Muzyka

Jej bigbit

Recenzja płyty: Ania Rusowicz, „Genesis”

Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
Universal Music / materiały prasowe Autor: Ania Rusowicz /
Płyta zdradza mocniejsze inspiracje zachodnim rockiem psychodelicznym niż rodzimym bigbitem.

Poprzednią płytę Ani Rusowicz „Mój Big-Bit” zapamiętaliśmy głównie dzięki nowym wersjom dawnych piosenek jej matki, Ady Rusowicz. „Genesis” to już w pełni autorska propozycja Ani, choć wciąż jest efektem tej samej fascynacji klimatem lat 60. Bardzo to hipisowskie, psychodeliczne, mocne i liryczne zarazem. Choćby piosenka „Co z tego mam?” – na początku przesłodko śpiewana a cappella, przechodzi potem z frazy na frazę w coraz potężniejsze brzmienie, niczym chóralna końcówka „You Can’t Always Get What You Want” Stonesów. Albo „Anioły” z anielską melodią, ale gitarowym podkładem jakby z Hendrixa. Tu i ówdzie pojawia się też estetyka bardzo przypominająca piosenki Jefferson Airplane. Płyta zdradza mocniejsze inspiracje zachodnim rockiem psychodelicznym niż rodzimym bigbitem, choć w „Polnych kwiatach” mamy gitarowy riff z „Gdybyś kochał” Breakoutów, zaś piosenka „To co było” brzmi jak bigbitowy evergreen Niebiesko-Czarnych. Tak czy siak to rzeczywiście bigbit nie do pomylenia, bigbit Ani Rusowicz.

 

Ania Rusowicz, Genesis, Universal Music

Polityka 40.2013 (2927) z dnia 01.10.2013; Afisz. Premiery; s. 71
Oryginalny tytuł tekstu: "Jej bigbit"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Nauka

Patologie psychobiznesu, czyli jak celebryci z sieci „kształcą” terapeutów. Tu chodzi o kasę

Od dziesięcioleci trwają znojne prace nad ustawą dotyczącą usług psychoterapeutycznych w Polsce. Dlaczego się nie udaje? Bo chodzi o pieniądze.

Wojciech Kulesza
05.04.2025
Reklama