery mówią wiele o czechosłowackim komunizmie. Najważniejsze w nich jest świadectwo tego, jak walec rewolucji socjalistycznej rozjeżdżał ludzi z krwi i kości. Teraz pisarz sam jest oskarżony o współdziałanie z komunistycznym systemem. Czy ten sam człowiek zarazem dezawuował i wspierał ten sam system?
W sprawie Kundery jest mnóstwo pytań, a bardzo niewiele odpowiedzi. Trochę jak w jego książkach.Pisarz został oskarżony przez czeskie pismo "Respekt" (uważane za jedno z najlepszych w Czechach) o złożenie w 1950 r. donosu na nieznanego mu mężczyznę - Miroslava Dvořáčka. Dvořáček okazał się antykomunistycznym agentem. Groziła mu kara śmierci, choć w wyniku stalinowskiego procesu zasądzono jedynie 22 lata, z których 14 odsiedział. "Respekt" przedstawił znalezione w czeskim IPN fotokopie policyjnego raportu niepozostawiającego wątpliwości, że to Milan Kundera doniósł z własnej woli, że w mieszkaniu niejakiej Ivy Militki zostawił swoją walizkę amerykański szpieg.
Milicjanci przyjęli donos, udali się pod wskazany adres i zaaresztowali Dvořáčka. O pobycie Dvořáčka u Militki dowiedzieć miał się Kundera od swego przyjaciela Miroslava Dlaska. „Respekt" zastanawia się czy działania Kundery i Dlaska miały jakiś związek z wydarzeniami z 1949 r., kiedy obaj zostali usunięci z partii za krytykę pewnego komunistycznego działacza. Sprawa zapętla się jeszcze bardziej, gdyż Dlask poślubił Militkę, a dziś 80-letni mieszkjący w Szwecji Dvořáček, do tej pory był przekonany, iż wydała go właśnie Militka.
Znaki zapytania
« Corpus delicti » to tylko ten jeden milicyjny raport. Mieszkający we Francji od 1975 r. Kundera zaprzeczył jakoby donosił na Dvořáčka, ale zgodnie ze swoim zwyczajem nie udziela dalszych wyjaśnień, ani nie kontaktuje się z mediami. Jak nie wierzyć komuś, kto w bezkompromisowy sposób dezawuował system komunistyczny i zapłacił za to sporą cenę? Ale wiara jest tylko wiarą. Jedni uwierzą, inni nie.
Przed kilkoma dniami pojwiła się nowa informacja świadząca na korzyść pisarza. Zdenìk Pešat, historyk literatury, a równocześnie rówieśnik zarówno Kundery jak i Dvořáčka, oświadczył, że Miroslav Dlask mówił mu w 1950 r., iż sam zadenuncjowal agenta Dvořáčka.
Intrygująca jest forma publikacji "Respektu". W artykule wstępnym, młody redaktor Martin Šimečka dowodzi, jakoby redakcja była instrumentem opatrzności, a publikacja "wyrazem pewnego rodzaju bezosobowego pragnienia prawdy". Doniesienia „Respektu" w sprawie Kundery, jak i jego forma publikacji, zadziwiła wielu czeskich intelektualistów, gdyż nie jest to publicystyka typowa dla tego pisma. Oświadczenie Zdenìka Pešata sugeruje, że potępienie Kundery przez nomen omen „Respekt" mogło być pochopne.
Podobne były reakcje we Francji, gdzie mieszka i pisze (po francusku) Kundera. Po wyjeździe z Czechosłowacji, Kundera dostał pracę na Uniwersytecie Rennes 2 w Bretanii, a po kilku latach przeniósł się do Paryża, gdzie mieszka do dziś. Idea wyciągania z archiwów starych dokumentów i dokonywania rozliczeń po latach nie cieszy się tu wielką popularnością i nie wzbudza entuzjazmu.
Owo "metafizyczne" uzasadnienie publikacji „Respektu" wynikające z "bezosobowego pragnienia prawdy" może wywołać wrażenie déjà vu również w Polsce. Iluż młodych dziennikarzy szuka dziś wyłącznie prawdy, światła, wiary, nadziei pod egidą opatrzności spod znaku IPN?
W sprawie Kundery można mieć kilka wątpliwości. Po pierwsze, dlaczego władze komunistycznej Czechosłowacji, choć pozbawiły pisarza obywatelstwa i oczerniały go w prawdziwej kampanii nienawiści, nie ujawniły w odpowiednim czasie informacji o donosie Kundery? Przecież na Praskim Hradzie wiedziano, że - jeśli donos Kundery był prawdą - właśnie ta informacja najskuteczniej obrzydziłaby pisarza Czechom i Słowakom.
Nie trzeba żadnej metafizyki, by zaryzykować twierdzenie, że albo czechosłowackie tajne służby były wyjątkowo nierozgarnięte (wiele przykładów świadczy przeciw tej tezie), albo zapis o donosie Kundery na Dvořáčka jest nie tyle spod znaku opatrzności, co opaczności. Drugie pytanie pozostające bez odpowiedzi brzmi: czy było możliwe, by donoszący na Dvořáčka student nie zeznawał w późniejszym procesie? Przynajmniej do tej pory nie znaleziono żadnych dokumentów na ten temat.
Nieznośny smród kalosza
Ale może odpowiedź na postawione na wstępie pytanie znajduje się nie w komunistycznych archiwach, a w książkach samego Kundery? Otwieram na chybił trafił "Nieznośną lekkość bytu" i trafiam (na stronie 134.) na taki oto fragment: "Tomasz, który przez ostatnie dziesięć lat zajmował się w swej praktyce lekarskiej wyłącznie mózgiem ludzkim, wie, że nic nie jest trudniejsze do uchwycenia niż 'ja'. Między Hitlerem a Einsteinem, między Breżniewem a Sołżenicynem jest o wiele więcej podobieństw niż różnic".
Powtarzam tę samą sztuczkę z "Żartem", tyle że tym razem zostawiam losowi mniej szans, wybierając specjalnie stronę 134. I czytam: "W naszym instytucie ustaliła się już nienaruszalna zasada, że wszystkich możliwych dziennikarzy kieruje się właśnie do mnie i że właśnie mnie każe się w imieniu instytutu urządzać wykłady, kiedy proszą o to rozmaici 'wychowawcy społeczeństwa'. W tym pozornym zaszczycie jest dla mnie coś smutnego".
Te dwa przypadkowo znalezione cytaty jednym na owo pytanie odpowiedzą, inni będą nadal szukać dowodów w komunistycznych archiwach. Łatwo ferować ostre sądy, ale o wiele trudniej być dobrym sędzią.
Moi znajomi szukali kiedyś przyczyny nieznośnego smrodu w ich łazience. Źródłem okazała się stojąca w kącie para kaloszy. Do butów nasikał nic nikomu nie mówiąc ich synek. Po znalezieniu winowajcy rodzice spytali, dlaczego to zrobił. Odpowiedź brzmiała: "Chciałem zobaczyć jak się sika do kalosza".
Ta anegdota może być pewnym tropem i w sprawie Kundery. Jeśli 1950 r. dwudziestojednoletni student rzeczywiście do kaloszy nasikał, to teraz 79-letniemu słynnemu pisarzowi może być ciężko do tego się przyznać. W dodatku ceną za jego ewentualną ciekawość był nie smród w łazience, lecz 14 lat więzienia i ciężkich robót Dvořáčka. Może jednak okazać się, co sugerują zeznania Zdenìka Pešata, że Milan Kundera wcale do kaloszy nie sikał.